Kobieta, którą spotkałam przypadkowo, zaimponowała mi szalenie, kiedy dowiedziałam się, ile ma lat. Ona: szczupła, wręcz wiotka, wspaniale się poruszająca, z twarzą ładnie rozświetloną od środka. Kobieta na eksponowanym stanowisku, a przy tym matka trojga dzieci (w tym jednego dziś szesnastoletniego, urodzonego przez nią po czterdziestce), bardzo dojrzała i bardzo – mimo swojego wieku – młoda.
Zaraz na wstępie naszej znajomości – dziś przerodzonej już w przyjaźń- powiedziała: „Wiesz, ze wszystkiego na świecie najbardziej lubię żyć!”
Tak – pomyślałam wówczas patrząc na nią, podziwiając ją – tak, to jest to: żyć, żyć i żyć! Nie obok życia, a w samym jego środku. Żyć aktywnie, mocno. Profesor Kotarbiński, genialny filozof i wspaniały człowiek, powiedział, że życie intensywnie czynne jest źródłem długotrwałej radości.
A więc żyć intensywnie, żyć pięknie, żyć – choć ciągle lat przybywa. Przedłużać swoje życie, jak tylko to jest możliwe i od nas samych zależne.
Czy jest możliwe?
Jest! Tylko trzeba bardzo chcieć. I umieć żyć.
Czy można się tego nauczyć?
Można.
Jak? ..
W tej książce podejmuję próbę odpowiedzi na pytanie: „jak?” Ale także na inne, które kołaczą się w głowach ludzi nieustannie poszukujących po sposobów ulepszania i przedłużania swojego życia.
Beata Będzińska.
Człowiek, rodząc się, ma zakodowany w świadomości i podświadomości, zachowawczy instynkt przedłużania swojego życia, a właściwie zachowania życia, zachowania gatunku. Każdy człowiek jak najdłużej stara się utrzymać zdrowie, aktywność, swoje życie. Ludzie często mówią: ,,A co mi zależy, właściwie mogę żyć, mogę nie żyć, wszystko mi jedno”. Takie słowa są co najwyżej objawem głębokiej depresji albo nerwicy. Każdy człowiek chce żyć! Każdy człowiek chce być zdrowy, młody i piękny. Nie każdemu to się udaje, ale trzeba wiedzieć, że świat w tej chwili dąży do przedłużania życia ludzi, do zachowania ich zdrowia, kondycji i zdolności do pracy bez zbędnego, wielkiego wysiłku. Świat dąży do tego, aby stworzyć ludziom możliwość korzystania z życia, cieszenia się życiem.
Dziś świat walczy się z otyłością. Czasem już kilka kilogramów nadwagi
powoduje przykre dolegliwości, a na pewno jest wstępem do różnych schorzeń, które później będą skracały życie.
Nastała moda, wręcz przymus szczupłej sylwetki. Szczupłym (w przypadku panów), a przede wszystkim szczupłą (w odniesieniu do pań) po prostu trzeba być. Jest to nie tylko eleganckie, modne i praktyczne, ale przede wszystkim zdrowe.
Późnego wieku w zdrowiu i radości ducha najczęściej dożywają ci, którzy w trzydziestym
roku życia potrafili zatrzymać się na chwilę. Właśnie samym złotym środku życia. Właśnie wtedy, kiedy na nic jeszcze za późno.
Ludzie dzisiaj żyją szybko. Za szybko. I w tej gonitwie jakże często samych. To szczególnie odnosi się do kobiet, które „w biegu” przekraczają trzydziestkę i … pędzą dalej. A kiedy już zmęczą się i z konieczności zatrzymają, okazuje się, że mają mnóstwo zmarszczek, fatalną, oblepioną sadłem figurę, bolący kręgosłup i wnuki domagające się nie tylko miłości.
Zatrzymać się na chwilę w trzydziestym roku życia, właśnie w tym najlepszym momencie, kiedy rozum spotyka się z trwającą jeszcze młodością, zatrzymać się i podjąć spontanicznie, odważnie pewne postanowienia dotyczące dalszego bycia i życia. Po trzydziestce ma się przed sobą jeszcze całą przyszłość. Czy będzie piękna, pomyślna, długowieczna?
To zależy od nas samych.
Kto mając trzydzieści lat pomyśli nie tylko o swojej urodzie, ale również o zdrowiu – temu w wieku bardzo dojrzałym łatwiej będzie żyć, poruszać się bez wysiłku i przyjemniej patrzeć w lustro.
Aż do znudzenia (tak, przyznaję otwarci~!) powtarzam i powtarzać będę zawsze: dbajmy o figurę, nie tyjmy, nie jedzmy oczami, jedzmy w ogóle tylko wtedy, kiedy naprawdę jesteśmy głodni i tylko tyle, żeby głód zaspokoić. Od wielu lat w moim gabinecie lekarskim SABA w Łodzi
„zrzucam” z ludzi otyłych całe tony tłuszczu. Wiem najlepiej, jak bardzo są nieszczęśliwi – ci grubi – kiedy do mnie przychodzą ( a bywa, że przywożeni są na wózku, bo chodzić już nie mogą), cieszę się razem z nimi, kiedy po kuracji znacznie lżejsi i zdrowsi wracaj ą do normalnego życia.
Przekraczając trzydziestkę trzeba bezwzględnie kupić sobie wagę. I bardzo często na niej stawać. Po prostu: zatrzymując się w biegu po mniej lub bardziej wygodne organizowanie sobie zwykłej codzienności uczciwie zauważać, że – na przykład – nie dopina się już spódnica w pasie, że sweterki zrobiły się za ciasne, że nad paskiem spodni zaczyna zwisać fatalna „walizka” (to u panów), że w miejscu brzucha utworzyła się ciężka … poducha z sadła (to u pań).
Kto nie kontroluje swojej wagi, kto zamiast jeść pożera jedzenie -ten tyje. Tycie niekontrolowane prowadzi do otyłości nadmiernej, a
już sama w sobie. Otyłość to także przyczyna wielu chorób najróżniejszych, nie tylko utrudniających, ale wręcz skracających życie. Kto nie wierzy, niech teraz uważnie poczyta.
Przez wiele lat pracowałam w środowisku łódzkich włókniarek. Przyglądałam się im codziennie. Nie tylko w moim lekarskim gabinecie, do którego przychodziły chore i sfrustrowane. Przyglądałam się im, kiedy szły do pracy, kiedy stały przy swoich hałaśliwych maszynach, kiedy pochylone, powłóczące nogami, po pracy wracały do domu. Bardzo szybko zorientowałam się, że przyczyną złego stanu zdrowia oraz źródłem wielu dolegliwości jest dla sporej liczby kobiet nie ciężka praca, ale … tusza. Kobiety tęgie – te, których waga przekroczyła wszelkie przyzwoite normy – chorowały na nadciśnienie, na cukrzycę, na serce, na stawy, kobiety otyłe miały chory przewód pokarmowy, skarżyły się też na bezsenność, kobiety otyłe przychodziły do mnie mówiąc, że mają „skołatane nerwy” …
Zaburzenia nerwowe z powodu tuszy?
Owszem, tak. Otyłość to choroba, która prowadzi nie tylko do wielu powikłań bezpośrednich w funkcjonowaniu serca, wątroby, trzustki, ale ma także wpływ na złe samopoczucie, sprzyja też – uwaga, uwaga! – depresji. A depresja to choroba podstępna. Niby nic nie boli, a człowiek czuje się obolały, brzydki, nikomu niepotrzebny. Do tego drażliwy, z biegiem czasu również napastliwy, złośliwy bez powodu.
Kto tyje i traci nad sobą kontrolę ma chorobę wieńcową, nadciśnienie, chore serce. Osoby otyłe chorują na wątrobę, kamicę dróg żółciowych, na zwyrodnienie stawów, cukrzycę, żylaki kończyn dolnych. Otyłość nie leczona może doprowadzić do pękania naczyń w mózgu, do wylewów krwi do mózgu, do zatorów. Otyłość nie leczona, a do tego postępująca jak że często
prowadzi do inwalidztwa.
Jeden z wybitnych naukowców amerykańskich, którego niedawno poznałam na konferencji w Atenach, obliczył, że likwidacja nowotworów złośliwych. wydłużyłaby życie przeciętnego obywatela na świecie o dwa lata, a likwidacja otyłości wydłużyłaby przeciętny okres życia człowieka o cztery lata! Uwaga! Pomyślmy nad tym, nim siądziemy do kolejnej porcji pszennego makaronu bogato omaszczonego skwarkami lub gęstym sosem zaprawionym smalcem i mąką. Przypominajmy sobie za każdym razem, kiedy łyżką bądź widelcem ładujemy w siebie za dużo,
za gęsto, za tłusto i niezdrowo. Pamiętajmy: każdy otyły człowiek żyje od 4 do 7 lat krócej …Wiele osób chciałoby nie tylko zadbać o swoją sylwetkę, ale także pozbyć się dolegliwości utrudniających życie. A więc: kiedy zacząć? Czy już, zaraz, czy może trochę później? W którym momencie zaczyna się nadwaga, a w którym otyłość, kiedy jest już pora, aby
zacząć myśleć poważnie o swoich kilogramach? Wszystkie kobiece (i nie tylko te ) pisma drukują od czasu do czasu tabele, przeliczniki, schematy ułatwiające obliczanie własnej wagi ciała. Dość popularną i łatwą w stosowaniu jest tabela Brooka, która traktuje wagę proporcjonalnie do wzrostu i płci. Ja osobiście zwracam jeszcze uwagę na budowę kośćca, na rozwój mięśniowy, na wiek pacjenta, a nawet na rodzaj wykonywanej pracy. Ważne moim zdaniem są również proporcje ciała.
A teraz przykłady.
Jeżeli osiemnastolatka – wzrost 160 cm, waga 60 kg, zgłasza się do mnie z pytaniem: „Czy powinnam się odchudzić”?, to ja dziewczynę dokładnie oglądam. Jeżeli ma prawidłowe proporcje ciała i jest dobrze umięśniona – to proponuję schudnięcie o 5 kg. I zachowanie tej wagi na długie, długie lata!
Inna osiemnastolatka, tyle samo mierząca i ważąca, może być przeze mnie potraktowana inaczej. Tu bardzo ważną sprawą jest figura i proporcje ciała. Dziewczyna nie uprawiająca sportu, prowadząca siedzący tryb życia, przy tym posiadająca rozszerzone znacznie biodra i grube uda, musi być doprowadzona do wagi wg najniższej normy, czyli 48-50 kg. Dlaczego? Bo przed nią jeszcze całe dorosłe życie, a więc przede wszystkim porody. Po porodach kobiety przeważnie „tracą figurę”, a właściwie nabywają – bez kontroli – dodatkowe kilogramy niszczące sylwetkę.
Uwzględniając wzrost 160 cm i wagę 60 kg u matki, która ma za sobą już dwa porody, wyciągnę jeszcze inny wniosek. Jeżeli ta kobieta o prawidłowych proporcjach, ładnie zbudowana i dobrze się z samą sobą czująca, nie ma osobistej potrzeby zrzucania kilogramów – nie zalecę jej odchudzania. Zwrócę jednak uwagę, aby miała się na baczności, bo następne kilogramy będą już wejściem w nadwagę. Co oznacza: deformację sylwetki, złe samopoczucie, kompleksy, różne „pomysły” o głodowaniu, jedzeniu reklamowanych (i przeważnie mało skutecznych) pigułek, popijaniu syropów, miksowaniu sproszkowanych, niby cudownych posiłków dietetycznych. Jeżeli kobieta ta waży 70 kg, już mówimy o nadwadze, 70-80 kg – to otyłość I stopnia, 90 kg – otyłość II stopnia, do 100 kg – otyłość III stopnia. IV stopień otyłości to kalectwo, tzw. otyłość śmiertelna i na to kalectwo można otrzymać rent~. Nie jest to jednak stwierdzenie ani radosne, ani pochlebne dla otyłej. Bo raz jeszcze powtórzę: przewlekła otyłość niesie z sobą najróżniejsze schorzenia. Otyłość przeszkadza żyć, a więc także czerpać z życia radość. Otyły człowiek nigdy nie dożyje sędziwego wieku. Kto chce przedłużyć życie – musi schudnąć! O zachowaniu dobrej, zgrabnej sylwetki najlepiej myśleć już od wczesnej młodości. Kto o tym zapomniał wcześniej, niech koniecznie przypomni sobie w dniu 30 rocznicy urodzin. 30 lat to jest ten moment, który winien stać się przełomem w naszym życiu i byciu. Także przy stole. Nawyki – nawet złe – można nie tylko zmienić, ale wręcz usunąć. Jednym z najgorszych (rujnujących nie tylko zdrowie, ale i kieszeń) nawyków jest najadanie się ponad miarę! A potem tycie.
Tego, co dla innych ludzi jest stwierdzeniem („Grubaski są pogodne”), ja, lekarz z dużą praktyką, nie mogę potwierdzić. Bo wbrew wszelkim pozorom nadwaga i otyłość wpływają nie tylko na stan fizyczny zdrowia człowieka, ale również na jego psychikę. I jeżeli nawet grubaski są pogodne, to tylko do pewnego momentu. Grubasy, które przestają się sobie podobać, a na dodatek nie mają się w co ubrać (bo za ciasne suknie, bo płaszcz się nie dopina, bo buty jakoś „zmalały”) wpadają w fatalny nastrój. Hamowanie przyzwyczajeń dla każdego człowieka jest strasznie trudną sprawą. Cóż dopiero dla tego, który przyzwyczaił się do ciastek, czekoladek, naleśników z przesłodzonym dżemem. Odmawianie sobie posiłków ukochanych ale tuczących powoduje wkraczanie do błędnego koła. I psychiczne zaburzenia. Kobiecie w wieku 40 – 50 lat wydaje się przeważnie,że jej życie wkroczyło w tę drugą fazę, która już nic dobrego ani ciekawego przynieść nie może. Niektóre kobiety mówią wprost: na wszystko jest już za późno, niczego już właściwie nie da się zmienić – dom, praca, kłopoty z dziećmi, w kółko to samo, te same czynności, ten sam codzienny kołowrotek, ta sama nuda. A jeśli jeszcze do tego kobieta jest otyła? Jeśli nie może się ładnie ubrać, jeśli nie może zjeść ulubionych potraw – to wtedy zaczyna się denerwować. Ponadto: nie chce chodzić na rodzinne przyjęcia – bo wszyscy jedzą i piją, a ją mąż puka w łokieć: „Nie bierz tego i tak jesteś za gruba”, nie chce się spotykać z gośćmi swoich dzieci, bo słyszy „Mamo, inne matki są szczuplejsze
od ciebie, na wywiadówce ty byłaś najgrubsza”, nie chce wyjść z mężem na spacer, nie chce rozebrać się na plaży, cierpi, gdy mąż ogląda się na ulicy za szczupłymi kobietami … A więc grubasy: na co jest za późno?
Każdy człowiek od czasu do czasu podświadomie pragnie coś w swym życiu zmienić. Więc zmieniajmy zaczynając od własnego wyglądu. Ludzie myślący, ludzie z silną wolą (którą można wszak w sobie wyrobi nie załamują się, podejmują walkę z samym sobą. Jeśli wygrywają, to właśnie jest sukces! Sukces – bo najtrudniej człowiekowi wygrać z mym sobą. Ludźmi sukcesu są moi pacjenci. Najcięższa Polka (182 kg!)w ciągu czternastu miesięcy leczenia w moim gabinecie SABA schudła do 84 kg. Razem ze zbędnymi, szpecącymi ją kilogramami, pozbyła się nadciśnienia, cukrzycy, owrzodzenia kończyn dolnych. Ta kobieta zaczęła żyć od nowa, bo wygrała z sobą i jest z siebie dumna. Dumna tym bardziej, że mogła zrzec się inwalidzkiej renty, a praca, którą podjęła, dostarcza jej wiele satysfakcji. Żyjemy w czasach nieustannego dążenia
do sukcesu,a dziś w każdym zawodzie preferuje się osoby szczupłe, ruchliwe, uśmiechnięte, szybkie. Jeżeli chce się zostać człowiekiem sukcesu, nie wystarczy być bystrym, operatywnym, rozumnym. Trzeba także mieć odpowiedni wygląd i zdrowie. Pamiętajmy: za pierwszym sukcesem wynikającym z odchudzenia przyjdą sukcesy następne.
O JEDZENIU MOŻNA W NIESKOŃCZONOŚĆ
a u nas, w Polsce, na ten temat powinno się mówić wyjątkowo często, albowiem jesteśmy krajem obżartuchów. Tymczasem na całym świecie wraz z obowiązującą modą na szczupłą sylwetkę, zaczęła obowiązywać zasada rozsądnego odżywiania się. Właśnie odżywiania się, a nie przejadania. Zdrowe jedzenie, dobre jedzenie, nie tuczące jedzenie. To wcale nie
jest to, co tkwi w polskiej obyczajowości kuchni i stołu. Lubimy pokarmy tłuste, smażone, podprawiane mąką. Lubimy desery z dużą ilością cukru i kremów. A tymczasem świat zaczął akceptować makrobiotykę, co po grecku oznacza: makro – wielki, bios – życie. A więc makrobiotyka to wielkie życie, to egzystencja człowieka w pełnej harmonii z przyrodą. Podstawą utrzymania życia, a przede wszystkim przedłużenia życia, jest prawidłowy sposób odżywiania. Twórca makrobiotyki, Japończyk Nyiotti Sakurasawa (jako autor podręczników makrobiotyki występował po pseudonimem) głosił: jesteś tym, co jesz. I to jest święta prawda, a sam twórca makrobiotyki to żywy przykład w dziedzinie wyższości odżywiania nad jedzeniem. Nie mówiąc już o… wielkim żarciu. Sakurasawa w wieku młodzieńczym bardzo ciężko chorował. Kiedy zawiodły tradycyjne metody leczenia, a chciał żyć, za wszelką cenę żyć, poddał się leczeniu u mnichów japońskich. Wyleczył się stosując dietę zalecaną właśnie przez mnichów.
Makrobiotyka to metoda leczenia, ale nie tylko. Makrobiotyka to sposób życia. A cóż my, ludzie żyjący współcześnie, jadamy najchętniej? Mięso (tłuste także, nawet lepsze, jeśli tłuste), gotowane kapuchy z bardzo ostrymi przyprawami, kiełbasy, ciastka, ciasta z kremem i najlepiej
jeszcze polane gęstą czekoladą, opijamy się mocną herbatą, kawą, że nie wspomnę już o ulubionych napojach wyskokowych. Lubimy solić solą tak bardzo oczyszczoną, że aż prawie pozbawioną jakichkolwiek wartości odżywczych, a warzywa gotujemy tak długo, aż stracą wszystko, co w nich najcenniejsze. Marny awersję do warzyw surowych, po owoce sięgamy zdecydowanie za rzadko. Cukru sypiemy dużo i do wszystkiego. Tymczasem makrobiotycy twierdzą, że zdrowy jest człowiek, który:
pije czystą wodę
je surowe owoce
orzechy
warzywa surowe
rośliny strączkowe
zboża jak najmniej przemielone
wszystko, co można sporządzić z ziaren soi
ryby
sól tylko kamienną.
Rzadko i w małych ilościach można jeść:
olej
drożdże
miód
śmietanę
masło
mleko
jogurt
drób
mięso
jaja.
Makrobiotycy nie jedzą cukru, słoniny, oczyszczonej soli, nie piją alkoholu.
Według makrobiotyki: cukier, biała sól, biała mąka, konserwy – to pokarm nieodpowiedni. Odpowiednim pokarmem są wszelkie ziarna zbóż, niełuskany ryż, kukurydza, groch, fasola, soja, soczewica. W tych
produktach, które zjadamy w całości, podstawowe składniki odżywcze są w idealnych proporcjach określanych przez samą naturę. Posiłki które przygotowujemy z produktów tak zwanych całościowych (odpowiednich
dla człowieka) zapewniają naszemu organizmowi stan równowagi
biologicznej i sprawność funkcjonalną.
I jeszcze jedna, ważna bardzo sprawa: jeśli decydujemy się odżywiać zgodnie z zasadami makrobiotyki, to kupujmy do naszej kuchni tylko to, co rośnie w najbliższej okolicy – w tej samej strefie klimatycznej. I niech będą to tylko potrawy sezonowe. Nowalijki hodowane pod folią mają dla naszego organizmu minimalne, czasem nawet nijakie znaczenie.
Pełną mąkę można kupić od rolników na bazarach, a z tej mąki jakże wspaniale smakują kluski, naleśniki, różne placki. Powinniśmy też robić własne kiszonki ze wszystkiego, co tylko da się zakwasić. Kwaszonki powinno się jeść codziennie. Ludzie stosujący żywienie makrobiotyczne
są zdrowsi i dłużej żyją. Znam wiele osób, które „kupiły” makrobiotykę i nie zamierzają z niej zrezygnować. Muszę jednak uczciwie dodać, że wszyscy znani mi makrobiotycy, to ludzie najzupełniej normalni. I jeżeli zdarza się, że mają ochotę zjeść coś, co jest niezdrowe, robią to. Od czasu do czasu, oczywiście.
zapytał pewnego razu mój znajomy, kiedy przedstawiłam mu kobietę po czterdziestce z figurą …dwudziestoletniej. Owa kobieta czterdziestoletnia wypracowała swój własny – choć wcale nie odkrywczy, bo inne też stosują – sposób odżywiania się. A decyzję o takim właśnie odżywianiu podjęła w dniu swoich trzydziestych urodzin. Odżywia się następująco. Rano wypija najpierw pełną szklankę bardzo zimnej, przegotowanej wody, a potem filiżankę prawdziwej kawy z mlekiem lub śmietanką. W samo południe, w bufecie w miejscu pracy, zjada trzydaniowy posiłek (bez zupy) składający się z sałatki albo kawałka śledzia, albo „tatara”, dania na ciepło (kotlet, jaja sadzone z warzywami, pieczona kaszanka), deseru (szklanka soku, woda mineralna, kilka herbatników). Na koniec kawa bez śmietanki.
Przygotowując w domu posiłek wieczorny dla siebie i rodziny stara się wymyślać potrawy na ciepło. Gotuje więc ryż, kaszę gryczaną, piecze rybę, albo wcześniej ugotowaną przyrządza na zimno, po grecku. Do jarzyn gotowanych w szybkowarze dodaje, ale dopiero przed podaniem na stół, łyżkę surowego masła. Po kolacji jada się również desery: kawałek sera albo owoce. Żadnych ciast, żadnych tortów. Deserem, jeśli nie dodatkiem do potraw głównych, są też: sałata, pomidory, sałatka z buraków z zieloną pietruszką i oliwą z dodatkiem paru kropli cytrynowego soku.
Najważniejsze jest to, że na stół podaje się różne potrawy, różne, a nie jedną w dużej misce. Ta różnorodność potraw sprawia, że domownicy zjadają wszystkiego po trochu, że są usatysfakcjonowani nie tylko smakowo, ale i ilościowo (jeśli więcej potraw – je się z każdej po troszeczkę), a przy tym nie tyją.
marzą kobiety odnajdując w babskich tygodnikach zdjęcia pięknych szczupłych kobiet. Marzenia o upodobnieniu się do znanych aktorek, modelek, piosenkarek, a nawet do zgrabnych kelnerek, są najczęściej tylko marzeniami. Bez podejmowania jakiejkolwiek próby korygowania własnej sylwetki. Tymczasem filmowe gwiazdy bardzo „pracują” nad stworzeniem własnej, budzącej podziw i pożądanie, sylwetki. Amerykańskie gwiazdy filmowe jadają podobno tylko trzy posiłki dziennie, piją chude mleko, unikają śmietany, masła, oliwy, oczywiście tłustych sosów do mięsa i ryb, tłustych śmietankowych serów. Gwiazdy jedzą mięso w rozsądnych ilościach, także chude ryby, mnóstwo owoców i jarzyn na surowo, piją soki owocowe i warzywne wyciskane przed podaniem.
Tajemnica znakomitych sylwetek gwiazd filmowych tkwi nie tylko w rozsądnym odżywianiu się, Gwiazdy prowadzą bardzo aktywny tryb życia, a poza filmowym planem – gimnastykują się, biegają rano bądź wieczorem w parkach lub nawet na ulicach, pływają. Joan Collins dobrze nam znana z tasiemcowego serialu „Dynastia” nie potrafi żyć bezczynnie. Kiedy nie gra – chodzi na treningi wzmacniające mięśnie. Od pewnego czasu ma nawet własnego trenera, specjalistę od utrzymywania w dobrej formie ciał hollywoodzkich gwiazd.
Ja wiem, że my jesteśmy zbyt biedne, aby pozwolić sobie na opłacenie ćwiczeń gimnastycznych, bądź specjalnych masaży w drogich, prywatnych gabinetach. Ale czy koniecznie musimy korzystać z pomocy drugich osób? Czy to takie trudne, aby każdego ranka bądź wieczorem poświęcić sobie dziesięć minut na gimnastykę? Ruch to życie. Ruszajmy się więc: nie tylko między kuchnią, a jadalnią, nie tylko między domem i sklepem, w którym robimy zakupy. Nie żałujmy sobie czasu na szybki, codzienny spacer, a jeśli zdrowie pozwala – również na nie męczący bieg dookoła osiedla. Joan Collins jest przeważnie bardzo za zapracowana. Jeśli nie gra w filmie, samolotem leci do swoich dzieci i wnuków. Bardzo chętnie pomaga rodzinie (mieszkającej tysiące kilometrów od niej) we wszystkich, domowych pracach. Ani na chwilę bez potrzeby nie siada na
kanapie, zawsze ma jakieś zajęcia, które wymagają ruchu, wysiłku. Joan Collins jest szczupła, bardzo zgrabna, a do tego piękna. Nie ma jakiejś specjalnej, faworyzowanej przez siebie diety. Stara się po prostu jeść tylko trzy razy dziennie, nie pojada między posiłkami. Na obiad lubi wołowinę (ale w małej porcji,) a do tego mnóstwo warzyw i owoców. Na surowo, naturalnie. Aktorka wypija codziennie szklankę mleka. Od wielu lat codziennie połyka tabletkę multiwitaminy.
Oprah Winfrey, gwiazda amerykańskiej TV była kiedyś potwornie gruba. Kiedy schudła aż o kilkadziesiąt kilogramów okazało się, że jest jeszcze bardzo atrakcyjną kobietą. Już nie tylko elokwentną, sympatyczną, inteligentną, ale także ładną, powabną. Nabrały prawdziwego blasku jej wielkie oczy, widzowie zamiast tuszy zaczęli zauważać jej gęste, aksamitne włosy, jej namiętne usta.
Jedna z najpiękniejszych kobiet świata, gwiazda włoskiego kina Gina Lollobrigida przekroczyła, o czym wszyscy wiedzą doskonale, sześćdziesiątkę. A przecież ciągle czaruje mężczyzn, wzbudza podziw i zazdrość w gronie kobiet nawet młodszych od niej. Gina ma dziś jeszcze w talii 60 cm, a w biodrach 85. Jak każda kobieta ma czasem zwyczajne, babskie „pokusy” i nie potrafi odmówić sobie smakołyków tuczących. Kiedy jednak wejdzie na wagę i zauważy, że „coś” jest powyżej jej stałej normy – natychmiast bierze się w garść – to znaczy: trochę mniej je i trochę więcej się gimnastykuje. Dobra, mądra rada włoskiej aktorki dla wszystkich kobiet pragnących podobać się innym i sobie, brzmi: „Codziennie stawaj na wadze!” Gina Lollobrigida zawsze na czczo wypija szklankę bardzo zimnej wody z sokiem z połowy cytryny. Na śniadanie
pije tylko filiżankę kawy. Około dziesiątej rano pozwala sobie na chleb chrupki bądź dwie kromki chleba razowego, do tego szklanka soku z pomarańczy. Na obiad duży stek wołowy pieczony bez tłuszczu, o czwartej po południu znów chleb ciemny lub suchary z sokiem, a wieczorem znów duży
wołowy stek. Taką dietę stosuje nie częściej niż dwa dni pod rząd. Poza tym je normalnie. Je wszystko – tylko w mniejszych ilościach niż to zwykle przy
stole przyjęte.
Ja wiem, że nie zawsze my, polskie kobiety możemy sobie pozwolić na świeży sok z cytryn i pomarańczy. Ale o szklance wody na czczo pamiętajmy zawsze! Woda wypita przed śniadaniem znakomicie reguluje trawienie. A prawidłowe trawienie także pomaga nam w utrzymaniu dobrej sylwetki. –
I jeszcze kilka słów o innej, także bardzo słynnej aktorce. Brigitte Bardot ukończyła już dawno pięćdziesiąt lat, a mówiąc jeszcze dokładniej zbliża się do sześćdziesiątki. W pięćdziesiątą rocznicę urodzin Brigitte obiecała sobie, że nie będzie patrzeć w lustro (a nuż zobaczy zmarszczki?). Wielka gwiazda filmu francuskiego, dziewczyna, którą pamiętamy nie tylko z ekranu, ale i z licznych fotosów w gazetach, ma figurę i temperament nastolatki. Gra na gitarze, uwielbia tańczyć. Tańczy często i pewnie dlatego tak pięknie chodzi. Nie stosuje (nie robiła tego nigdy) żadnej. specjalnej diety. ale też nigdy się nie przejada. Od bardzo dawna zrezygnowała z jadania mię a. Wszystko inne każdego dnia ma na swoim talerzu.
W środowisku artystów, ale także w gronie ludzi spoza tego kręgu, ostatnio bardzo modna jest tak zwana dieta kalifornijska. Dominującą rolę odgrywa w niej równicą szklanka zimnej wody na czczo. Dzień zaczyna się od wypicia szklanki przegotowanej, zimnej wody, a idealnie jest wypić także szklankę świeżego soku owocowo-warzywnego. Na śniadanie dowolna ilość świeżych owoców, a do pracy, jako tak zwane drugie śniadanie – duża porcja surówki. Surówki mogą być różne, w zależności od pory roku. Przykładowo może być taka: sałata, cykoria, seler, marchew, pomidor, kapusta, świeża papryka, ogórki, pory. Wszystkiego po troszku, oczywiście drobno pokrojonego. Surówkę można przygotować już wieczorem, a rano dodać do niej (po wyjęciu z lodówki) trochę miodu i kilka kropel soku z cytryny. Do surówki, w pracy, bierzemy dwie kromki razowego chleba. Przed obiadem obowiązkowo wypija się szklankę świeżego soku owocowego, a potem już normalne danie: mięso, ryba, jaja sadzone i naturalnie dużo surówki. Zupy powinny być gotowane z dużą ilością warzyw, a dodatkiem do zup może być mięso gotowane i pokrojone w drobną kostkę oraz grzanki. Na obiad jada się również różne kasze, ryż, ziemniaki gotowane i pieczone, wszelkie potrawy z jarzyn gotowanych. Ziemniaków nie powinno się jeść w większych ilościach (jednak trochę tuczą), ale temu, kto nie jest na diecie odchudzającej, rozsądna, czyli
mała porcja raz dziennie nie zaszkodzi. Ziemniaki są warzywem o ogromnych zaletach: mają wysokowartościowe białko i prawie wszystkie witaminy C. Ziemniaki mają też dużo wartościowych, niezbędnych dla życia mikroelementów – wapń, fosfor, potas, żelazo. Ale uwaga: wszystkie te ważne dla organizmu składniki znajdują się tuż pod skórką ziemniaka. Dlatego trzeba. bulwy obierać bardzo cienko. Ziemniaki są smaczne i można z nich przygotowywać najróżniejsze dania, by przypomnieć odwieczną tajemnicę naszych babek: delikatne pure z ziemniaków, „które pomaga odzyskać siły ludziom osłabionym chorobą. Jednodniowa dieta ziemniaczana (ziemniaki muszą być ugotowane i podane z wody) może całkowicie zlikwidować bóle wątroby lub spowodowane niedomaganiem ze strony woreczka żółciowego.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do diety kalifornijskiej. Dlaczego poświęcam jej tyle miejsca? Otóż dlatego między innymi, że ludzie stosujący ją są normalni, pozbawieni jakiegokolwiek fanatyzmu. Dieta kalifornijska nie zaleca wprawdzie, ale i nie wyklucza wcale ani deserów, ani słodyczy, ani nawet kawy i alkoholu. Tylko … tylko w rozsądnych ilościach. I nie codziennie. A jeżeli już to konieczne, co najmniej w pół godziny po głównym posiłku.
Znam wiele osób, które stosują u siebie w domu dietę kalifornijską.
Oto, co powiedziała mi jedna z pań po pięćdziesiątce: „Na początku byłam ciągle głodna, ale z biegiem dni jedzenie ha czczo owoców (a nie picie kawy, na przykład) stało się dla mnie czymś absolutnie naturalnym. Porcja surówki warzywnej, jako posiłek w południe sprawiła, że przestałam
pożerać stosy kanapek w szpitalnym bufecie. Do surówek obiadowych dodaję gotowaną fasolę albo zielony groszek konserwowy i wtedy posiłek jest „mocniejszy”. Po takiej surówce warzywnej z wkładką fasolową lub groszkową czuję się najedzona przez parę godzin”.
A oto jeszcze jedno zwierzenie, tym razem młodego aktora łódzkiego Teatru im. Jaracza: „Od kiedy w naszym domu rodzinnym zaczęliśmy stosować dietę kalifornijską, przestaliśmy jakoś tęsknić do wędlin, nie robimy w każdym razie z nimi żadnych kanapek (wydają się nam niesmaczne). Jemy też stosunkowo mało żółtych serów, a zupełnie przestaliśmy kupować – a więc nie jadamy – ani mięs, ani ryb z puszek. Pijemy też mniej kawy i herbaty, a cukier zastępujemy miodem. Kuchnia z dietą kalifornijską jest nie tylko zdrowa, jest też tania. Naprawdę.”
znalazłam w małym poradniku wydanym przez bardzo przeze mnie łubiany poradnik „Kobieta i Życie”. W poradniku zredagowanym przez panią Alicję Filochowską-Pietrzyk, umieszczono min. motto, które obowiązuje w mojej codziennej pracy z ludźmi otyłymi: „Nadwaga szkodzi zdrowiu, utrudnia życie i dodaje lat” … Sięgam więc do najsłynniejszych diet świata iż drugiej ręki przekazuję moim czytelnikom kilka z nich. Ale przypominam: dietę odchudzającą mogą stosować na własną rękę jedynie te osoby, które są zdrowe. Kto ma jakiekolwiek kłopoty zdrowotne, bezwzględnie swoje odchudzanie musi rozpocząć pod okiem i kontrolą lekarza.
Dieta uniwersalna, a do tego ... upiększająca. Naprawdę.
Zamiast śniadania zjadamy w domu (można też w słoiczku – jeśli się rano spieszymy – zabrać do pracy) surówkę piękności. Co to jest surówka piękności wiedziały już nasze prababki, bo w starych poradnikach dla pań odnalazłam kilka wersji znakomitego skądinąd i wytwornego – w pewnym sensie – posiłku.
Najlepiej wieczorem wsypać do miseczki 6 łyżek płatków owsianych górskich i zalać je siedmioma łyżkami zimnej, ale uprzednio przegotowanej wody. Dodać teraz kilka – do dziesięciu – posiekanych orzechów laskowych albo włoskich (łatwiejsze do zdobycia), następnie łyżkę płynnego, prawdziwego miodu. Zamieszać i wstawić do lodówki na noc. Rano dodać utarte jabłko, 6 łyżek mleka albo słodkiej śmietanki i sok z połówki cytryny. Można też dorzucić troszkę rodzynek albo mrożonych owoców (w lecie – świeżych). Całość raz jeszcze wymieszać i jeść powoli. Pamiętajmy: przy żadnym jedzeniu, nawet jeśli jest to tylko surówka, nie wolno się spieszyć. To bardzo niezdrowe. A do tego fatalnie wygląda, (O elegancji w ogóle napiszę trochę później).
A teraz najbardziej kusząca ze wszystkich diet, dieta odmładzająca wynaleziona i stosowana przez Gayelorda Hausera. Hauser – człowiek niegdyś ciężko chory, wyleczył się, przy pomocy misjonarza, dzięki diecie jarzynowo-owocowej. W tej diecie bardzo ważną rolę odgrywa sok z marchwi, pomidorów i selerów oraz pomarańcze i cytryny. Dr Michał Tombakoff, rosyjski specjalista w dziedzinie leczenia metodami naturalnymi, udowodnił, że ludzie, którzy piją codziennie szklankę soku z marchwi, są zdrowsi i dłużej żyją. Jeżeli nawet to warzywo wyhodowane było na skażonej glebie (np. na polu przy ruchliwej jezdni) to w soku wyciśniętym bądź odwirowanym z takiej marchwi nie ma najmniejszego śladu szkodliwych dla człowieka trucizn pochodzących z ziemi lub z atmosfery. Sok z marchwi jest produktem absolutnie czystym.
Dietę odmładzającą Hausera stosowała między innymi Greta Garbo. W późniejszych latach pacjentami G. Hausera były same znakomitości świata artystycznego: Marlena Dietrich, Charlie Chaplin, Marylin Monroe, lane Fonda, Farach – żona ostatniego cesarza Iranu. Po dietę młodości sięgają do tej pory członkowie wielkich, znanych rodów. A wspomnę tu tylko, że pacjentką Hausera była, już jako księżna Monaco, Grace Kelly. Dziś dietę młodości stosuje z fantastycznym skutkiem córka księcia Monaco, Karolina.
Stosując dietę młodości można w ciągu tygodnia stracić około trzech kilogramów, ale nawet nie mając nadwagi dobrze jest dietę Hausera stosować co jakiś czas przez siedem dni.
Dieta młodości regeneruje i odtruwa organizm. Oto dziesięciodniowy jadłospis.
1 dzień
Śniadanie – pół grejpfruta, jedno jajko sadzone, dwa sucharki, szklanka mleka lub kawy z mlekiem z dodatkiem jednej łyżki – uwaga – drożdży piwnych. Także jedna pastylka witaminy C i jedna dolomitu.
Drugie śniadanie – szklanka jogurtu lub soku z selera.
Obiad – jeden pomidor, omlet z dwóch jaj, szklanka jogurtu albo mleka z drożdżami piwnymi.
Podwieczorek – szklanka soku jarzynowego.
Kolacja – smażony stek, zielona fasola duszona bez tłuszczu lub zielona sałata przyprawiona sokiem z cytryny.
Napój do poduszki (tak, tak) szklanka chudego najlepiej gorącego mleka z drożdżami piwnymi.
Drożdże piwne zawierają wiele witamin z grupy B. Wzmacniają siły fizyczne i psychiczne człowieka. Kupuje się je w sklepach ze zdrową żywnością i w sklepach „Natura”.
2 dzień
Śniadanie – jedna pomarańcza, trzy plasterki chudego, smażonego boczku, dwa płatki chleba chrupkiego (lub razowca), szklanka mleka z drożdżami. Znów witaminowe i mineralne tabletki.
Drugie śniadanie – szklanka soku z selerów lub chudego jogurtu.
Obiad – d a jaja na twardo, szklanka soku pomidorowego z jedną drożdży filiżanka kawy z mlekiem.
Podwieczorek – szklanka soku jarzynowego.
Kolacja – filiżanka bulionu bez tłuszczu, jeden strąk papryki faszerowanej chudym mielonym mięsem, jedno pieczone jabłko, dwie łyżki chudego twarożku ze szczypiorkiem, filiżanka herbaty z cytryną.
Do poduszki – szklanka mleka z drożdżami.
3 dzień
Śniadanie – szklanka soku pomidorowego, jajko na miękko, dwie kromki ciemnego chleba, szklanka chudego mleka z drożdżami, witamina C i dolomit.
Drugie śniadanie – szklanka soku z selerów.
Obiad – szklanka soku z marchwi, 125 g chudego twarogu z zieloną nacią pietruszki i odrobiną jogurtu, chlebek chrupki, filiżanka kawy z mlekiem z dodatkiem drożdży.
Podwieczorek – szklanka soku jarzynowego.
Kolacja – plasterek smażonej wątróbki (najlepiej cielęcej), 100 g duszonego szpinaku (może być mrożony) albo połowa główki sałaty z cytryną.
Do poduszki – to co zawsze: mleko ciepłe z drożdżami.
4 dzień
Śniadanie – szklanka soku pomarańczowego, dwie łyżki kiełków pszenicznych z mlekiem i miodem, dwie tabletki, jak zwykle.
Drugie śniadanie – szklanka soku z selerów.
Obiad – 200 g chudego, gotowanego kurczaka, pół główki sałaty z cytryną, szklanka jogurtu.
Podwieczorek – szklanka soku pomidorowego.
Kolacja – filiżanka rosołu z samych jarzyn, 200 g gotowanej ryby, trzy duszone pomidory.
Do poduszki – bez zmian.
5 dzień
Śniadanie –szklanka soku pomidorowego, kromka chleba chrupkie plasterki podsmażonego tłuszczu od szynki, szklanka mleka z drożdżami tabletki.
Drugie śniadanie – szklanka soku z marchwi.
Obiad – smażony plasterek rostbefu, zielona sałata, szklanka jogurtu, dwa chrupkie chlebki.
Podwieczorek – szklanka soku z jarzyn z drożdżami.
Kolacja – dwa jajka sadzone z duszonym szpinakiem, pieczone jabłko, herbata z .cytryną.
Do poduszki bez zmian.
6 dzień
Śniadanie – pół grejpfruta, trzy łyżki płatków owsianych z mlekiem z utartym jabłkiem i kilkoma siekanymi orzechami. Filiżanka gorącej kawy z mlekiem, tabletki.
Drugie śniadanie – szklanka soku z selerów albo chudy jogurt.
Obiad – pół smażonego kurczaka, jedna grzanka, sałata, herbata z cytryną.
Kolacja – szklanka soku pomidorowego, 125 g chudej kiełbasy na gorąco, pół główki sałaty z cytryną,
Do poduszki bez zmian.
7 dzień
Śniadanie – szklanka soku pomarańczowego, jajko na miękko, dwa
chlebki chrupkie, szklanka kawy z mlekiem i drożdżami, tabletki.
Drugie śniadanie – szklanka soku z marchwi.
Obiad – szklanka soku pomidorowego, plasterek cielęcej wątróbki,
kromka razowca, pieczone jabłko, filiżanka czarnej kawy.
Podwieczorek – szklanka soku jarzynowego z drożdżami.
Kolacja – 125 g tatara z usiekaną cebulką, żółtkiem i zieloną papryką,
jedna grzanka, herbata z cytryną.
Do poduszki – bez zmian.
8 dzień
Śniadanie – pół grejpfruta, dwa chlebki chrupkie, łyżka miodu, szklanka mleka z drożdżami.
Drugie śniadanie – szklanka soku z selerów lub pomidorów.
Obiad – 125 g smażonego siekanego mięsa, kromka razowca, filiżanka sałatki owocowej, herbata z cytryną.
Podwieczorek – sok jarzynowy z drożdżami.
Kolacja – filiżanka chudego bulionu, kawałek wołowiny gotowanej, sałata, szklanka jogurtu z truskawkami lub jagodami (z mrożonek).
Do poduszki – bez zmian.
9 dzień
Śniadanie- 1 pomarańcza, jajko smażone na chudym boczku, kromka razowca, chude mleko z drożdżami, tabletka witaminy C i dolomit.
Drugie śniadanie – szklanka soku z marchwi.
Obiad- jajecznica z dwóch jaj, sałatka z pomidorów, chlebek chrupki z cytryną lub kawa z mlekiem.
Podwieczorek: – sok jarzynowy.
Kolacja – gruby plaster smażonego steku, pół główki sałaty z cytryną, szklanka jogurtu z truskawkami.
D poduszki – bez zmian.
10 dzień (ostatni, przy zastosowaniu diety pełnej, z zamiarem odchudzenia się. Przypominam, że dieta siedmiodniowa też jest dobra).
Śniadanie – sok pomidorowy, 5 dag szynki, chleb razowy, chude mleko lub kawa z mlekiem i drożdżami, tabletki.
Drugie śniadanie – szklanka soku z selerów.
Obiad – pomarańcza, sałatka z drobiu (bez oliwy), zielona sałata, razowy chleb, herbata z cytryną.
Podwieczorek – sok jarzynowy.
Kolacja – filiżanka chudego bulionu, 200 g gotowanej ryby, dwa duszone pomidory, szklanka mleka.
Do poduszki – bez zmian.
Uwaga. W tej diecie można używać (tylko do smażenia) olej sojowy, poza tym żadnych innych tłuszczów, Do słodzenia – tylko miód. W czasie stosowania diety nie wolno jeść także bananów, ziemniaków, białego pieczywa, masła, cukru. Nie wolno pić alkoholu. Można stosować wszystkie
mrożone owoce i warzywa.
Moje pacjentki, a także wiele znajomych pań, dopytują się często dietę hollywoodzką. W poradniku wydanym przez „Kobietę i Życie” znalazłam także i ją. Mówiąc nawiasem, jest ona już trochę przestarzała. Nie z racji tych pięćdziesięciu lat, które minęły od początków jej kariery.
Dieta hollywoodzka z punktu widzenia dzisiejszych wymogów nie tylko zdrowotnych, jest bardzo jednostronna, a poza tym jej największa wada to cholesterol J. Bywają dni, w których zaleca się spożywanie aż czterech jaj a to w prostej linii „ładowanie” w organizm 1000 mg cholesterolu. Racjonalnie żywiący się człowiek powinien dziennie spożywać nie więcej cholesterolu niż 300mg. No i jeszcze jedna wada diety amerykańskich gwiazd: mogą ją stosować tylko ludzie młodzi i zdrowi, w żadnym razie ci, którzy mają czterdzieści lat.
Tak więc nie zatrzymam się dłużej przy diecie hollywoodzkiej. Podam dla przykładu tylko jeden dzień tygodnia: Obiad – 200 g gotowanej ryby, talerz zielonej sałaty z sokiem cytrynowym, jedna grzanka, filiżanka nie słodzonej czarnej kawy. Kolacja – omlet z dwóch jaj ze świeżymi zielonymi jarzynami, sałatka z pomidorów z sokiem cytrynowym i drobno posiekaną cebulą. Przed snem – jabłko. Jak zapewne nie trudno zauważyć, w podanym jadłospisie zabrakło śniadania. Otóż śniadanie jest. W tym rzecz tylko, że na wszystkie dni stosowania diety zaplanowano je identyczne. Jest zawsze takie samo: jedna – dwie filiżanki herbaty lub kawy mało słodzonej z niewielką ilością mleka, jedna pomarańcza lub jabłko, dwa jaja na miękko, jedna grzanka lub kromka chleba grahama. W tej diecie prawie każdego dnia zalecane jest zjedzenie jednego jabłka przed snem. Najlepiej w skórce.
Gubić kilogramy to wcale nie znaczy głodować. Ja, w każdym razie żadnych głodówek moim pacjentom nie „funduję”. Kto chce schudnąć musi przede wszystkim zacząć odżywiać się w sposób mądry. Żadna cudowna dieta (po której ubywa kilogramów) nie zagwarantuje dobrej,
eleganckiej sylwetki na dłużej, jeżeli po schudnięciu zaczniemy sobie pozwalać nie tylko na pojadanie między podstawowymi posiłkami, ale także na bezsensowne, wysoko kaloryczne opychanie się łakociami. Niektóre moje pacjentki – jeszcze nie nadmiernie grube, ale już wyraźnie
„pogrubione” pytają, czy mogłyby zastosować słynną dietę amerykańskich astronautów. Podobno – mówią – w ciągu dwóch tygodni można zrzucić z siebie od pięciu do siedmiu kilogramów zbędnego tłuszczu. Odpowiadam zawsze tak samo: najpierw sprawdzimy ogólny stan zdrowia. Stosując dietę
astronautów trzeba mieć ponadto mocny charakter, bo – na przykład – pić można tylko wodę mineralną i to pół godziny przed lub po posiłku. Niczego, co w filiżance i na talerzu nie wolno słodzić. Oczywiście absolutnie wykluczony jakikolwiek alkohol i jakikolwiek tłuszcz. Wołowe mięso należy smażyć na teflonowej patelni.
Dieta amerykańskich astronautów okazuje się skuteczna dopiero po ośmiu (do dziesięciu) dniach. Tak więc bezwzględnie trzeba ją stosować przez dwa tygodnie. I przypominam raz jeszcze: trzeba być zdrowym.
Śniadania codziennie są niemal identyczne: filiżanka czarnej kawy lub herbaty. Tylko cztery razy w ciągu dwóch tygodni można do śniadania zjeść kromkę chrupkiego chleba lub jednego krakersa. Obiady składają się z dwóch jajek na twardo z jarzynami albo z dużego steku wołowego
z sałatą, albo z obsmażonego selera z pomidorem i z jednej pomarańczy. Można też zamiast dwóch jaj na twardo zjeść jedno, a do tego 10 dag utartego żółtego sera i utartą marchewkę. Zamiast befsztyka – gotowana ryba z pomidorem albo pierś kurczaka (gotowana) z sałatą. Na kolację dozwolona jest chuda szynka (nie więcej niż 10 dag), jogurt, sałatki owocowe z jogurtem i steki wówczas, kiedy na obiad były jaja bądź ryba.
Diet najróżniejszych zachęcających do racjonalnego i zdrowego (a przy tym nie tuczącego) jedzenia jest mnóstwo. Wystarczy poszukać odpowiednich książek w księgarniach lub śledzić kobiece czasopisma. Dobrze jest, na przykład, z kolorowych gazet i tygodników wycinać sobie różne propozycje dotyczące zdrowego, nie tuczącego odżywiania, a potem wybierać te, które bez przymusu a więc z przyjemnością (i dobrym końcowym efektem) z własnej woli przyjmiemy.
Wśród ludzi otyłych szukających ratunku w moim gabinecie lekarskim SABA są osoby w różnym wieku i obojga płci. Wszystkim pacjentom rozpoczynającym u mnie kurację odchudzającą, polecam najpierw sześciodniową dietę, którą oparłam na wiedzy światowych specjalistów. Moja dieta jest zgodna z założeniami euteniki – nauki o zasadach prawidłowego żywienia. Jeżeli zgłaszający się do mnie pacjent jest chory (a przeważnie jest i to z powodu otyłości właśnie), najpierw go leczę, a potem specjalnie dla niego modyfikuję moją dietę.
Dieta dr Będzińskiej nie jest zbyt rygorystyczna, ale mimo to powinna być stosowana pod okiem lekarza. Bez kontroli lekarza mojej diety nie należy stosować dłużej niż miesiąc.
A teraz – co wolno jeść? Dowolną, w ciągu każdego dnia, ilość surowych i gotowanych (bez cukru) owoców oraz surowych warzyw, gotowane, chude ryby, surówki, soki z owoców i warzyw, chrupkie lub razowe pieczywo, gotowane jaja, biały chudy ser. Czego nie jadać? Żadnych żółtych serów, wieprzowiny pod żadną postacią – nawet chudej szynki i polędwicy, ziemniaków, klusek, sosów, oleju, masła, majonezu. Nie wolno pić słodkich napojów (w szczególności lemoniad, coli itp.), herbatę i kawę tylko gorzką. Ewentualnie posłodzoną, ale tylko słodzikiem. Dziennie można wypić nie więcej niż półtora litra płynów. Unikać soli – zamiast niej używać przyprawy smakowe i sole ziołowe. Bezwzględnie obowiązuje abstynencja od alkoholu i zakaz uprawiania jakichkolwiek
form treningu.
Po badaniach u lekarza, po przeprowadzeniu przez lekarza wywiadu i sprawdzeniu wyników analiz laboratoryjnych można zaczynać chudnąć.
Moja dieta sześciodniowa (można ją powtarzać) jest następująca:
1 dzień
Śniadanie – dwa jajka na twardo lub miękko, (mogą być sadzone, ale nie na tłuszczu tylko na mleku), dwa pomidory, kromka razowego chleba, kawa lub herbata.
Obiad – ćwiartka lub połówka kurczaka, surówka z marchwi lub.
kapusty, kawa lub herbata.
Kolacja -10 dag białego sera, kwaszony ogórek, mleko lub herbata.
2 dzień
Śniadanie – 10dag galaretki z kurczaka, kromka razowca, surówka z warzyw, herbata.
Obiad -10-20 dag gotowanej wołowiny, pół kalafiora, kompot z jabłek (albo surowe jabłko), herbata.
Kolacja – sałatka z 2 jaj na twardo, 2 pomidorów i 2 kiszonych ogórków, kromka razowca, herbata.
3 dzień
Śniadanie – dwie kromki razowca z białym serem, mleko lub kawa z mlekiem.
Obiad – 10-20 dag chudej ryby, dużo surówki, herbata.
Kolacja – 10dag tatara, kromka razowca, herbata, jabłko.
4 dzień
Śniadanie – 1jajko, kromka grahama, 1pomarańcza, herbata z mlekiem.
Obiad – 150 g duszonych wątróbek drobiowych, jedna kopiasta łyżka ryżu, sałatka z papryki, herbata.
Kolacja – 1grejpfrut,1 suchar, szklanka jogurtu.
5 dzień
Śniadanie – szklanka gorącego chudego mleka z łyżką stołową otrąb (nie gotować, zalać), kromka razowca posmarowanego twarogiem.
Obiad – omlet ze szpinakiem smażony na mleku, 1 pomarańcza, szklanka herbaty.
Kolacja – 2 jabłka, 1 suchar.
6 dzień
Śniadanie – szklanka chudego mleka z łyżką stołową gotowanego ryżu, kromka razowca z pomidorem.
Obiad – 10-15 dag szaszłyka z wołowiny z cebulą, bez słoniny, sałata z cytryną.
Kolacja – 1 porcja galaretki z dorsza, 1 kromka razowca, herbata.
A teraz: uwaga! w dowolnej ilości można jeść zawsze grejpfruty i gryźć (z całości) surową marchewkę.
Po kilku dniach „wyrzeczeń” na konto mojej diety, nadmierny zawsze apetyt zostanie przyhamowany. I być może uda się jeszcze zmniejszyć nieco proponowane przeze mnie porcje? Nigdy jednak, nigdy nie głodować. Jeść po prostu mniejsze porcje. I jeszcze o czymś, bardzo ważnym. Właśnie w tym rozdziale. Nie skazujmy się na starość! Nauczmy się dodawać sobie życia do lat, a nie lat do życia. Nauczmy się i pamiętajmy o tym ilekroć siadamy do stołu. Pamiętajmy tym bardziej, jeśli już ukończyliśmy 60 lat. Zapomnijmy wreszcie o tym, co ktoś kiedyś powiedział w nadziei, iż stwierdzenie to będzie dobrym dowcipem: .Po sześćdziesiątce ze wszystkich rozkoszy pozostają nam tylko rozkosze podniebienia”
Pani Irena Gumowska, autorka licznych książek dla ludzi w różnym wieku przestrzegała przed obżarstwem głównie ludzi „w pewnym wieku”. Mówiła po prostu, że złe przyzwyczajenia jedzeniowe z biegiem lat jeszcze się potęgują, a to w połączeniu z brakiem wiedzy na temat racjonalnego odżywiania, łatwo prowadzi do najróżniejszych chorób i… niedołęstwa.
A więc dlatego właśnie tak mocno podkreślam, iw tej książce, iw moim lekarskim gabinecie: zatrzymajmy się na chwilę po ukończeniu trzydziestu lat i pomyślmy o sobie, o latach, które będą pędziły coraz szybciej i które musimy nauczyć się zatrzymywać. Żeby przedłużać nasze życie, żeby czerpać z niego radość.
Kiedy w naszym kalendarzu zobaczymy liczbę składającą się z samych dziesiątek, częściej niż do lustra zaglądajmy do jadłospisów preferujących właściwe odżywianie.
jedzmy surowe jarzyny, owoce. Jest w nich mnóstwo witamin: Ą C i B oraz makro i mikroelementów, enzymów, kwasów organicznych i wielu, wielu innych potrzebnych dla zdrowia związków. Nauczmy się jadać z przyprawami ziołowymi, bo one przede wszystkim ułatwiają trawienie, a nawet… leczą. Tak, leczą, z czego nie zawsze zdajemy sobie sprawę.
Lubczyk warto dodawać do zupy ziemniaczanej i jarzynowej, do sałaty, do gotowanej ryby, mięsa lub kury. Lepszy od kostek Maggi. Melisa wspaniale zastąpi cytrynę, kiedy dodamy ją do surówek, do dań zimnych i gorących. Majeranek niezastąpiony jest jako dodatek do mięsa, a natka pietruszki – z dużą ilością naturalnej witaminy C – nadaje się nie tylko do ciepłych zup i ziemniaków, ale także do gotowanych i podawanych później na zimno ryb i mięsa. Miętę pieprzową możemy dodawać do twarożku, szałwię (znaną głównie jako środek przeciwzapalny i używaną do płukanek) można dodawać do pieczeni mięsnej, do zupy rybnej, a nawet do pomidorów, papryki, cebuli i porów, estragon uszlachetnia smak sałatek z ogórków i pomidorów oraz smak omletów. Koperek nadaje się nie tylko do ziemniaków, ale również do kalarepy, do zielonego groszku, do marchewki i grzybów oraz do twarogu. Kolendrę, używaną zazwyczaj do włoskiej kapusty, do mięsa i do marchewki, można też dodać do zupy … owocowej. Tak! Wspaniale taka zupa z kolendrą smakuje. Czosnek, właśnie czosnek – jest doskonałą, a do tego leczniczą’ przyprawą. Można go dodawać i do zup, i do sałatek, i do mięs. Doskonale smakuje drobno pokrojony z kiszonymi ogórkami. A przypominam, że wszelkie kiszonki są bardzo zdrowe. Rzeżuchę, paprykę, szczypiorek wszyscy doskonale znają, więc nie będę wdawać się w szczegóły. Przypomnę natomiast, że wiele doskonałych wartości ma w sobie lebiodka. Nadaje lepszy smak zupie pomidorowej, dobre też z nią jest smażone i pieczone mięso oraz ryby.
Jedynym radykalnym sposobem na schudnięcie – a dotyczy to w równym stopniu starszych i młodych -jest opamiętanie przy stole. Im więcej mamy lat – tym bardziej pamiętajmy o żelaznej zasadzie warunkującej nasze zdrowie, nasze długie życie: nie obżerajmy się, jedzmy. JEDZMY TYLKO TYLE, ILE POTRZEBA NAM BY ŻYĆ. NIE ŻYJMY PO TO, ABY JEŚĆ.
Człowiek jest jednak tylko człowiekiem a żaden człowiek nie lubi być głodny. Zwłaszcza człowiek w pewnym wieku, któremu po głowie wciąż chodzą myśli o „skończonym już życiu, o braku zainteresowania nim ze strony płci odmiennej”, myśli pozbawione sensu, ale przecież nachodzące go od rana do wieczora. Jeśli więc człowiek ma odrobinę silnej woli, a przy tym chce ładniej wyglądać i dłużej żyć, niechże pohamuje swój apetyt, niech w chwilach gwałtownej potrzeby „przegryzienia” czegoś, zamiast kromki chleba ze smalcem – zje trochę kwaszonej kapusty albo utartą marchew (mogą być nawet dwie lub trzy), wypije szklankę chudego mleka. Nie radzę, wręcz odradzam, hamowanie lekkiego głodu czekoladą (choć to magnez; magnez jest również w tabletkach dolomitu, a od dolomitu się nie tyje), broń Boże chałką, ciastem, kiełbasą. A w ogóle najlepsze są otręby: mają witaminy i „dają” człowiekowi tak bardzo potrzebny błonnik.
Człowiekowi w każdym wieku potrzebny jest potas. Słynny polski pediatra, profesor Michałowicz mówił, że dziecko potrzebuje wody, tak jak kwiat, bo bez wody ginie. Kwiaty i dzieci potrzebują dużo wody, a 1udzie starsi potrzebują potasu. Potas nie dopuszcza do zwiotczenia mięśni, nadaje im jędrność. Najwięcej potasu jest w kiełkach pszenicy. Kto zjada dziennie jedną porcję kiełków nie tylko daje sobie potrzebną porcję potasu, ale także przy okazji żelazo chroniące przed niedokrwistością.
Kto chce żyć zdrowo i długo powinien bezwzględnie jeść pszeniczne kiełki. Wie o tym już cały świat. Ludzie rozsądnie myślący i chcący długo żyć – żyć w zdrowiu, oczywiście, bo to dopiero jest radością – sami w domu hodują kiełki, jeśli kupić ich nie mogą. Hodują i jedzą.
Jak hodować kiełki w domu? Ależ to bardzo, bardzo proste. Ustawiamy w wygodnym miejscu w kuchni (albo w pokoju na okiennym parapecie) trzy szklanki z wodą, a na każdej szklance kładziemy sitko do herbaty. Sitko musi być lekko zanurzone w wodzie. W pierwszym dniu
na pierwsze sitko sypiemy jedną łyżkę pszenicy kupionej na bazarze od rolnika. Drugiego dnia sypiemy drugą porcję ziaren na drugie sitko, trzeciego dnia na trzecie. Ziarna pszeniczne na sitkach nie mogą pływać, muszą być tylko lekko przesiąknięte, Jeśli widzimy, że wody jest za mało – ziarna pszenicy ostro „ciągną” – dolewamy. Można dolewać wodę dwa nawet trzy razy dziennie. Po trzech, czasem dopiero po czterech dniach ziarno z pierwszego sitka jest już gotowe do jedzenia. Więc zjadamy natychmiast: samo ziarno albo razem z surówką, z mlekiem, z mięsem nawet. Kiedy zbierzemy ziarna z pierwszego sita, natychmiast zmieniamy wodę i sypiemy nową porcję. W następnych dniach zjadamy „uprawy” z drugiego i trzeciego sitka, potem znów kolejno hodując nowe kiełki. Smacznego!
A teraz, uwaga, wiadomość rewelacyjna: pewien siedemdziesięcioletni pan zaczął jadać pszeniczne kiełki. Po dziesięciu latach – kiedy miał już osiemdziesiątkę – stwierdził publicznie, że nigdy w życiu nie czuł się tak dobrze i tak młodo. Przestał się nawet zaziębiać, nie chwytał nawet wirusów grypy, zniknęły gnębiące go od dzieciństwa zaburzenia gastryczne, polepszył się wzrok, uspokoiły nerwy. Można bez wahania uwierzyć w słowa osiemdziesięciolatka, gdyż to nie kto inny, jak Albert Szent-Gyorbyi, dwukrotny laureat nagrody Nobla.
Jedzmy więc kiełki. I jabłka, koniecznie jabłka.
Profesor Szczepan Pieniążek z Instytutu Sadownictwa w Skierniewicach mawiał często, że ten, kto zjada dwa jabłka dziennie nigdy nie” choruje. Sam profesor jabłka hodował, jadł i wyglądał wspaniale.
Dlaczego jabłka mają dla nas tak duże znaczenie? Otóż dzięki jadaniu jabłek – umytych dobrze i razem ze skórką – usuwamy z organizmu nadmiar cholesterolu. Ponadto jabłka zawierają pektyny, a pektyny to jedna z postaci błonnika. Dwa jabłka zjedzone codziennie chronią nasz organizm od zbędnego cholesterolu. A więc jabłka to wspaniały lek przeciw sklerozie. A pozbywszy się sklerozy pozbywamy się jednocześnie wielu innych chorób, które niesie z sobą miażdżyca – właśnie sklerozą zwana. O czym, mam wrażenie, wiedzą wszyscy.
I jeszcze kilka słów o tak zwanym eliksirze młodości, czyli o witaminie E. Dlaczego ta witamina jest tak bardzo dla naszego organizmu ważna, dlaczego mówimy, że to eliksir młodości? Otóż witamina E ma bardzo poważny udział w procesach powstawania nowych i przedłużania życia starych komórek w ustroju każdego człowieka. Najwięcej witaminy E jest w kiełkach pszenicy. Kopalnią witaminy E jest również gruboziarnisty razowy chleb. Więc jedzmy razowiec, bo w białym pieczywie jest znikoma ilość tej witaminy.
Kto wcześnie – wcześniej niż zrozumiał, że zaczyna się starzeć – zadbał o systematyczne dostarczanie swojemu organizmowi witaminy E, ten w „pewnym wieku” nie będzie miał na całym ciele rdzawych, szpecących plam zwanych brzydko (ale prawdziwie) wykwitami starości.
Kto to zaniedbał, niech zacznie przyjmować ją teraz (ostatecznie w postaci kapsułek wraz z witaminą A). Niedobór witaminy E w organizmie powoduje, że nie goją nam się szybko skaleczenia, że nabywamy ni z tego, ni z owego grzybicę, że budzimy się w nocy z potwornym bólem spowodowanym tzw. skurczem w łydkach, że nie domaga nam serce, że wreszcie – uwaga panowie – mamy kłopoty z potencją. Kobiety, które dostarczają swemu organizmowi witaminę E znacznie łatwiej znoszą kłopoty związane z klimakterium, a ów przykry okres w ich życiu trwa
znacznie znacznie krócej.
nawoływał przez dziesiątki lat bardzo znany i życzliwy ludziom doktor medycyny Marian Zajfen. Aż do ostatniej chwili- a zmarł w czerwcu 1988 roku – był zagorzałym popularyzatorem zasady: „Jedz połowę, a jeśli to konieczne – nawet połowę połowy”. Dr Zajfen pozwalał swoim pacjentom jeść wszystko, ale w rozsądnych porcjach. Jeśli jednak ktoś przychodził z nadwagą przekraczającą 10% normy, doktor sprawdzał ogólny stan zdrowia pacjenta i jeśli ten był ogólnie zdrowy dostawał
kategoryczne przykazanie „Jedz połowę połowy”. Co to oznaczało? Otóż to tylko, że człowiek przyzwyczajony do zjadania na śniadanie czterech bułek z masłem – dostawał pozwolenie na jedną tylko bułkę i na jedną, powiedzmy, szklankę kawy z mlekiem, a nie na cztery, jak miał zawsze w zwyczaju. Dieta oparta na metodzie „połowy połowy” trwała pół roku. Minimum. Bardziej otyli musieli sakramentalną połową połowy zadowalać się w jedzeniu przez rok. A potem, kiedy ich waga doszła do normy, mogli znowu jeść wszystko, ale tylko połowę tego, na co mieliby ochotę. Jeśli byli zdyscyplinowani- nie tyli. A co także bardzo ważne: wspaniale wyglądali i cieszyli się świetnym zdrowiem.
Amerykanie przez pewien czas dostawali przysłowiowego bzika na temat odchudzania … sugestią. Cóż to takiego ta samo sugestia, która odchudza? Otóż Suzzy Proden w napisanej przez siebie książce zachęca do zrzucania zbędnych kilogramów za pomocą tylko psychiki. Własnej psychiki.- „Jeżeli człowiek chory na raka potrafi – twierdzi S. Proden – dzięki własnym, pozytywnym myślom zahamować u siebie rozwój śmiertelnej choroby, to dlaczego – pyta dalej – w ten sam sposób nie miałaby przekonać własnego ciała, żeby schudło?”!
Amerykanie zachęceni do uprawiania tak łatwiutkiej metody odchudzania tworzyli w myślach obraz swoich szczupłych, wiotkich postaci. W jaki sposób działali na swoją podświadomość? Myślę, że czystą, niezmąconą wizją cudownej, własnej sylwetki. Z jakimi wynikami prowadzili tę przedziwną „dietę”? Nie wiem, chociaż szukałam na ten temat informacji i w zagranicznej prasie, i wśród kolegów bariatrów z różnych stron świata.
Jedzmy owies! Powiedzenie „zdrowy jak koń” kryje w sobie jedną tylko tajemnicę: owies. Koń je owies i dlatego jego sierść lśni wspaniale, a zdrowie dopisuje mu aż do śmierci. Konie nie chorują. Jeśli umierają – to tylko dlatego, że nikt i nic nie trwa wiecznie.
Co takiego wspaniałego jest w owsie?
Nim odpowiem, słów kilka o bardzo przykrej dolegliwości pań i panów, często przemilczanej, a powodującej liczne choroby i otyłość także. Chodzi o niestrawność, której wiele osób nie chce leczyć (wstyd, nieświadomość) wpędzając się w kłopoty. Zaparcia mogą doprowadzić do powstania raka jelita grubego. Niestrawność niesie z sobą nieustanne bóle głowy, samozatrucie, mdłości, torsje, liczne kłopoty natury kosmetycznej. Człowiek cierpiący na zaparcia ma brzydką, ziemistą cerę, wypryski, podkrążone oczy i oczywiście zniekształconą sylwetkę. Przede wszystkim zaś zawsze twardy wystający brzuch.
Co robić, aby pozbyć się przykrej i brzydkiej przypadłości? Odpowiedź jest jedna: najpierw zgłosić się do lekarza. Koniecznie! Potem zmienić sposób odżywiania i w ogóle sposób życia. Nie siedzieć (szczególnie wtedy, gdy wielogodzinna praca jest siedząca), nie leżeć bez potrzeby, dużo chodzić – szybko, bo powolne wleczenie się noga za nogą jest bezsensowne i zamiast zbawiennego ruchu daje człowiekowi zmęczenie.
Jest kilka rodzajów niestrawności i kilka przyczyn ją powoduje. Wyzbywszy się fałszywego wstydu trzeba iść do lekarza, a on po szczerej rozmowie z pacjentem ustali, gdzie leży przyczyna dolegliwości.
A jak samemu sobie spróbować poradzić? Sławny, już przez kilka pokoleń uznawany za jednego z genialnych twórców niekonwencjonalnej medycyny, ksiądz Sebastian Kneipp, zalecał – szczególnie kobietom – parzenie herbatek z jałowca. Ksiądz Kneipp nie był lekarzem, ale jego wiedza oparta o własne obserwacje i doświadczenia służyła przez całe życie innym ludziom. Zresztą i dziś także polscy zielarze zalecają napar z jagód jałowca. Ksiądz Kneipp polecał również picie wody, duże ilości wody. Woda – twierdził – leczy wszystkie słabości, bo: rozpuszcza materię chorobotwórczą we krwi, oczyszcza krew przywracając jej prawidłowe krążenie, wzmacnia osłabiony organizm.
Po tej dygresji wróćmy do kuchni i owsa. Płatki owsiane są zbawienne dla naszego zdrowia i urody. Przypominam, że do surówek piękności dodajemy płatki owsiane. Ponadto: płatki, najlepiej górskie, ze zgniecionego ( nie rozdrobnionego owsa), możemy zalewać gorącym mlekiem,
a po kilku minutach jeść na śniadanie, na obiad, na kolację. Codzienne jedzenie porcji płatków owsianych nie tylko może nas uwolnić od kłopotów wynikających z zaparć, ale także przywrócić naszym włosom elastyczność i połysk, a skórze aksamitność. Osoby, które z powodu wieloletniej, nie leczonej niestrawności cierpią na znaczną nadwagę, powinny jeść nie tylko płatki owsiane, ale również i to w znacznej ilości pszenne otręby, które ułatwiają gubienie kilogramów. Dobrze jest mieć zawsze pod ręką otrębowe prażynki i nimi się ratować w momentach potrzeby przegryzania między posiłkami.
Oto przepis na wykonanie prażynek w domu.
Pół kg otrąb wsypać do metalowego garnka i wstawić do bardzo mocno nagrzanego piekarnika. Piec przez pół godziny. W czasie pieczenia kilkakrotnie wymieszać. Kiedy będą już miały kolor złocisty wyjąć je z piecyka i natychmiast połączyć z przygotowaną uprzednio pianą z dwóch białek ubitą na sztywno. Do sztywnej piany dodać odrobinę soli i do smaku posiekane ząbki czosnku.
Otręby połączone z pianą szybko włożyć na ogrzaną blaszkę, rozprowadzić masę, jak na ciasto i piec w piecyku przez następne 15-20 minut. Po wystudzeniu połamać na małe kawałki.
Prażynki z otrąb można robić tak często, jak trzeba. Otręby świetnie regulują trawienie, a przy tym dają wrażenie sytości, kiedy jesteśmy głodni, a rozum nam podpowiada, że to nie głód tylko potrzeba … jedzenia z łakomstwa. Prażynki są znacznie smaczniejsze niż otręby „na żywo”.
Zupełnie inna dieta prosto z Niemiec, a proponuje ją prof. dr Ludwik Demling. Jest to tak zwana dieta dobrego humoru. Profesor zabrania używania cukru, ale pozwala na słodzenie kawy kostką czekolady. Dziennie można wypijać pięć filiżanek kawy i siedem szklanek herbaty. Tylko tyle, bo większa ilość już powoduje podenerwowanie i osłabienie wydolności organizmu. Często trzeba natomiast sięgać po wodę mineralną, albo parzyć sobie ziołowe herbaty i jeść dużo surowych owoców i warzyw, kiedy pojawi się głód.
Dieta codzienna według Demlinga.
Śniadanie – filiżanka kawy z kostką cukru albo szklanka herbaty (mocnej), mała kromka razowego chleba posmarowanego miodem. Dla uspokojenia nerwów – mała miseczka płatków owsianych albo kukurydzianych, zalanych gorącym, chudym mlekiem.
Drugie śniadanie – filiżanka bulionu (może być z kostki) albo sok owocowy.
Obiad (powinien być niewielki) – jogurt, twarożek albo żółty ser, owoce w dowolnej ilości.
Podwieczorek – herbata z mlekiem lub cytryną ewentualnie kawa.
Kolacja (najpóźniej między szóstą, a siódmą wieczór) mała porcja mięsa albo ryby, duża porcja warzyw – koniecznie z cebulą lub czosnkiem.
Cebula obniża poziom cholesterolu i cukru we krwi, a czosnek zapobiega chorobie wieńcowej. Do poduszki dozwolona szklanka płatków owsianych w gorącym mleku. Na spokojny sen – naparz rumianku albo z mięty,
Jeden dzień w tygodniu: tylko owoce, jeden jogurt albo ryż na mleku. I koniecznie co najmniej dwa litry wody albo ziołowej herbaty.
Pewne stany chorobowe nie będące istotą procesu starzenia się, z wiekiem występują coraz częściej i pogłębiają dyskomfort życia wiekowych pań i panów. Tymczasem na Kaukazie żyje około pięciu tysięcy osób stuletnich (najwięcej wśród nich Gruzinów). Tysiące stu i więcej latków mieszka w Azerbejdżanie, w górach Karakorum (na granicy pakistańsko-afgańsko-chińskiej), w Ekwadorze. Co sprawia, że ci ludzie – w zdrowiu fizycznej kondycji psychicznej, w doskonałym nastroju – dożywają tak późnego wieku, podczas gdy w krajach wysoko rozwiniętych technicznie na każde sto tysięcy osób przypadają tylko dwie-trzy dożywające osiemdziesiątki?
Badania prowadzone przez specjalistów w okolicach zamieszkania ludzi długowiecznych wykazują ponad wszelką wątpliwość, że długowieczność ma związek z czynnikami genetycznymi oraz z dietą. Ludzie długowieczni odżywiają się potrawami prostymi i niskokalorycznymi, jadają mało tłuszczów, chude sery, piją mleko.
Są radośni, często się śmieją, każdy nowy dzień witają błogosławieństwem życia. Długowieczni, to ludzie towarzyscy, ludzie, którzy nie unikają kontaktów seksualnych.
Pewien znajomy Amerykanin opowiadał, kiedy ostatnio spotkaliśmy się, że w jego kraju ludzie starsi robią wszystko, aby przedłużyć swoją młodość, i wcale nie wstydzą się tego. Wręcz przeciwnie: z dumą, z radością uczestniczą w życiu towarzyskim, jeżdżą na dalekie wycieczki, chodzą na tańce, a bardzo często zupełnie od nowa zaczynają życie z nowym partnerem. W Ameryce każdego roku, w grupie dwudziestu milionów ludzi po sześćdziesiątce, prawie osiem tysięcy zakłada nowy związek. Małżeństwa zakładane są nie tylko dlatego, że ludzie nie chcą być samotni. Jednym z powodów tych, jakby się wydawało, spóźnionych związków są sprawy seksu. Naturalna potrzeba seksu!
Przyszła kiedyś do mojego gabinetu kobieta czterdziestoletnia: tłusta, smutna, rozgoryczona. Kiedy już ustaliłam, dlaczego ma tak dużą nadwagę zapytałam, o powód złego „humoru, wręcz zgorzknienia. Kobieta powiedziała: „A, bo mnie to już się nic nie chce. Mąż mnie zdradza i w ogóle traktuje mnie jak mebel.” W dłuższej, szczerej rozmowie, kobieta. którą mocno do zwierzeń nakłaniałam, wyznała, że po urodzeniu trojga dzieci na seks nie miała już ochoty. Nie dlatego, że bała się ciąży już niepożądanej, ale dlatego; że „jej się znudziło” …Mężowi widać nie znudziło się skoro znalazł sobie do uprawiania seksu inną partnerkę. Tak się żyło, że miałam okazję poznać męża niechętnej seksowi kobiety ( przyszedł kiedyś po receptę dla żony – mojej pacjentki). Pan,
również czterdziestoletni, wyglądał o dziesięć lat młodziej, a w jego spojrzeniu, ruchach i twarzy było tyle miękkości, światła, młodości po prostu!
Mężczyzna jest wszystkim dla kobiety: jej marzeniem, pragnieniem, jej celem, do którego niemal na oślep dąży, kiedy ma naście lat. Mężczyzna jest spełnieniem dla kobiety: jej księciem, jej opiekunem, jej kochankiem. Często jednak po latach euforii następuje … przyzwyczajenie. A potem? A potem obojętność. I to głupie, najgłupsze w życiu dwojga ludzi, stwierdzenie pada wreszcie pewnego dnia: „Nie mam ochoty”. Ochoty na seks oczywiście.
A było tak wspaniale … Poznali się, pokochali, pobrali. Kiedy kończy się wesele, zaczyna się małżeństwo. A w małżeństwie, aby było trwałe i szczęśliwe, bardzo ważny jest seks.
Duże znaczenie ma dobranie się dwojga ludzi pod względem fizycznym i pod względem zgodności temperamentów. Ale to jeszcze nie decyduje o harmonii codziennego, czy raczej wieczornego życia małżonków. Niemniej ważne jest dobranie się pod względem charakterów, usposobienia. Subtelność i kultura we wzajemnym, codziennym życiu ujawniają się przede wszystkim w łóżku. Pewnie, że przychodzi taki moment w życiu dwojga ludzi, kiedy popęd zmysłowy jest już trochę słabszy. Nie przestają jednak bywać z sobą w łóżku ludzie, których łączy
uczucie, a przede wszystkim przyjaźń. Uprawianie seksu powinno w życie dwojga ludzi wnosić radość.
A więc nie odchodźmy od siebie do oddzielnych łóżek, nie bójmy się siebie, wyrzućmy za okno wieczorne lęki, kochajmy się fizycznie jak najdłużej. Seks przedłuża życie i młodość. Seks na zawsze pozostanie motorem ludzkich działań.
Francuzi mówią o tym głośno, wręcz ostentacyjnie: „Mężczyźni, którzy zaniedbują życie seksualne, niszczą siebie, stają się drażliwi, mają babskie humory ..” Mężczyźni, którzy nie mogą uprawiać seksu w domu (bo żonie już się nie chce, a poza domem nie znajdują odpowiedniej
partnerki) gorzknieją i przestają się sobie podobać. Bywa, że popadają w depresję. A potem niespodziewanie przypomina się im, że są mężczyznami i .,. zaczynają przyjmować środki pobudzające albo zachęcać się do seksu alkoholem. Tymczasem starzejący się układ hormonalny (albo – przepraszam za to określenie – nie używany organ) można „ożywić” dietą bogatą w białko, a ubogą w tłuszcze.
„Seks to domowa psychoterapia” – twierdzi lubiana i u nas aktorka Joan Collins. A jest to kobieta już sześćdziesięcioletnia, kobieta wcale nie przejmująca się swoim wiekiem. Jej najnowszy towarzysz życia jest o 24 lata młodszy, a Joan mówi, że w ich wspólne życie ona sama wnosi radość plus doświadczenie.
Dzięki miłości i seksowi ludzie są dłużej młodzi, miłość i seks dodają sił witalnych. Joan Collins powiedziała w jednym z wywiadów: ,,_.Człowiek ma prawo zachowywać się tak, jakby miał dwadzieścia lat mniej i nie powinien bać się zaspokajania swoich pragnień. Zwłaszcza, a może
przede wszystkim, łóżkowych”.
W niemieckim magazynie kobiecym .Bild der Frau” przeczytałam niedawno, że mężowie, którzy prowadzą regularne życie seksualne we własnych domach, nie szukają okazji poza domem. A o tym świadczą najnowsze – a nie przedpotopowe – badania. Mężczyźni, których pytano, dlaczego zdradzają żony, dlaczego seks uprawiają gdzie indziej, twierdzili: – „Żona od pewnego czasu ostentacyjnie daje mi do zrozumienia, że nie ma już na to ochoty”. „Moja żona nie ma żadnego pojęcia o tym, czego mąż oczekuje w łóżku jako kochanek”. „Wstydzi się powiedzieć żonie, że w łóżku zrobiła się bierna, a ja oczekuję jej udziału w miłości.”
Dlaczego zdradzają kobiety? Dlaczego uprawiają seks poza domem? To również wyznania ze wspomnianej wyżej, niemieckiej prasy: – „Na złość mężowi, bo ogląda się za innymi kobietami”. Lubię odmianę zwłaszcza wtedy, kiedy orientuję się, że mój mąż miał skok w bok”. „Seks z innym mężczyzną daje mi radość i __o polepsza współżycie z własnym mężem”. „Nie wierzę, że seks pozamałżeński to grzech. Seks daje radość, szczęście. A to chyba należy się człowiekowi, czyż nie?”
Wiek nie ma znaczenia nigdzie tam, gdzie dwoje ludzi zaczyna łączyć wzajemna, seksualna fascynacja. Dorośli, w przeciwieństwie do ludzi bardzo młodych, nie mówią o miłości dozgonnej, do końca życia. Dorośli chcą seksu, bo chcą radości. Choćby krótkotrwałej. Wśród ludzi dorosłych i różniących się wiekiem, nawet znacznie się różniących, partnerstwo seksualne jest możliwe. I na dodatek korzystne (doświadczenie plus żywiołowość) dla obydwu stron. Szkoda tylko, że otoczenie jest tak mało wyrozumiałe, tak czasem pozbawione elementarnych cech kultury,
takie „wydziwiające”, dogadujące, sypiące głupawymi żarcikami …
Znany seksuolog, profesor John Money napisał kiedyś, że wolność seksualna jest ostatnią wielką granicą wolności człowieka. I apelował, aby otworzyć te granice, ponieważ jest to prawo dane nam przez urodzenie – prawo naturalne i ludzkie.
Nie traktujmy seksu wyłącznie w kategoriach rozrodczych. Bądźmy z sobą zawsze wtedy, kiedy się kochamy, kiedy jesteśmy sobie potrzebni. Bądźmy z sobą w każdym wieku. Im dłużej będziemy uprawiać seks, tym dłużej będzie on w ogóle możliwy.
Czego w seksie nie lubią mężczyźni? Wbrew pozorom nie lubią zachłanności kobiecej, a dosadnie mówiąc – wulgarności. Mężczyzna zniechęca się jeśli zauważy, że kobieta z góry zaplanowała sobie łóżko, umawiając się uprzednio na kawę, na przykład. Mężczyzna nie lubi, kiedy kobieta, z którą ma ochotę na seks, znika na dłuższy czas w łazience, a wracając stamtąd ma na twarzy warstwę tłustego kremu. Mężczyzna lubi kobiety, które są sobą, które nie grają komedii, gdy dochodzi do miłosnej gry. Mężczyzna nie znosi pozerstwa, zawsze jest w stanie zrezygnować ze spotkania, kiedy zorientuje się, że kobieta pozuje na naturystkę, zapominając o …podstawowych zasadach higieny osobistej. Najbardziej zaś mężczyzna nie znosi egoizmu: jest zawiedziony, często nawet wściekły, jeśli kobieta, z którą się kocha, natychmiast po doznaniu rozkoszy wyskakuje z łóżka i nie troszcząc się już o doznanie partnera wybiega z okrzykiem: „Muszę się umyć, zaraz wracam …” Wróci albo i nie. Może usiądzie przed lustrem i zacznie depilować brwi?!
Co lubią kobiety? Kobiety lubią być podziwiane, adorowane przez mężczyznę, na którym im zależy. Ale wszystko to ma się odbywać w atmosferze delikatności. Kobiety też nie lubią mężczyzn gwałtownych, namolnych, wulgarnych. Kobiety lubią mężczyzn czystych, zadbanych, pachnących (tak!) dobrą wodą toaletową. Kobiety uwielbiają przedtem i potem i zawsze otrzymywać od mężczyzny kwiaty. Niekoniecznie drogie, okazałe bukiety. Kobietę można wzruszyć i rozmiłować jedną różą, bukiecikiem konwalii, pachnącą frezją. Kobiety lubią nastrojowe sytuacje: kolacje przy świecach, ładne kieliszki do wina, bardzo delikatny, dobry .alkohol – taki do stworzenia nastroju, a nie do picia w innym tego słowa znaczeniu. Kobiety nie lubią – bo przecież są też takie sprawy, których nie cierpią – samochwalstwa. Nie ma więc większych szans mężczyzna który popisuje się opowieściami o miłosnych sukcesach z przeszłości.
Kobiety nie lubią też, kiedy mężczyzna demonstruje im swoje, wyrobione dzięki ćwiczeniom kulturystycznym, muskuły. Popisywanie się przez mężczyznę czymkolwiek, co związane z męską „urodą” jest w ogóle w bardzo złym guście.
Jak oczarować mężczyznę i to już od pierwszej randki? Są różne na ten temat opowieści, a ja wybrałam te, które związane są z charakterem określonych mężczyzn. To znaczy mężczyzn urodzonych pod znakami: Bliźniąt, Wagi i Skorpiona. Wybrałam te trzy znaki Zodiaku na chybił trafił, a informacje czerpałam ze starej księgi pełnej tajemnic.
Mężczyzna spod znaku Bliźniąt ma charakter dwoisty, lubi dziewczyny wierne i latawice zarazem, lubi jeśli kocha go tylko jedna panienka (pani), a jednocześnie myśli o innej. Mężczyzna spod znaku Bliźniąt lubi komfort, lubi przebywać w modnych lokalach i w snobistycznym towarzystwie. Najlepiej zaprowadzić go do klubu plastyków albo dziennikarzy. I koniecznie na randkę ubrać się nieco ekstrawagancko.
Mężczyzna Waga jest sentymentalny i namiętny, jeśli spotka – już na pierwszej randce – kobietę ładną i trochę zagadkową – będzie oczarowany.
Mężczyzna Skorpion należy do gatunku bawidamków w dobrym stylu. Bardzo trudno go zdobyć, ale próbować można. Na randkę najlepiej ubrać się w romantyczną bluzkę z koronkami, w rozmowie delikatnie dawać do zrozumienia, że jest się kobietą, której w ogóle nie zależy na mężczyznach. Skorpion, choć jest dobrym psychologiem, będzie ryzykował zdobycie uczucia niezależnej, dumnej kobiety.
Pewna moja znajoma powtarza często, że miłość jest w życiu wszystkim. Myślę, że ma rację. Miłość podobnie jak praca, którą się lubi. Jak życie intensywnie czynne, jest źródłem radości. A cóż byłoby warte życie. gdyby nie było w nim radości – radości z posiadania drugiego człowieka
Miłość wywiera wspaniały, dodatni wpływ na każdego, kto kocha. Człowiek kochający i kochany swoją radością zaraża wszystkich wkoło, lepiej także pracuje, ma więcej ambicji. więcej chęci do tworzenia rzeczy niezwykłych.
Angielski seksuolog Dawn Neesom twierdzi, że miłość i związany z nią seks mają fenomenalny wpływ na nasze zdrowie.
A więc miłość jest dobra dla zdrowia? Ależ tak „To można bez trudu udowodnić. Wiele
informacji na ten terna znalazłam w „ Brytyjskim atlasie psychofizjologii seksu”, którego autorem jest inny Anglik, doktor Alan Riley.
Kto cierpi na bezsenność powinien zamiast tabletek szukać kontaktu z kochanym człowiekiem. Bezsenność redukują przemiany biochemiczne zachodzące podczas stosunku.
Kto kocha z wzajemnością jest radosny i promienny.
Seks „oczyszcza” naszą skórę, pozbywamy się np. pryszczy.
Mój znajomy profesor kardiolog radzi swoim pacjentom po zawałach, aby nie rezygnowali z seksu. Aktywność seksualna (ale bez przesady) warunkuje między innymi powrót do zdrowia. Ale, uwaga! Ostrożnie z seksem pozamałżeńskim. Ten jest ryzykowny. Może to wynika z poczucia winy?
Seks, o czym kobiety przeważnie nie wiedzą, spełnia rolę …chirurgii kosmetycznej, czy choćby tylko masażysty. Regularny seks usprawnia przepływ limfy w ciele i dlatego ciało nie wiotczeje, a uda i ramiona nie pokryją się nigdy tak zwaną pomarańczową skórką (cellulitis).
Według badań przeprowadzonych w Europie i w Ameryce, bardziej szczęśliwe, zgodne i trwałe są te małżeństwa, które częściej kochają się w łóżku. Intymne życie sprawia, że krew szybciej krąży, że policzki nabierają rumieńców, a usta są pełniejsze i ponętne. Seks działa bardzo pozytywnie na system odpornościowy organizmu. W drodze badań stwierdzono, że astmatycy lubiący seks znoszą swoją alergię lżej, a ataki są zjawiskiem sporadycznym. Dla mężczyzn i kobiet uważających się za mało atrakcyjnych seks jest wybawieniem z kompleksów. Miłość, pocałunki, przytulanie, masaż erotyczny, to najlepsze lekarstwo na skołatane nerwy, a nawet na histerię. Seks
likwiduje napięcie, wściekłość, seks uwalnia od niepokojów. Sprawdzono, że w czasie aktywnego seksu człowiek traci prawie 600 kalorii. A więc pozbywanie się zbędnego tłuszczu drogą przyjemnych doznań. Czyż to nie jest milsze od drakońskich diet? W niektórych krajach chorym przebywającym w szpitalu pozwala się na odwiedziny ukochanych i na ich pozostanie w szpitalu na noc. Zauważono, że człowiek chory szybciej wraca do zdrowia, jeśli wraz z lekarstwami otrzymuje trochę miłości w sensie dosłownym. Seks przedłuża życie. Najcenniejszy jest o poranku. Zapobiega stresom w ciągu dnia. Seks jest dla kobiety stokroć lepszy niż najdoskonalsze kremy. Pocałunki i życie intymne zapobiegają tworzeniu się zmarszczek, wzmacniają mięśnie. Gry miłosne są wspaniałym środkiem na likwidowanie bólów. Jeżeli więc ktoś nie chce się kochać mówiąc: „Boli mnie głowa”, przekonajcie go, że bólu bardzo łatwo może się pozbyć. Amerykanie twierdzą, że ten, kto znajduje zadowolenie w życiu rodzinnym, kto systematycznie kocha się, nigdy nie wpada we frustrację i nie ma .; nawet w okresie przekwitania – kompleksu niższości. Seks powoduje poprawę krążenia i zapobiega chorobom serca. Seks – co także potwierdziły badania specjalistów – wzmacnia włosy, dodaje im miękkości i blasku. To za sprawą hemoglobiny, która w czasie stosunku nasyca się wielokrotnie większą ilością tlenu. Kobiety, które regularnie uprawiają seks nie mają żylaków. To samo zresztą można powiedzieć o mężczyznach. Geriatrzy i seksuolodzy
współpracujący z sobą w czasie badań specjalistycznych twierdzą, że ludzie starsi uprawiający seks są pozbawieni wielu charakterystycznych symptomów wieku starczego. Miłość połączona z seksem sprawia, że ludzie wyglądają radośnie i pięknie, że uśmiechają się często, że są dla innych życzliwi i mili. Seks sprawia, że ludzie mimo upływu lat wyglądają młodo i czują się młodo. Seks po prostu przedłuża życie!
Żyjemy w trudnych czasach, kłopot goni kłopot. Czasem wydaje się, że niezadowolenie spowodowane codziennymi troskami bez końca – wpędzi nas w złe samopoczucie, a nawet w cierpienie. I wtedy możemy się załamać …
Nieżyjący już, znany psychiatra profesor Dąbrowski często powtarzał, że kłopoty powinny nam pomagać w doskonaleniu własnej osobowości. Jak to zrobić? Sprawa jest prostsza niż na pozór mogłoby się wydawać. Kłopoty, troski, trudności – to wszystko jest w życiu nieuniknione. Trzeba z sobą samym na ten temat od czasu do czasu porozmawiać, trzeba zapytać samego siebie, czy stać nas na to, aby przykrości, pogłębiające się dzięki naszemu o nich myśleniu, zabiły w nas nadzieję
na poprawę losu i zdolność do radości z życia. Bo czyż to nie szczęście samo w sobie: budzić się rano i wiedzieć, że się żyje. To szczególnie ważne dla ludzi starszych, którym każdy nowy dzień droższy jest od tych przeżytych w młodości.
Nauczyć się cieszyć, cieszyć mimo wszystko. To dość trudne, ale możliwe. Musimy wypełnić nasze życie ciepłem dla bliskich, życzliwością dla otoczenia – w rodzinie, we wspólnym, lokatorskim bloku mieszkalnym. I tłumaczyć sobie, sobie właśnie: że zło przemija, że kłopoty kiedyś przecież się skończą.
Trzeba się uśmiechać. Uśmiech jest jak lekarstwo. Radość życia można wywołać pozytywnym nastawieniem nie tylko do otoczenia, ale i do siebie samego. Rozejrzyjmy się wkoło, popatrzmy na ludzi, którzy w ogóle nie potrafią się cieszyć, chociaż zamożniejsi są od nas i pozbawieni kłopotów, które nas ciągle trapią. Ci ludzie są znudzeni i wyraźnie widać ich duchową pustkę. Nauczmy się cieszyć i z tego także, że jesteśmy inni.
Nic tak nie utrudnia życia i życia nie skraca, jak brak zaufania człowieka do człowieka. I brak między ludźmi otwartości. Naprawdę!
Przypomnijmy sobie różne zdarzenia z naszego życia, przypomnijmy sobie, jak bardzo boli fakt, że ktoś, komu zaufaliśmy, zawiódł nas. Niech to będzie przestroga dla nas samych. Zróbmy wszystko, aby nasze stosunki z osobami najbliższymi, a i z innymi także, budować na zasadzie zaufania. Zaufanie cementuje miłość, zaufanie jest ostoją przyjaźni. Podstawą budowania zaufania jest otwartość. Nie zamykajmy się w sobie, pozwólmy bliskiej nam osobie, ludziom, z którymi pracujemy, spotykamy się, bawimy, „czytać nas”, jak otwartą książkę. Dzielmy się z innymi własnymi myślami, słowami, poglądami, uczuciami. I róbmy to – otwarcie, szczerze, spontanicznie.
Bez względu na to, czy przyznają się do tego otwarcie, czy swoje pragnienia ukrywają, ludzie chcą, by im ufano. I jeśli ktoś komuś powie „Ufam ci bezgranicznie” jest to coś wspaniałego, coś, co pamięta się potem całe życie. Żeby usłyszeć zapewnienie o zaufaniu do siebie, trzeba być jednak wobec drugiego człowieka otwartym i unikać sytuacji wywołujących poczucie zagrożenia dla zaufania. Nigdy, na przykład, nie żartuje się z osoby, która chce nam ufać, nawet w żartach nie daje się jej do zrozumienia, że ktoś inny jeszcze jest w naszym życiu, ktoś kto też kocha itp.
Słuchałam kiedyś opowieści profesor Marii Szyszkowskiej na temat duchowej elegancji. Niezwykle głęboko zapadły mi w pamięć jej słowa, które tutaj chcę przytoczyć. Oczywiście nie dosłownie, bo przecież niczego nie notowałam, ani nie nagrywałam. Pani profesor mówiła o prostocie, która wiąże się zawsze z elegancją. Podawała przykład mody, jako „pułapki” dla osób za wszelką cenę pragnących zaistnieć w tzw. wielkim świecie. Ten, kto zapomina, że ma własną osobowość, kto nakazy i zakazy mody przyjmuje bez zastrzeżeń jest z całą pewnością człowiekiem zagubionym, nade wszystko pragnącym pokazać otoczeniu inną, nieprawdziwą stronę swej osobowości. Elegancja duchowa musi pozostawać w ścisłym związku z właściwościami indywidualnymi. Nauczmy się więc być otwarci – na modę także – ale nie bądźmy niewolnikami dyktatów w różnych dziedzinach. Człowiek elegancki to taki, który może się poszczycić długą, konsekwentną pracą nad sobą samym, nad ulepszaniem swojego ,,ja”. To właśnie – twierdzi pani profesor Szyszkowska – sprawia: że niektórzy ludzie rozwijając swoje życie duchowe nabierają w miarę upływu czasu – elegancji. Człowiek, który nie chce ulepszać samego siebie, który sięga w dodatku bezkrytycznie po wzory nie zawsze tego warte – pozostanie w gruncie rzeczy prymitywny, choćby włożył najmodniejszy garnitur. Kobieta prymitywna nawet w najmodniejszej sukni i obwieszona drogą biżuterią nigdy nie będzie elegancka.
Bądźmy otwarci na samych siebie. Nauczmy się siebie ulepszać. Nauczmy się elegancko wyrażać nasze myśli, a szczególnie uczucia. Zwracajmy uwagę na sposób jedzenia, rozmowy (bez udziału rąk), na gesty przy powitaniu i pożegnaniu. Wyrzućmy z naszego życia tę bylejakość, która tak rozpanoszyła się dziś we współczesnym świecie i w zachowaniu ludzi.
Często spotykam kobiety ledwie czterdziestoletnie, które na moje pytanie: „Co słychać?” obojętnie machają ręką albo z miną cierpiętniczą odpowiadają: „Stara bieda”.
Właśnie u kobiet moment, w którym wydaje się im, że wszystko już w życiu załatwiły Gest dom, są dzieci) i wszystko już przeżyły jest wyjątkowo niesympatyczny. A do tego groźny, gdyż przeświadczenie o „zakończeniu życia intensywnego” w prostej linii prowadzi do stetryczenia.
Kobieta nigdy nie powinna rezygnować z życia, nie powinna rezygnować z siebie. Nawet wówczas – a przede wszystkim wówczas – kiedy w jej kalendarzu pojawi się liczba zwielokrotnionych dziesiątek. Jeśli chce zatrzymać młodość i aktywność musi być pełna gotowości do pokonywania nie tylko trudów, które niesie codzienne życie, ale także do walki ze swoimi słabościami, a przede wszystkim z lenistwem i niechęcią do podejmowania jakiegokolwiek ryzyka. Nie wolno uciekać; trzeba podjąć wezwanie rzucone przez życie i nie bać się przegranej. Kto się i- nigdy nie wygrywa.
Nie wolno mówić: „Już wszystko za mną”, bo wtedy człowiek sam się rozgrzesza i … rozbraja.
Miałam kiedyś pacjentkę, która – poza tym, że potwornie utyła – zaczęła wykazywać obojętność na lubiane kiedyś zaloty własnego męża. Gruba – była na pewno mniej atrakcyjna. A jednak on nadal jej pragnął. Ona „nasyciła się” już – jak mi wyznała – wszystkim w życiu i zaczęła
męża unikać. Ciąg dalszy był typowy: mąż zaczął rozglądać się za innymi kobietami, a wreszcie znalazł sobie stałą partnerkę, która go chciała …
Morał? Warunkiem szczęścia w małżeństwie, warunkiem utrzymania rodziny jest zadowolony z życia mąż. Należy więc tak postępować, aby nie miał powodów do uciekania z domu, do szukania gdzie indziej tego, co powinien dostać pod własnym dachem.
Od kobiety zależy dużo, powiedziałabym nawet – wszystko. Niech więc o tym pamiętają panie „nasycone” już – jak im się wydaje – życiem .. To właśnie wtedy, kiedy lat przybywa, trzeba umieć być dla męża, mężczyzny przecież, ciągle atrakcyjną i wyrozumiałą. Wyrozumiałą, bo mężczyzna, kiedy lat mu przybywa, też nie ma już najłatwiejszego charakteru i nie bardzo ma ochotę rozstawać się ze swoimi wadami. Kobieta musi nauczyć się wybaczać mężczyźnie, gdy w grę wchodzą drobiazgi. Łagodność kobiety potrafi zdziałać cuda. Można nauczyć się – właśnie z biegiem lat, właśnie wtedy, kiedy dzieci już odchowane albo wręcz wyszły z domu budować własną rodzinę – nauczyć się szukać u swojego mężczyzny jego zalet, zacząć wreszcie cenić dobre strony jego charakteru. Czy robić to dla niego, dla dobra rodziny znów dwuosobowej? To także. Ale przede wszystkim dla siebie! Z myślą o sobie, o spokoju własnym, o zadowoleniu, o radości na długie – długie jeszcze lata.
Wszystko jest możliwe po czterdziestce iw latach następnych. Tylko trzeba bardzo chcieć. Życie płynie szybko, w pewnym momencie – a jest to zwykle wiek pewnego luzu (dzieci nie wymagają już opieki) przestajemy piąć się w górę i zachciewa nam się najpierw dłuższego, a potem
już całkowitego i na zawsze – odpoczynku. Wtedy musimy się opamiętać, żeby się nie zestarzeć. Pragnienie wspinania się dalej i dalej – jakby na przekór mijającym latom – niechże będzie nie tylko przysłowiowym;. ale prawdziwym motorem naszego działania.
Być może zabrzmi to jak banał, ale zaryzykuję: wygrać z życiem, kiedy ucieka, wygrać z sobą, kiedy nie chce się wcale wygrywać, bo życie bez problemów jest wygodniejsze, dążyć do doskonałości chociaż zdaje się, że nam nie potrzebna – cóż to w sumie oznacza? Oznacza chę życia. Życia bez starości. Co najmniej psychicznej.
Być kobietą ... do końca. Znam kobiety, które mają kilkadziesiąt lat i są dziewczynami. Znam też takie, które są stare i zgorzkniałe, choć ledwo przekroczyły trzydziestkę.
Dlaczego tak się dzieje, że na naszych ulicach spotkać można wspaniale się poruszające, zadbane, starsze panie i jakieś ociężałe, naburmuszone, fatalnie przebrane (bo nie ubrane przecież) młode zupełnie kobiety? Dlaczego tyle kobiet marszczy się i tyje o wiele,wiele za wcześnie? Myślę, że za wcześnie starzeją się te panie, które nie chcą być ani młode, ani ładne, ani nawet elegancko (nie mylić elegancji z drogą odzieżą) ubrane. Kobieta żyje na świecie, w którym istnieją również mężczyźni. Kobiety, które nie chcą być kobiece nigdy nie będą adorowane przez mężczyzn. A więc będą samotne? Będą samotne. Będą samotne nawet wówczas, gdy zdobędą znakomite wykształcenie, eksponowane stanowisko i zaczną jeździć ładnym samochodem.
Kobieta musi być kobietą. Przede wszystkim kobietą. I tę kobiecość w sobie pielęgnować, nie ulegać obcym kobiecej naturze wpływom i wzorom. Często wzorom męskim. Kobieta, aby zachować kobiecość musi ją najpierw w sobie dostrzec i zaprzyjaźnić się z sobą samą. Kobieta musi
siebie lubić. A kiedy eksponuje kobiecy urok – musi przy tym pamiętać, że we wszystkim należy zachować umiar.
Kobieta musi o siebie dbać, myśleć o sobie nawet wtedy, kiedy wszystkim wydaje się, że powinna przede wszystkim dbać o dom, o rodzinę, o pracę, którą wykonuje. Za kobietą po pięćdziesiątce na ulicy powinni oglądać się mężczyźni. Kiedy to się stanie?
Tylko wówczas, gdy kobieta pięćdziesięcioletnia i starsza także – będzie pamiętać, że jest kobietą, dbać o swój wygląd, o sylwetkę szczupłą, elegancką. Kobiety w Polsce, kiedy tylko wydają dzieci za mąż, natychmiast lubią występować w roli teściowych i oczywiście babć. I tak się tym swoim „babciowaniem” przejmują, że często wbrew woli własnych dzieci wyręczają je w wychowywaniu ich dzieci, a swoich wnuków. Na dodatek do swoich mężów mówią już „dziadku”, a mąż w rewanżu do żony także per „babciu”. Boże mój, jakie to pospolite, jakie wręcz beznadziejne … Ostrzegam was panie: teściowe już i babcie. Nie bierzcie na swoje barki obowiązków, które już raz w życiu wykonałyście, nie przyjmujcie roli zagonionych cierpiętnic – właśnie tych babć do kwadratu, bo nie tylko stracicie nerwy, ale i resztki pogody ducha. A nic tak nie postarza, jak skrzywiona twarz i przygarbione plecy.
Łodzianka Kasia Pawlak, aktorka i dziennikarka radiowa, od kilku lat uczy wszystkich, którzy tego chcą, 'Żyć na luzie. Mówi o tym w radio, mówi z kasety, którą nagrała dla chcących się wyzbyć lęków i stresów, mówi na spotkaniach z członkami Akademii Życia w jednym z klubów
przy Dworcu Kaliskim. Kasia Pawlak stara się przekonać ludzi, że zachowanie dobrego samopoczucia zależy od każdego osobiście.
Cóż to takiego: dobre samopoczucie? To idealna harmonia ciała, psychiki i umysłu. Czy chcemy ją mieć? Chcemy, ale przeważnie jesteśmy zbyt leniwi, żeby ową harmonię w sobie wypracować.
Czas, w którym teraz 'Żyjemy, ma duży wpływ nie tylko na nasze domowe budżety, ale również na psychikę. I to właśnie powoduje, że myśląc nieustannie o kłopotach czujemy się zmęczeni, że nasze zmęczenie wchodzi w stan chroniczny.
Jak się bronić? W sytuacjach krańcowych, wtedy kiedy naprawdę nie marny wpływu ani na zmianę warunków, w jakich 'Żyjemy, ani na dostarczenie do naszej kuchni zdrowej, tylko zdrowej żywności, nauczmy się chociaż odpoczywać, spać, nauczmy się sposobów obniżania nadmiernego
napięcia, które zawsze prowadzi do choroby. Czasem do katastrofy ostatecznej.
Ilekroć mówię znajomym, że moja pasja wędrowania to po prostu lekarstwo na zdrowie, na życie- uśmiechają się. Jakby trudno im było uwierzyć w to, że siedzenie przed telewizorem to nie żaden odpoczynek, natomiast kontakt z naturą – właśnie wędrowanie, jeżdżenie na rowerze po lesie, spacer (szybki) na terenie odległym od szos – leczy, usuwa zmęczenie, nerwowość, narastające stresy.
Brak kontaktu z naturą nigdy nie pozwoli człowiekowi wyleczyć się z napięć wywołanych nieustannym myśleniem o problemach, które trzeba rozwiązać. Brak relaksu, brak chęci do relaksowania się każdego dnia, może doprowadzić do chronicznej nadpobudliwości, do choroby żołądka i wątroby, do nadmiernego, bolesnego napięcia mięśni.
W czasie relaksu zmniejszają się napięcia mięśniowe, a cały organizm mobilizuje się do działań pozytywnych. Kto potrafi przez pół godziny dziennie poddać się relaksowi, ten nigdy nie będzie znał uczuć negatywnych ani do ludzi, ani do świata. Relaks pozwala człowiekowi zużywać jego energię w sposób zgodny z naturą, relaks zmniejsza nadciśnienie, poprawia pracę serca i innych narządów wewnętrznych. –
Dlaczego ludzie tak chętnie i tak tłumnie chodzili na seanse Kaszpirowskiego? Bo na tych seansach odpoczywali. A więc relaksowali się nie wiedząc do końca, że o to właśnie chodzi!
Nigdy młodo, atrakcyjnie nie będzie wyglądać kobieta żyjąca w stałym napięciu. Więc we własnym interesie należy zadać sobie trochę trudu i nauczyć się odpoczywać. Nie na kanapie z okiem w telewizorze i z kanapkami do ciągłego pojadania. Odpocząć naprawdę można tylko przy opanowaniu metody autentycznego relaksu.
Kobiety kilkudziesięcioletnie martwią się, że wiotczeją im mięśnie, że wokół oczu robią się zmarszczki. A moim zdaniem jest to powód do zmartwienia najmniejszy. Najmniejszy, bo lekarz i kosmetyczka potrafią sobie poradzić z „defektami” damskich ciał. Natomiast sposoby na to, by zachować sprawność fizyczną i urodę – każda nie chcąca się starzeć kobieta musi wypracować sama. Musi więc zacząć zdrowo się odżywiać (o odżywianiu jest w tej książce mowa w innym miejscu) i nauczyć się błogosławionego – właśnie dla kobiet przede wszystkim -luzu.
Stresy w naszym życiu są i będą, nie możemy automatycznie ich uniknąć. Ale zróbmy wszystko, by nie tworzyć swoich stresów własnych, niszczących. Trzeba zgodzić się na siebie, nie udawać, że jest się kimś innym. Akceptując siebie – rozluźniać się psychicznie, a to już jest stan
błogosławiony, najlepszy sposób osiągnięcia harmonii ducha, wewnętrznego spokoju, pewności siebie, zadowolenia z siebie.
No i relaks. Koniecznie relaks, jako metoda pomocnicza, jako uzdrawianie swojego ciała i ducha. Jest wiele różnych ćwiczeń pomagających człowiekowi w likwidowaniu napięć, zmęczenia psychicznego i fizycznego. Nie mogę, co zupełnie zrozumiałe, drukować w tym miejscu zbioru ćwiczeń relaksujących. Ja polecam relaks według metody nieżyjącego już, wspaniałego człowieka – pioniera terapii relaksowej w Polsce, profesora Cwynara.
A więc uwaga: w pokoju zaciągamy zasłony, uchylamy okno i zamykamy drzwi. Jeżeli domownicy zostają na miejscu prosimy, aby w czasie naszego relaksu zachowywali się cicho, aby nie narażali nas na działanie bodźców zewnętrznych. Kładziemy się wygodnie na twardym tapczanie albo jeszcze lepiej na dywanie – lub na materacu. Głowę kładziemy na płaskiej poduszce albo na wałku (teraz sprzedają wałki w każdym sklepie z pościelą), bo wtedy łatwiej nam będzie rozluźnić mięśnie szyi. Ręce układamy na łokciach pod kątem prostym, ramiona odsuwamy od tułowia, nogi wyciągamy. Całe ciało (ubrane w luźną odzież) swobodnie rozluźniamy. Teraz uczymy się odczuwać rzekomy ciężar swoich rąk i nóg. Powtarzamy sobie – wierząc w to głęboko, bo pomaga: „Moja prawa ręka jest ciężka” (sześć razy), a potem – „Jestem spokojna, bardzo spokojna”. Następnie (znów sześć razy) – „Moja lewa ręka jest ciężka”. I – „Jestem spokojna, spokojna”.
Teraz przychodzi kolej na nogi. Powtarzamy to samo, co mówimy, ćwicząc „ciężar” dłoni, wypowiadając słowa spokojnie, beznamiętnie. Staramy się odczuwać, że nasze nogi naprawdę są bardzo ciężkie. Tylko w pierwszych dniach treningu zmuszamy się do odczuwania „ciężaru” rąk i nóg. Z biegiem czasu owo obciążenie kończyn pojawia się samo. Mało tego: zaczynamy czuć ciężar całego ciała. Wtedy odprężają się nasze mięśnie, a my cali jesteśmy cudownie rozluźnieni. Kiedy już opanujemy umiejętność wywoływania ciężaru zaczynamy uczyć się wywoływania w organizmie ciepła. W tym celu kładziemy dłoń na tak zwanym splocie słonecznym (blisko pępka) ale od strony górnej. Możemy też lekko masować ciało w miejscu splotu. Wrażenie ciężkości (ręce, nogi) powoduje błogosławione rozluźnienie naszych mięśni. „Wywoływanie” we własnym organizmie ciepła pozwala na rozluźnienie napięć naczyń krwionośnych.
Wrażenie samoistnego w czasie relaksu ciężaru i ciepła różnych okolic ciała pojawia się przeważnie po miesiącu codziennych, relaksowych treningów.
Dla tych, którzy mogą wykonać nagranie na taśmie magnetofonowej podaję poniższy tekst – ściągawkę ułatwiającą relaks:
.Leżę wygodnie
bardzo wygodnie
zamykam oczy
rozluźniam wszystkie mięśnie
oddycham krótko, luźno i swobodnie
wszystko staje się mało ważne
odległe i obojętne
nie myślę o niczym
odczuwam spokój
głęboki spokój
zagłębiam się w łagodną ciszę
rozluźniam mięśnie prawej ręki
prawa ręka staje się ciężka
bardzo ciężka
nie mogę jej unieść
rozluźniam mięśnie lewej ręki
lewa ręka staje się ciężka
bardzo ciężka
nie mogę jej unieść
oddycham lekko, równo, swobodnie
rozluźniam mięśnie prawej nogi
noga staje się ciężka
coraz cięższa
jest już tak ciężka, że nie mogę jej unieść
oddycham lekko, równo, swobodnie
rozluźniam mięśnie szyi, twarzy i całej głowy
głowa spoczywa spokojnie, zupełnie bezwładnie
jest ciężka
całe ciało jest przyjemnie odprężone i bezwładne
odczuwam spokój i wewnętrzną ciszę
ciepło przepływa przez moją prawą rękę
z każdą chwilą czuję je wyraźniej
ręka jest coraz cieplejsza
ciepło przepływa przez moją lewą nogę
z każdą chwilą czuję je wyraźniej
noga jest coraz cieplejsza
ciepło przepływa przez moją prawą nogę
z każdą chwilą czuję je wyraźniej
noga jest coraz cieplejsza
z rąk ciepło przesuwa się na klatkę piersiową
z nóg w kierunku brzucha
ciepło ogarnia całe moje ciało
moje ciało jest ciepłe jak w ciepłej kąpieli
czuję odprężenie
czuję wielki spokój wewnętrzny
ten spokój zostanie we mnie
daje mi on siłę i pewność siebie
teraz czuję się jak po przebudzeniu
ze zdrowego krzepiącego snu
uczucie bezwładu powoli ustępuje i znika
otwieram oczy
mam uczucie odświeżenia i rześkości
jest mi lekko
jest mi dobrze.”
Podczas nagrywania tekstu pamiętajmy, aby mówić spokojnie, jakby beznamiętnie, ale za to bardzo, bardzo wyraźnie. Każde zdanie trzeba oddzielić małą, kilku sekundową pauzą. Tekst nagrany pomoże w wykonywaniu ćwiczeń treningowych, a z biegiem czasu relaksowi towarzyszyć
będą nasze słowa, których z taśmy nauczymy się na pamięć.
Ruch to życie – mówią mądrzy ludzie. I tak jest naprawdę, Kto się nie rusza ten żyje krócej i ze zdrowiem częściej ma kłopoty. Dziewczyny, młode kobiety mogą ćwiczyć aerobik, jogging, mogą jeździć na rowerze, na koniu, kręcić kółko na biodrach (hula hoop), w zimie jeździć na łyżwach itd. Dla pań nieco starszych, nie mogących się już wykazać idealnym stanem zdrowia, ćwiczenia fizyczne muszą być nieco inne. Osoby z nerwicą, z niskim ciśnieniem, z nadwagą i innymi schorzeniami, które powodują, że wstając rano te osoby czują się źle, mają zawroty głowy i niechęć nie tylko do wstawania, ale wręcz do … całego świata – powinny jak najszybciej zacząć się ratować. Jak? Różnymi ćwiczeniami ruchowymi. Czy to pomoże w przywróceniu dobrego samopoczucia? Powinno, a więc do roboty.
Najpierw ćwiczenia na leżąco – jeszcze przed wstaniem z łóżka. Dlaczego na leżąco? Aby po wstaniu nie czuć zwiotczenia mięśni, bolącego kręgosłupa, zesztywnienia karku itp.
Ćwiczenie. pierwsze. Leżąc na wznak splatamy ręce na karku i rękoma unosimy głowę przyciskając brodę do klatki piersiowej. To ćwiczenie wykonujemy tyle razy, ile jesteśmy w stanie. Nic na siłę, bo to może tylko zaszkodzić. Ćwiczenia fizyczne nie mogą być przymusem, ani nawet
obowiązkiem, których krocie czeka nas i tak w codziennym życiu, zaraz po wstaniu z łóżka.
Ta relaksowa gimnastyka, to rozciąganie mięśni, ścięgien ma wodować luz psychiczny. Aby dzień – jeśli nawet za oknem pochmurni . a potem wypełniony ogromem zajęć, mógł być łatwiejszy od poprzedniego.
Ćwiczenie drugie. Ciągle na leżąco, trzymając ręce splecione na karku staramy się przekrzywić głowę w lewą stronę,’ w prawą stronę naciągając mięśnie okolicy grzbietu i szyi. Następnie ręce splatamy na czole i unosimy głowę, odpierając te splecione dłonie z całej siły. Potem chwytamy się dłonią prawą za prawe ucho, i odpychamy dłoń w prawą stronę. Następnie to samo z lewą ręką i lewym uchem. Odpoczywamy.
Ćwiczenie trzecie. Robimy kilka głębokich oddechów, kładziemy ręce na pępku i wypychamy brzuch tak mocno, żebyśmy poczuli wahania rąk na własnym brzuchu. Jest to masowanie mięśni i przepony. Teraz wykonujemy głęboki wdech, który dotlenia nasz mózg. Następnie chwytamy rękoma (splecione dłonie) kolana. Kolana przyciągamy w kierunku brody i zaczynamy się kołysać. To ćwiczenie nazywa się „kołyską”. Rozprostowujemy nogi i staramy się usiąść bez pomocy podpartych rąk. Siadamy tak, aby ręce powolutku, górą oczywiście, palcami sięgnęły palców stóp. Wszystko to razem najpierw będzie bardzo trudne, będą bolały mięśnie okolicy krzyża, pleców. Ale przy każdym następnym skłonie będzie nam coraz łatwiej i coraz szybciej spotkają się palce dłoni i palce nóg.
Jeżeli po kilku (kilkunastu) dniach ćwiczeń uda nam się zrobić dwadzieścia takich siadów przekonamy się, jak dobre jest nasze samopoczucie, stwierdzimy, że łatwiej nam wstać z łóżka i radośniej spojrzeć na cały, rozpoczynający się dzień.
Kolejne ćwiczenie na leżąco. To gimnastyka kręgosłupa wzmacniająca i poprawiająca jego elastyczność. Po takich rannych ćwiczeniach (jeszcze w łóżku) właściwie przez cały dzień nie mamy żadnych kłopotów z wstawaniem z krzesła po dłuższym siedzeniu. I w ogóle czujemy się dobrze.
Te ćwiczenia opracował ortopeda doktor Jerzy Tarczyński.
Ćwiczenie czwarte. Zaraz po przebudzeniu, leżąc na plecach unosimy ręce daleko nad głowę i przeciągamy się nie odrywając kręg~słupa od łóżka. Oddychamy spokojnie. Następnie opuszczamy ręce wzdłuż tułowia. A potem od początku. Wystarczy to ćwiczenie wykonać trzy razy. Teraz leżąc na plecach unosimy ręce nad głowę i na przemian naciągamy lewą rękę i prawą nogę, prawą rękę i lewą nogę. Za każdym razem – a ćwiczymy ten ruch trzy razy – ręce wracają wolno do tułowia leżącego płasko. Kończymy te ćwiczenia „kołyską”. Trzeba ją wykonać pięć razy.
Kto ma pracę stojącą lub siedzącą, komu kręgosłup może dokuczać po zakończeniu codziennych zajęć, ten niech wykona kilka ćwiczeń jeszcze w miejscu pracy.
Ćwiczenie piąte. Stoimy w rozkroku opierając ręce na biodrach, wyciągamy kręgosłup i głowę do góry. Potem napięcie mięśni zwalniamy wolno i płynnie. Powtarzamy to trzykrotnie.
Teraz siadamy na krześle, opieramy się rękoma o siedzenie krzesła i unosimy pośladki, jednocześnie „cisnąc” ramiona do dołu, a głowę do góry. Opuszczamy się powoli. Powtarzamy to trzy razy jak poprzednio – trzeba napięcie mięśni zwalniać płynnie. Stajemy w rozkroku, wyprostowane ręce unosimy nad głową i splatamy palce dłoni. Tułów i ręce wyciągamy silnie do góry i barkami wykonujemy lekkie skłony do boku lewego i prawego. Powtarzamy trzy razy.
Autor tych ćwiczeń twierdzi, że każdy kto jest cierpliwy i konsekwentny, kto jednym słowem ćwiczy codziennie, ma szansę uchronić się przed poważnymi kłopotami, a nawet przed kalectwem.
Magister wychowania fizycznego pan Marek Młynarczyk przypomina, że człowiek jest biomaszyną potrafiącą wykonać prawie każdy rodzaj pracy fizycznej. Kilkaset silników w postaci mięśni oraz ruchome połączenia kości pozwalają wykonać wielką ilość ruchów. Wśród różnych
kombinacji ruchowych są też ćwiczenia fizyczne prowadzące do usprawnienia funkcji układu ruchowego, układu sterowania (a tu chodzi o nerwy) i układu zasilania (oddechowy, sercowo-naczyniowy, pokarmowy)., Kto chce być zdrowy i sprawny niech spróbuje tej gimnastyki. Wystarczy trzy razy w tygodniu, koniecznie przy otwartym oknie.
Jeśli rozpocznie się te ćwiczenia wykonywać w młodym lub średnim wieku to nabyta kondycja pozwoli wykonywać je jeszcze przez długie, długie lata!
Ćwiczenie szóste. Stoimy w 'J prostowani i wymachujemy ramionami łukiem przednim w górę i w dół.
Stoimy wyprostowani, ramiona w górze, zaczynamy kręcić tułowiem od małego zakresu ruchu, stopniowo powiększając go.
Stoimy wyprostowani, ramiona w przodzie, przysiad na obydwu nogach.
Stoimy wyprostowani tyłem do ściany w odległości około pół metra – skręcamy tułów z dotknięciem dłońmi do ściany.
Leżymy na plecach, ramiona wzdłuż tułowia, nogi wyprostowane.
Podnosimy tułów do siadu, a następnie pochylamy się, starając się dotknąć czołem do kolan.
Leżymy na plecach, ramiona wzdłuż tułowia, nogi proste unosimy do góry (20 cm nad podłogę) zataczamy nogami kółka – raz w lewo, raz wprawo.
Leżymy na brzuchu, dłonie oparte na podłodze przy barkach, trzymając nogi i biodra na podłodze wypychamy jak najwyżej tułów i głowę do góry.
Uginamy ramiona w podporze leżąc przodem (popularne pompki). Przysiadamy, dłonie oparte o podłogę. Wyrzucamy kolejno nogi do tyłu do pełnego wyprostu.
Lekko podskakujemy i w tym czasie rozluźniamy ręce i nogi.
Stajemy wyprostowani, ramiona ku górze wspinamy się na palce i staramy się jak najwyżej sięgnąć dłońmi. Wyciągamy się do góry, jak- byśmy chcieli coś zdjąć z drzewa, z sufitu.
Lekarze twierdzą – i mają rację, ja to moim czytelnikom także mówię – że żadne elektryczne aparaty, żadne komputerowe deliberacje nie zastąpią człowiekowi, który chce być zdrowy i długo młody – gimnastyki codziennej. Choćby piętnastominutowej. Spójrzmy na sportowców, na zwycięzców w różnych dyscyplinach. Ich sukcesy „biorą się” z ciężkiej, systematycznej pracy, zwanej treningiem. Dla normalnego człowieka (myślę: nie sportowca) codzienna gimnastyka jest właśnie treningiem lżejszym, ale także bardzo skutecznym. Kto się gimnastykuje ten ma nie tylko mocne mięśnie, ale i skórę, ten ma prosty kręgosłup, ładny, lekki chód. I przede wszystkim jest szczupły. Tylko ludzie szczupli mają szansę na przedłużenie swojego życia.
Istnieją specjalne programy, które gwarantują człowiekowi osiągnięcie dobrej formy fizycznej, a także psychicznej. Ćwiczenia przygotowane przez specjalistów z dziedziny medycyny i wychowania fizycznego przeznaczone są dla wszystkich nie garnących się do tej pory do jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych, a także dla ludzi zaawansowanych w treningu i wyczynowców
Ograniczmy się, bo to nam w zupełności wystarczy – do programu najprostszego:
Po przebudzeniu, jeszcze w łóżku – jak już w innym miejscu przypominałam – trzeba się poprzeciągać jak kot lub pies, a przy tym głęboko, głęboko oddychać. Po wstaniu z łóżka należy bezwzględnie wypić szklankę przegotowanej i bardzo zimnej wody (najlepiej mineralnej), a w ciągu całego dnia jeszcze dodatkowe trzy szklanki. Woda odtruwa nasz organizm.’ Potem gimnastyka – na stojąco i siedząco. Można stosować tę, którą proponuje pan mgr Marek Młynarczyk. Po gimnastyce – natrysk i śniadanie. Gimnastyka poranna nie wyklucza żadnych, nawet bardzo prostych, ćwiczeń sportowych. Wspaniałym ćwiczeniem jest na przykład zwyczajny spacer. Ale warunek: musi być szybki, a kroki rytmiczne. Kto może niech koniecznie wchodzi po
schodach do góry, a także schodzi schodami w dół. Jednak uwaga: nie szarżować, jeśli na czwartym piętrze już dech w piersiach zapiera.
Nasze istnienie jest ruchem – spoczynek jest ostatecznie śmiercią.
To powiedział wielki francuski uczony Blaise Pascal (połowa XVII wieku) i byłoby cudownie, gdybyśmy tych słów nauczyli się na pamięć. Tylko wtedy, kiedy będziemy w stałym ruchu, do końca swoich lat pozostaniemy sprawni i samowystarczalni! Zacznijmy na swoją sprawność pracować wcześniej, a już na pewno wówczas, gdy skończymy trzydzieści lat.
Nasze ciało ma być narzędziem naszego działania, naszym atutem w postępowaniu z sobą. A tymczasem? A tymczasem jakże często staje się naszym kłopotem: wstawanie z krzesła, wchodzenie po schodach – męczą nas. Co to oznacza? Otóż to, że zaniedbaliśmy nie tylko nasz
kręgosłup, ale i nogi.
Niewiele kobiet zauważa, że z ich nogami coś zaczyna się dziać. Najpierw są to przeważnie małe żyłki widoczne nawet pod pończochą, a potem coraz większe żylaki. I dopiero wtedy, kiedy zaczynają boleć, kiedy chód staje się brzydki i ociężały, a sylwetka cała wygląda fatalnie – kobieta decyduje się szukać pomocy. Nie zawsze zresztą u lekarza medycyny.
Kobiety z żylakami chodzą tak, jakby miały o wiele więcej lat niż mają naprawdę. A”jeśli na dodatek obok żylaków jest jeszcze chory kręgosłup (np. choroba spowodowana nadwagą) to wtedy chodzić trudno, wstać bez pełnego wyprostu nie można, a nogi zamiast nieść nas do przodu posuwają się niezdarnie i powoli.
Choroby kręgosłupa – to przy okazji – powoduje między innymi brak ruchu, zasiedziałość, albo też długie stanie bez potrzeby (w kuchni, na przykład, można usiąść przy różnych pracach domowych, ale większość kobiet – stoi. Bez sensu!). Z bólami kręgosłupa należy walczyć, a nie
przechwalać się wśród znajomych: ,,0, łamie mnie w plecach, będzie deszcz”. Bóle w plecach, w krzyżu – jak często mówimy – to sygnał choroby kręgosłupa. Trzeba kręgosłup leczyć, rehabilitować. A przede wszystkim unikać bezsensownego stania bez potrzeby, oszczędzać nogi
i ratować kręgosłup.
A teraz już tylko o naszych nogach. Trzeba bezwzględnie dbać o paznokcie palców stóp. Paznokcie wrastające to nie tylko ból, ale również sprawca fatalnego chodu. Szpecą popękane pięty. Bardzo często przyczyną dolegliwości bólowych oraz ogólnego złego samopoczucia są nieodpowiednio dobrane buty. Pamiętajmy, że wysokość obcasa i szerokość buta muszą być takie, aby chodzenia nie utrudniały i na dodatek nie zniekształcały na zawsze stóp. W odpowiedniej chwili naszego życia trzeba pomyśleć o tym, żeby szpilki zmienić na nieco niższe i wygodniejsze
pantofelki.
O nogi trzeba dbać tak samo, jak o twarz i ręce; wymagają troskliwości i pielęgnacji, bo nogi noszą nas codziennie, a ręce są wizytówką naszego wieku. Zaniedbane – postarzają . Skórę stóp trzeba masować z dodatkiem odpowiedniego dla nóg kremu. Nogi zadbane na pewno nie będą psuć nam nastroju nawet wówczas, gdy będziemy musiały dłużej stać lub chodzić.
Nogi trzeba moczyć. Tak, tak – moczyć. Nie wystarczy kąpiel całego ciała w wannie. Nogi domagają się specjalnej i oddzielnej pielęgnacji w misce z ciepłą wodą i rozpuszczonej w niej jakiejś substancji „mydlącej”. Może to być zwyczajne mydło, nie koniecznie płyn do kąpieli. Siadamy na stołeczku i dobrze moczymy stopy (woda cały czas musi być ciepła, jeśli stygnie – dolewamy wrzątku), a następnie przy pomocy pumeksu zdzieramy stwardniałą skórę z pięt, z paluchów, a także ze spodu stóp – w pobliżu palców. Potem obcinamy paznokcie uważając, aby nie wyciąć za głęboko przy zakończeniach. Wrastające paznokcie przysparzają później sporo bólu. Na zakończenie należy bardzo starannie wmasować w całe stopy krem odpowiedni dla nóg. Cała ich masa jest w każdym sklepie kosmetycznym.
O jednej rzeczy jeszcze trzeba bezwzględnie pamiętać: butów ze sztucznej skóry (z tworzyw sztucznych) nie nosić przez wiele godzin bez przerwy, bo można sobie zniszczyć nogi. Buty z tworzyw sztucznych nie przepuszczają powietrza, uniemożliwiają skórze nóg oddychanie.
Niechże o tym pamiętają wszyscy, którzy mają zwyczaj siedzieć w botkach przez wiele godzin w biurze (zamiast zmienić buty na lżejsze, przewiewne) męczą stopy i… współpracowników. Nogi odziane w buty ze sztucznej skóry pocą się i wydają nieprzyjemną, drażniącą woń. A najlepiej
buty z wszelakich plastyków nosić tylko w lecie. Myślę o sandałkach składających się z pasków, o sandałkach odkrywających stopę w kilku miejscach.
Jedna z moich znajomych twierdzi, że nie wstaje z łóżka dopóki nie wykona gimnastyki nóg. Chyba mówi prawdę, bo widzę, jak zgrabnie i lekko się porusza, chociaż ma już lat kilkadziesiąt. Oto rady mojej znajomej: trzeba ściskać mocno kciukiem i palcem wskazującym po
kolei każdy palec u jednej i u drugiej nogi. Powtarzać ten zabieg kilkakrotnie, bez przerwy. Potem szczypać się w pięty, które dzięki temu nigdy nie będą drętwiały. Następnie wewnętrzną stroną dłoni gładzić górną powierzchnię każdej stopy. Wykonywać ten ruch w jedną i drugą stronę. Dobrze jest też masować mocno nogę od stopy poprzez łydkę do kolana. Pamiętajmy: zawsze od stopy do kolana. Nigdy w dół. Nogi będą nam wdzięczne, jeśli w ogóle damy im dużo luzu. Jeżeli jest taka możliwość – chodźmy boso: po mieszkaniu, po trawie, po piasku. Dobrze jest spacerować na bosaka na czubkach palców – kilka kroków do przodu, kilka do tyłu.
Do ćwiczeń nóg bardzo pomocny jest zwyczajny, drewniany wałek do ciasta, albo w najgorszym wypadku gruba butelka szklana. Każdą stopę po kolei dobrze jest wałkować. Lekko, nie opierając się z całej siły nogami.
Pokaż mi swoje ręce, a powiem ci ile masz lat. To znane porzekadło wcale nie musi odnosić się do nas. Ale tylko wtedy, kiedy o ręce będziemy dbać. Proszę pań! Namawiam – choć zaraz będziecie się buntować – do wykonywania wielu prac domowych w rękawiczkach. Niekoniecznie muszą być te drogie, lekarskie, kupowane w aptece. Pastować podłogi – na przykład – można w starych, już nie używanych rękawiczkach z wełny. Po zmyciu naczyń ręce wyglądają jak czyste, ale naprawdę są brudne (choć tego nie widzimy gołym okiem) od pomyj. To, co „weszło” w skórę przy zmywaniu naczyń trzeba bezwzględnie wyczyścić. Jedyny i najbardziej skuteczny do tego celu jest zwyczajny, stołowy ocet. Może też być kwasek cytrynowy (dwa opakowania rozpuszczamy w 1 litrze wody). Zaraz po umyciu naczyń trzeba polać dłonie od zewnątrz i wewnątrz octem (rozpuszczonym kwaskiem) i wycierać ręce, jak przy myciu mydłem. Potem chwilę odczekać, nie wycierać. Kiedy dłonie wyschną, umyć je ciepłą wodą i mydłem, a gdy jeszcze troszeczkę wilgotne – wmasować krem do rąk.
Bardzo ważną częścią naszych dłoni są paznokcie. Można by o nich napisać specjalną książkę (paznokcie „mówią” o naszym zdrowiu, o chorobach, o charakterze, nawet o zagrożeniach czających się w naszym organizmie), ale ja pozostanę przy kosmetyce paznokci. O tym, że brzydko
wyglądają paznokcie z zarośniętymi skórkami – wie każdy, a już na pewno – każda. Skórki należy odsuwać po uprzednim wymoczeniu palców w ciepłej wodzie z mydłem. Odsunięte bardzo łatwo dają się wycinać specjalnymi nożyczkami „do skórek”. Namawiam do pielęgnacji paznokci w domu, bo można to robić częściej niż w gabinecie kosmetycznym (drogo) i bezpiecznie (jednak tkwi w nas strach przed zarażeniem chorobą,AIDS).
Namawiam do malowania paznokci na co dzień, a nie tylko od święta, nie tylko na tak zwane wyjścia. Paznokieć pomalowany jest lepiej zabezpieczony od zniszczenia, niż goły. Liczne prace domowe, które wykonujemy każdego dnia niszczą nie tylko dłonie, ale i paznokcie. Paznokcie ulegają uszkodzeniu z różnych powodów. Podłużne smugi – rowki, wzdłuż których paznokieć pęka, a nawet łamie się, spotykamy u osób, które mają stały kontakt z gorącym powietrzem albo z trującymi kwasami, oparami. Nie tylko murarze i fryzjerzy leczą się z powodu
uszkodzonych paznokci, także panie, które nie lakierują paznokci, a często w domu biorą do rąk różne silnie czyszczące chemikalia. Ale zwracam także uwagę na fakt, iż choroba paznokci może być spowodowana brakiem witaminy z grupy B, albo po prostu zaburzeniami hormonalnymi lub anemią.
Są paznokcie z natury łamliwe i są połamane, bo zaniedbane. Zdrowe. zadbane paznokcie to ozdoba naszych dłoni, nas samych wreszcie. Pamiętajmy o dostarczaniu naszemu organizmowi żelaza, wapnia, fosforu oraz witamin z grupy B i witaminy A. To potrzebne nam w ogóle, a paznokciom w szczególności. Paznokcie lakierowane, potem zmywane zmywaczami, mają tendencję do dzielenia się czasem: Jeśli zauważymy, że płytka paznokcia jest rozdzielona – zacznijmy regenerację płynami wzmacniającymi (doskonałe produkuje łódzka EV A) i ewentualnie przez pewien czas zrezygnujmy z malowania paznokci.
Przy okazji jedna rada: co zrobić, jeśli przytłuczemy paznokieć, który potem zazwyczaj robi się czarny i brzydki? Są dwa sposoby ratunku w takiej sytuacji – albo natychmiast robimy okład z bardzo zimnej wody lub lodu i mocno – nie zważając na ból – uciskamy paznokieć, albo, kładziemy (na godzinę) kompres ze spirytusu kamforowego i owijamy cały palec.
Zdawać by się mogło, że bielizna stanowi mało znaczący element kobiecej garderoby. Jednakże powoli zmieniają się u nas poglądy na tę wcale nie błahą kwestię, Nie myśl t( tu o tandetnych wyrobach, rodem z sex-shopu, z otworami w miejscach, które akurat powinny być zakryte, lecz o bieliźnie godnej prawdziwej damy, którą każda z nas chciałaby się przynajmniej poczuć. Pora przestać już wstawiać pracowicie łatki na powycieranych majtkach i rozejrzeć się za czymś odpowiednim dla siebie: wygodnym, funkcjonalnym, nie powodującym odparzeń i nie dzielącym dwóch wałków tłuszczu na plecach na cztery mniejsze.
Wiadomo bowiem, że najlepsza bielizna to ta, która jest odpowiednio higieniczna, przewiewna, przepuszczająca powietrze, odprowadzająca pot. Jak sit(okazało – najlepiej z włókna syntetycznego, które przewyższa (o dziwo!) pod względem właściwości tradycyjną bawełnę, Taka bielizna na pewno także nie spowoduje zażenowania właścicielki w sytuacjach, gdy należy się rozebrać. Nie myślę tu tylko o sytuacjach intymnych, gdy rozbierając się po ciemku wrzucamy dziurawe figi pod łóżko, lecz np. o wizycie u lekarza, gdy to wykrzykujemy teatralnie rozpaczliwym głosem: ,,0 Boże, Doktorze, właśnie mi się podarły”.
Bardzo ważne jest też odpowiednie dopasowanie bielizny. Nie może ona być ani za luźna, ani za ciasna. Nie ma co się łudzić, że zbyt ciasna bielizna ukryje mankamenty figury. Koryguje sylwetkę bielizna idealnie dopasowana. Ważne jest więc, aby przed zakupem dokładnie się zmierzyć bez oszukiwania samej siebie. Poniższa tabela przejrzyście pokazuje rozmiary.
biustonosze | |||||||||||||
Obwód pod
biustem |
63
67 |
68
72 |
73
77 |
78
82 |
83
87 |
88
92 |
93
97 |
98
102 |
103
107 |
108
112 |
|||
Rozmiar EUR | 65 | 70 | 75 | 80 | 85 | 90 | 95 | 100 | 105 | 110 | |||
Obwód biustu
Cup A |
77
79 |
82
84 |
87
89 |
92
94 |
97
99 |
102
104 |
107
109 |
112
114 |
|||||
obwód biustu
Cup B |
79
81 |
84
86 |
89
91 |
94
96 |
99
101 |
104
106 |
109
111 |
114
116 |
119
121 |
124
126 |
|||
Obwód biustu
Cup C |
81
83 |
86
88 |
91
93 |
96
98 |
101
103 |
106
108 |
111
113 |
116
118 |
121
123 |
126
128 |
|||
Obwód biustu
Cup D |
88
90 |
93
95 |
98
100 |
103
105 |
108
110 |
113
115 |
118
120 |
123
125 |
128
130 |
||||
Obwód biustu
Cup DD |
95
97 |
100
102 |
105
107 |
110
112 |
115
117 |
120
122 |
125
127 |
130
132 |
|||||
Elastyczne majteczki | |||||||||||||
Obwód talii | 58
62 |
63
67 |
68
72 |
73
77 |
78
82 |
83
87 |
88
92 |
93
97 |
98
102 |
103
107 |
108
112 |
||
Rozmiar EUR | 60 | 65 | 70 | 75 | 80 | 85 | 90 | 95 | 100 | 105 | 110 | ||
Rozmiar F | 80 | 85 | 90 | 95 | 100 | 105 | 110 | 115 | 120 | 125 | 130 | ||
Rozmiary konfekcyjne | |||||||||||||
Rozmiar | 36 | 38 | 40 | 42 | 42 | 44 | 46 | 48 | 50 | 52 | 54 |
Odpowiednio dopasowana bielizna ukryje wałki tłuszczu i spowoduje, że właścicielka będzie wyglądała w ubraniu o wiele szczuplej i smuklej niż w rzeczywistości, zaś odpowiednie body wygląda też wspaniale, a nie samą marynarkę, budząc zdrowe zainteresowanie mogą to być jednak tandetne majtki, czy biustonosze kupowane np. na bazarze, lecz powinien to być wyrób renomowanej
firmy. Wydatek taki wbrew pozorom się opłaca.
Ja sama od wielu lat niezmiennie noszę rozmiar ,,38″ i także od lat ubieram się wyłącznie w bieliznę FELINY.
Wprawdzie nie tylko z tego powodu, że cenne są jej elementy ściągające ciało, ale po prostu dlatego, że jej nie widać nawet pod dopasowanym strojem. Jest bardzo wygodna, higieniczna, praktyczna i przy tym
bardzo elegancka.
Choć ceny zdają się wygórowane, to porównując ustawiczną wymianę bielizny pochodzącej z mniej znanych firm, w końcowej kalkulacji dochodzimy do wniosku, że warto pozwolić sobie na tę przysłowiową odrobinę luksusu.
Aby jak najdłużej zachować wizerunek kobiety trzydziestoletniej, no, powiedzmy czterdziestoletniej, pomyślmy o tym, że zbliżamy się do klimakterium. Nieustannie, dzień po dniu. Pomyślmy wcześniej niż ten dzień rewolucji w naszym organizmie nastąpi, aby przekwitanie nie
doprowadziło nas do zupełnego uwiądu …
A w ogóle – co to jest klimakterium, które wiele osób myli z menopauzą?
Menopauza oznacza ostatnią w życiu kobiety miesiączkę – w życiu kobiety między 49 a 57 rokiem życia.
Klimakterium – czyli okres przekwitania to sześć lat poprzedzających menopauzę i sześć lat po menopauzie.
Dlaczego przekwitamy?
Najogólniej mówiąc dlatego, że jesteśmy cząstką naturalnego środowiska, cząstką przyrody, a w przyrodzie wszystko, co zakwita – po okresie bujnego kwitnienia i owocowania – przekwita właśnie.
Okres przekwitania u kobiety następuje na skutek obniżenia funkcji jajników. Najważniejszym objawem osłabienia czynności jajników są zaburzenia miesiączkowania. Kobieta albo krwawi skąpo – także między miesiączkami – albo bardzo obficie. Częste, obfite krwawienia mogą doprowadzić do anemii, a nawet do takiego stanu, kiedy kobietę trzeba już położyć w szpitalu i wykonać transfuzję krwi.
Wczesne, ogólne objawy klimakterium, objawy hormonalnego deficytu, to uderzenia gorąca (twarz, szyja, dekolt robią się przy tym czerwone, skóra spocona), późniejsze objawy występujące na skutek zaburzenia metabolizmu to – uwaga! – skłonności do szybkiego przyrostu wagi ciała, nadciśnienie, cukrzyca, miażdżyca, zaburzenia stawowe (bolą kostki u rąk i nóg) oraz zrzeszotnienie kości.
U kobiet w okresie klimakterium zaczyna się nadmierna pobudliwość, ogólne osłabienie, pobolewanie piersi. Niektóre kobiety są nadmiernie drażliwe, inne oziębłe, bezkrytyczne, jeszcze inne popadają w ciężką depresję, którą już leczyć trzeba dodatkowo.
Nie wszystkie kobiety w okresie przekwitania wymagają leczenia. Co jednak kobieta w czasie klimakterium o sobie i stanie, w jakim się znalazła powinna wiedzieć? Nim funkcje hormonów płciowych żeńskich w pewnej części przejmą nadnercza, nim organizm przestawi się, kobieta musi przeżyć okres zmian w jej psychice, w samopoczuciu, musi po prostu nauczyć się żyć inaczej, przyjąć nowy, inny model życia.
Do lekarza trzeba zgłosić się koniecznie, kiedy klimakterium silnie burzy cały porządek w naszym organizmie i w naszym życiu w ogóle. Absolutnie konieczne są wizyty u lekarza ginekologa, bo czas klimakterium szalenie „sprzyja” powstawaniu różnych schorzeń w narządzie rodnym. A więc spotkanie z ginekologiem przynajmniej raz w roku, ale przydałoby się i dwa razy.
Zmiany, które mogą występować w gruczołach piersiowych powinny uczulić kobietę także na potrzebę samodzielnego kontrolowania swoich piersi. Szczególnie po czterdziestce najczęściej powstają w obrębie piersi zmiany, których tak bardzo boi się każda kobieta. Wcześniej wykryte
wszelkie guzki, zgrubienia można wyleczyć i wtedy nie zagrażają zdrowiu a co najważniejsze – życiu kobiety. Można wyleczyć nawet nowotwory złośliwe w ich stadium bardzo wczesnym. Już powszechnie dostępne są badania: głównie mammografia (badanie piersi specjalną aparaturą).
Badania piersi trzeba robić co dwa lata. Warto, aby każda kobieta, szczególnie po ukończeniu czterdziestego roku życia, myślała o tym Bo wizyty u ginekologa oraz badanie piersi muszą być dla każdej kobiety potrzebą, nawykiem, koniecznością!
Zresztą kontrola stanu zdrowia po czterdziestce nie powinna ograniczać się tylko do wizyt
w gabinecie ginekologicznym. Kobiecie czterdziestoletniej potrzebny jest już najczęściej okulista. Ale o tym za chwilkę. Teraz jeszcze chcę uczulić panie na potrzebę higienicznego trybu życia. I to zawsze, a szczególnie już wówczas. gdy zbliżamy się do menopauzy, a potem następuje sześć trudnych, bardzo trudnych (dla kobiet nie przygotowanych) lat.
Co to znaczy przygotować się do klimakterium? To znaczy powiedzieć sobie: taka jest kolej rzeczy, muszę nauczyć się z tym żyć. Nie histeryzować, kiedy „uderzenia” zmuszają nas w nocy do zmiany mokrej od potu bielizny, a w dzień powodują, że zamiast wychodzić do pracy
wracamy z połowy przedpokoju, aby zrzucić z siebie na chwilę chociaż żakiet albo palto, rozpiąć bluzkę, otrzeć w łazience mokre czoło lub kark. Czasem lekarze zalecają – to głównie przy silniejszych zaburzeniach okresu przekwitania -leczenie farmakologiczne i hormonalne. Na temat stosowania hormonów różne są zdania i zapatrywania. Mówiąc krótko: wśród lekarzy nie ma na ten temat jednomyślności. Także ja pozostawię temat otwarty, nie zamykając jednak drogi do gabinetów lekarskich tym paniom, które z własnej woli i z gotowością podjęcia ryzyka, pisałyby się na leczenie hormonami. Oczywiście pod ścisłą kontrolą lekarską. Jeśli w okresie klimakterium kobieta będzie o siebie dbała bardziej, niż w latach minionych, przekwitanie nie zniszczy ani je}
sylwetki, ani urody.
Co więc w czasie klimakterium kobieta robić powinna?
Przede wszystkim dużo spać, odpoczywać w czasie snu, nie zamykać się w domu z garami, wnukami i smutnymi myślami, czasem smutnymi na wyrost. Trzeba wypoczywać także czynnie, dużo chodzić, najlepiej w lesie lub parku (a nie po najbardziej ruchliwej ulicy w mieście, od jednej wystawy sklepowej do drugiej), gimnastykować się, uprawiać relaks korzystając z nagrań specjalnych na kasetach. Koniecznie trzeba gdzieś wyjeżdżać, zmieniać środowisko choćby na kilka dni. Trzeba zająć się jakąś pracą, na którą we wcześniejszych latach nigdy nie starczało czasu. To może być pisanie pamiętnika, wierszy lub powieści, ale równie dobrze przemalowywanie ulubionych mebli na inny kolor, ukwiecanie balkonu, szycie (własnoręczne) jakichś dla siebie drobiazgów itd. Praca fizyczna – oczywiście nie wyczerpująca zbytnio – jest rzeczą wspaniałą.
Doskonale też jest mieć kogoś bliskiego, bardzo zaprzyjaźnionego, z kim przyjemniejsze są spacery i od czasu do czasu relaksowe spotkania poza domem.
W czasie klimakterium kobiety mają skłonność do szybkiego przybywania na wadze. Kobieta zadbana, nie otłuszczona łatwiej poradzi sobie z utrzymaniem dobrej figury nawet wtedy, kiedy inne będą płakać i…tyć. A jeżeli już tak się zdarzy, że kilogramy niespodziewanie wejdą w biodra – trzeba koniecznie zaprzeć się i zrzucić nie potrzebny, tłuszczowy bagaż. Obniżenie wagi ciała, najlepiej pod kontrolą lekarza (polecam paniom między innymi mój gabinet SABA w Łodzi, gdzie można wyleczyć się i schudnąć) jest gwarancją utrzymania na długie lata zdrowia, dobrego samopoczucia, tej lekkości, która pomoże żyć długo, dłużej niż wykazują statystyki.
Koniecznie muszę też napisać o klimakterium u …mężczyzn. Tak, mężczyzna również doznaje tego „szczęścia”. I to aż trzy razy. Po raz pierwszy męskie klimakterium pojawia się u mężczyzny w okolicach czterdziestki. U większości mężczyzn w tym wieku występuje zwiększone
ryzyko zawału albo wręcz zawały. Mężczyźni czterdziestoletni gubią gdzieś nagle swoją pewność siebie, wpadają w jakiś popłoch, wydaje im się, że muszą sprawdzać bez przerwy, że są atrakcyjni, doceniani, pożądani. Czterdziestolatkowie zaczynają szukać przyjaciół, nowych przyjaciółek także. Żona, dotychczas dobra i kochana, jawi się czterdziestolatkowi jako ktoś, kto jest winien jego porażkom zawodowym, jego zbyt szaremu życiu. No i zaczyna się gonitwa za atrakcjami … pozamałżeńskimi. Mężczyzna czterdziestoletni w swoim pierwszym, klimakterycznym okresie, bardzo łatwo wiąże się z jakąkolwiek dziewczyną, która ma o połowę lat mniej, niż jego żona i oczywiście jego, mężczyznę, „tak wspaniale rozumie”.
Płomienny romans (romanse) klimakterycznego pana trwa zazwyczaj do drugiego stadium klimakterium. A trzeba dodać, że u wielu panów po czterdziestce romanse oznaczają rozwód z pierwszą żoną i drugie małżeństwo, często i nowe, malutkie dziecko. Tak więc w drugim
okresie klimakterium mężczyzna – jeśli już po raz trzeci nie chce zmieniać żony – zaczyna zmieniać siebie. Najczęściej zmienia na przykład poglądy polityczne albo sposób odżywiania się. Czasem zmienia także znajomych, a nawet przyjaciół. Ma ciągoty do ubierania się jak nastolatek, marzy o grubym, złotym łańcuszku, który chciałby zawiesić na swojej szyi, kupuje bransoletkę, niekiedy też sygnet.
Trzecie stadium klimakterium męskiego jest najcięższe, bo mężczyzna szarpie się z sobą samym, bo chciałby jakoś „odmłodzić” twarz (i nie tylko …). a włosom mocno już przerzedzonym i siwiejącym nadać naturalny pierwotny kolor. Zaczynają się więc płukanki, czasem małe peruczki
zaczyna się codzienne liczenie włosów, które wypadły za pociągnięciem grzebienia, trzecim stadium klimakterium mężczyzna chciałby bez przerwy coś nowego sobie kupować, po kilku miesiącach nagle nie odpowiadają mu oprawy okularów, a kurtki sportowe, które przestał nosić w pierwszym okresie klimaksu, wracają do łask jako „styl”. Dodajmy: styl zupełnie nieodpowiedni dla pana w tym wieku.
Dlaczego wspomniałam o męskim klimaksie? Z prostej przyczyny: drogie panie, zmagające się w wielkim trudzie często ze swoimi, klimakterycznymi problemami, nie „zgubcie” w tym okresie swoich klimakterycznych mężczyzn. Czasem wracają po trzecim stadium klimakterium.
Ale nie zawsze …
Kobieta po czterdziestce raz w roku powinna udać się do lekarza okulisty. Bo smutny to widok, kiedy pani w okularach odsuwa od siebie coraz dalej i dalej gazetę, książkę, biurowe dokumenty itd. Okulary dobre dla oczu przed kilkunastoma miesiącami mogą być już zupełnie nieprzydatne i psuć nam wzrok zamiast pomagać. Nie tylko okulary do czytania mogą być nieodzowne, ale także i do patrzenia – czyli do „dali”. Wiele pań uważa, że okulary szpecą. A te same panie mrużą brzydko oczy wypatrując nadjeżdżającego tramwaju, mrużą oczy szukając czegoś potrzebnego na .sklepowych półkach. Okulary nie szpecą kobiecej twarzy. Kobiecą twarz oszpecają krótkowzroczne oczy i pomarszczona wokół nich skóra.
Okulary (a mogą to potwierdzić wszyscy okularnicy) nikogo nie są w stanie oszpecić. Okulary natomiast sprawiają, że ludzie krótkowzroczni nabierają pewności siebie. Bo okulary – i te do patrzenia w dal i te do czytania również – dają luz. Często lekarz przepisuje obok okularów także krople do oczu. Trzeba je stosować, bo chodzi tu nie tylko o zdrowie oczu, ale także o ten przysłowiowy w oczach błysk.
Bardzo pochwalam malowanie oczu chociaż jest to najtrudniejszy etap w procesie całego makijażu. Ale uwaga: nawet najpiękniej pomalowane oko – jednak nie będzie piękne, jeśli będzie zmęczone. Gdy ma się za sobą zarwaną noc albo mocno przepracowany dzień, a wieczorem trzeba ładnie wyglądać, wówczas oczom potrzebny jest ratunek. Wspaniale działają kompresy z ciepłego naparu rumianku oraz z mocnej esencji herbacianej. Kobieta dorosła przez wszystkie lata, a szczególnie wówczas, kiedy tych lat przybywa, musi pamiętać o pielęgnacji powiek i miejsc pod oczami. To szalenie wrażliwe punkty na twarzy, skóra jest tam tak delikatna, jak przysłowiowy chiński jedwab. Wklepując krem pod oczy i na powieki trzeba to robić niezwykle delikatnie, leciutko. I używać tylko kremów łatwo wchłaniających się, inne przyniosą więcej szkody niż pożytku.
Jakimi kolorami cieni malować oczy? Najważniejsze, aby dobierać te kolory właściwie i upiększać się, a nie odwrotnie. Do oczu niebieskich nie używa się cieni błękitnych i turkusowych, ale doskonale wyglądają wszelkie odmiany szarości. Oczy brązowe wyglądają pięknie w bliskości
cieni zielonych.
Jeśli cera jest sucha, cienie powinny być w kremie płynnym albo w proszku. Nie nadają się one do cery tłustej, gdyż po jakimś czasie na powiekach mogą powstać szpecące nas i śmieszące otoczenie – kluski.
Pięknie wyglądają oczy malowane cieniami wielobarwnymi. Tu uwaga następna: łączyć trzeba barwy jednego koloru w różnych odcieniach. Malowanie oczu różnymi kolorami jest wielką sztuką i mogą jej próbować osoby nie tylko bardzo młode, ale także artystycznie uzdolnione.
Miejsca tuż pod brwiami – o tym trzeba koniecznie pamiętać – maluje się zawsze kolorami rozjaśniającymi (biel, bardzo lekki róż, a na wieczór może być złocisty).
Czy rzęsy powinny, być malowane? Ależ tak. Tylko bez przesady w ilości tuszu, bo albo się później kruszy, albo brudzi okolice oczu. Zachęcam do malowania rzęs tuszami w różnych kolorach, dopasowanymi do koloru oczu i cieni. Są już od dawna dostępne piękne tusze błękitne, brązowe, szare, nawet fiołkowe. Rzęsy kolorowe nadają oczom pewną wesołość i ładne spojrzenie. Nie bójmy się kolorów wokół oczu. I zapomnijmy, że tusz czarny jest jedyny.
Zioła i oczy. Legendarny już ksiądz Sebastian Kneipp – jeden z twórców niekonwencjonalnej medycyny – twierdził, że zioła są dobre na wszystko. Także na oczy. Kompresy ziołowe na oczy robimy z waty umoczonej w naparze ziół (okład musi być ciepły), napar zaś przyrządza się z jednej łyżeczki ziół zalanej niepełną szklanką wody (trzy czwarte mniej więcej), podgrzanej do zagotowania i przecedzonej.
Zapalenia i zaczerwienienia powiek znakomicie likwiduje napar z piołunu.
Łagodzi zmęczenie i oczyszcza” oczy napar z ziela werbeny jest w aptekach i sklepach Herbapolu ). Łagodzi stany zapalne powstałe na różnym tle, kwiat rumianku, zaczerwienienia i opuchnięcia pozwala zlikwidować kompres z naparu ziela skrzypu, łagodzi łzawienie oczu napar z kopru włoskiego.
Powiem na ucho. Na ucho właśnie, bo odnoszę wrażenie, iż niektóre osoby nie tylko z oczami, ale również ze słuchem mają w wieku bardzo już dojrzałym nieco kłopotów. Przyjrzyjmy się sobie i odpowiedzmy uczciwie. Czy chwytając słuchawkę telefonu przykładamy ją już tylko do
jednego ucha, powiedzmy prawego? Czy dlatego, że jesteśmy praworęczni, czy z przyzwyczajenia, czy może dlatego właśnie, że na lewe ucho już źle słyszymy? Jeżeli rozmawiając z kimś przysuwamy się prawą stroną i nastawiamy prawe ucho – to też sygnał, że potrzebny nam laryngolog. Bo nieprawdą jest, że złej słyszalności nie można zapobiegać, a potem jej korygować w najgorszym wypadku. Można i trzeba. Choćby tylko na przekór płynącemu czasowi, który i tak robi wszystko, aby nadwerężyć nasz organizm. Nie dajmy się!
Pięćdziesięcioletnie Amerykanki są aktywne zawodowo, zadbane nawet wówczas, kiedy tylko zajmują się domem, wyglądają tak, jakby nigdy nie miały zamiaru przekroczyć trzydziestki. Gdzie tkwi tajemnica ich młodego, zdrowego wyglądu?
Amerykańskie kobiety zaczynają dbać o swoją urodę, a przede wszystkim o zdrowie, bardzo wcześnie, właśnie przed trzydziestką jeszcze. I ta praca nad sobą bardzo im się opłaca. Jeśli więc chcesz być długo młoda, jeśli pragniesz być zawsze ładna, pamiętaj moja czytelniczko o zdrowiu, przede wszystkim.
Nie odkładaj z dnia na dzień wizyty u lekarza, kiedy zauważasz, że po stosunkach krwawisz (to może być wina nadżerek na szyjce macicy); że pojawiają się krwawienia między miesiączkami, że boli podbrzusze, że masz brzydkie upławy, a mocz oddajesz z bólem albo zbyt często.
Kobieta, która chce być długo młoda i zawsze ładna powinna nauczyć się sztuki radowania życiem. Nie zamartwiać się każdym drobiazgiem, nie przejadać się, nie tyć, dużo chodzić, gimnastykować się i dbać o to, aby trawienie było prawidłowe, a zaparcia nie pojawiały się w ogóle. Niedawno w Anglii zmarła najstarsza mieszkanka tego kraju, 115-letnia Charlotte Hughes. Jeszcze przed końcem swojego życia miała błyskotliwy umysł, a w ostatnim wywiadzie zdradziła tajemnicę swego długiego życia, powiedziała mianowicie, że we wszystkim starała się
zachowywać umiar – głównie zaś w jedzeniu, a higienę stawiała na równym miejscu z koniecznością przestrzegania Dziesięciu Przykazań.
Pamiętajmy o higienie naszego ciała, ale też i o higienie codziennego życia. Pamiętajmy, że możemy żyć o wiele, wiele dłużej, jeśli będziemy szczupłe. Nie palmy papierosów (na ten temat powiem więcej w specjalnym rozdziale), bo to szczególnie niebezpieczne w okresie przed i po menopauzie (przykra choroba wieńcowa). Nie wpadajmy w szał bez specjalnego powodu, a już na pewno nie z błahej przyczyny. Nie wynajdujmy sobie same stresów, one i tak atakują nas z każdej strony. Te nagłe piętrzące się napięcia – te, które niezależnie od nas pojawiają się w naszym życiu – plus te, które sobie same fundujemy zamiast opanować się, zwolnić rytm życia, zatrzymać
się na chwilę, policzyć do dziesięciu – te wszystkie stresy giganty mogą spowodować nieodwracalne zmiany w mięśniu sercowym. Kontrolujmy swoje ciśnienie, bo gdy zwiększy się ono wyraźnie po pięćdziesiątce możemy nie zdążyć i wtedy zaatakuje nas wylew krwi do mózgu. Pamiętajmy o ruchu na świeżym powietrzu, o ruchu, który przedłuża życie, który jest samym
życiem.
A teraz już można zacząć rozmowę o upiększaniu się, o poprawianiu urody, o zapobieganiu starzenia się ciała. Całego ciała, a nie tylko twarzy, nie tylko miejsc wokół oczu. Niektóre kobiety wszelkie zabiegi kosmetyczne wokół swojej osoby zaczynają i kończą na wklepywaniu kremu pod oczy …
Kosmetyka jest sztuką upiększania ciała w celu podkreślenia urody także zatuszowania jej wad) oraz zachowania młodości na długie lata. im położymy na twarz krem, potem puder, nim umalujemy usta i oczy, pamiętajmy że sprawą najważniejszą jest mycie całego ciała. Myjemy
– najlepiej w wannie (myjemy szybko, a nie wylegujemy godzinami), opuścić do gromadzenia się na skórze potu i tłuszczu. Skóra bierze udział w procesie oddychania. Żeby swobodnie oddychała – musi być czysta, musi mieć otwarte pory. Zróbmy kiedyś taką próbę: połóżmy się spać bez mycia i wylegujmy się do woli. Kiedy po wstaniu z łóżka spojrzymy w lustro nie będziemy ze swego odbicia zadowolone, chociaż wielogodzinny sen – ten najlepszy z kosmetyków – powinien nadać naszej twarzy blask. Nie nada jeśli ta twarz nie została przed pójściem do łóżka (wraz z całym ciałem zresztą) dokładnie umyta.
Skóra, o którą nie dbamy jest blada, szorstka, szybko więdnie – a więc szybko się starzeje. Do mycia, a tym bardziej do kąpieli, nie wolno używać gorącej wody. Powoduje wiotczenie mięśni, przedwczesne zmarszczki i nie najlepsze samopoczucie. Wieczorne mycie całego ciała wpływa
kojąco na nasz system nerwowy. W czasie snu po wieczornej kąpieli oddychamy całą powierzchnią ciała, a rano budzimy się cudownie wypoczęte i ładne.
Jeśli to tylko możliwe, zamiast mycia w wannie polecam natrysk. I to dwa razy dziennie: rano i wieczorem, przed snem. Pod natryskiem myjemy się szybciej, a w dodatku nasza skóra nie jest narażona na nadmierne wysuszanie. Głowę też można myć pod prysznicem. Jeśli dotychczas
tego nie robiłyśmy. Mycie pod natryskiem przynosi wspaniały, niepowtarzalny relaks.
Wiele osób ma skórę suchą i to bywa przyczyną niechęci do codziennego mycia całego ciała. A przecież można zaradzić i temu. Wystarczy do każdej kąpieli wlać trochę kosmetycznej oliwki. Nie polecam płynów do kąpieli, które pięknie pachną, ale suchą skórę jeszcze bardziej wysuszają. Jest wiele sposobów na zmiękczanie twardej wody z miejskich kranów. Do najprostszych należy zmiękczanie …mlekiem. Wystarczy 10 łyżek mleka rozprowadzić w szklance zimnej wody i wlać to do wanny. Jeszcze lepiej zmiękczać wodę płatkami owsianymi albo jęczmiennymi.
Polecam gorąco mycie szczególnie twarzy i szyi płatkami owsianymi codziennie. Nie mydłem, choćby najlepszym, ale właśnie płatkami. Bierze się garść płatków górskich zamyka w dłoniach i moczy w wodzie. Kiedy płatki są już wilgotne, myje się nimi twarz i szyję. Niektórzy polecają mycie się płatkami opakowanymi w woreczek z tkaniny. Uważam, że nie ma potrzeby robić sobie tylu utrudnień. Płatki, kiedy już spuszczamy wodę, w ogóle nie blokują odpływu, nie
zapychają kanalizacji.
Można też kąpać się w wodzie z dodatkiem naparu różnych ziół, soli leczniczych. Ale zawsze po wyjściu z wody i osuszeniu ciała trzeba pamiętać o nawilżeniu całej skóry lekkim, nawilżającym kremem, oliwką kosmetyczną, tonikiem bezalkoholowym. Najlepsza do tego celu jest emulsja Nivea z ziołami. Nie trzeba jej wklepywać, wystarczy posmarować
lekko całe ciało, a emulsja sama się wchłonie.
Pewien znajomy lekarz mieszkający w Finlandii twierdzi, że dla kobiet najlepszym lekiem na wszelkiego rodzaju kłopoty i zachowanie zdrowia, urody oraz młodości jest sauna – przyjemne i zdrowe zażywanie kąpieli inaczej.
Sauna leczy fantastycznie cały organizm (a więc nie jest tylko kąpielą), przyspiesza odnawianie komórek, rozluźnia mięśnie, usuwa zmęczenie, przyspiesza przemianę materii. Sauna odświeża, nadaje naszym ruchom i naszemu samopoczuciu niepowtarzalnej lekkości. Sauna, samoistnie niejako, odnawia skórę, pozwala wyregulować za długi oddech, „ustawia” nerki, powoduje, że gruczoły nadnercza dostają bodziec do produkowania hormonów, a one z kolei łagodzą przypadłości ludzi cierpiących na reumatyzm i alergię. Sauna wreszcie uspokaja nerwy i daje znakomite samopoczucie.
Sauna jest absolutnie nieszkodliwa (wbrew temu, co czasem mówią niektórzy ludzie). Ale pamiętajmy: przed rozpoczęciem wizyt w saunie poradźmy się lekarza, który zna nas od lat. A dla zachęty taki oto fakt: grypy każdego roku, a czasem i kilka razy do roku, szalejące w Europie … omijają Finlandię. Finowie nie zapadają na grypy, choć żyją w kraju pełnym jezior, mgieł, deszczu i zimnej przeważnie pogody. Dlaczego? Otóż dlatego chyba, że Finowie – dzieci i dorośli – chodzą do sauny ..Właściwie przez całe życie.
Bardzo modna jest ostatnio biokosmetyka, czyli produkowanie i używanie kosmetyków czysto biologicznych i naturalnych. Składnikami kosmetyków Bio są substancje zwierzęce, roślinne i sztuczne. Sztuczne bowiem także w wielu receptach muszą być jednak wykorzystywane surowce posiłkowe – np. środki konserwujące.
Kosmetyki oznakowane jako Bio i Natur powinny być dla nas gwarancją zdrowia i dobrej jakości. Także gwarancją, że staniemy się ładniejsze. Ale …
Ale na rynku kosmetycznym obok prawdziwych pojawiają się także podróbki”. Radzę serdecznie: nie kupujcie kremów, szamponów, toników, emulsji firm nie znanych, nie kupujcie tym bardziej, jeśli kosmetyki podejrzanie tanie. Kupujmy kosmetyki znanych firm – Lechia, Uroda,
EVA, Miraculum, itd. – do których nie tylko my mamy zaufanie, ale miliony klientów na świecie. Kupujmy kosmetyki zagraniczne wtedy, kiedy jesteśmy w stanie odczytać na wyrobie, jaki jest owego kosmetyku skład chemiczny bądź naturalny. Nachalne reklamy niech nas nie wprowadzają
w błąd. Polska emulsja Nivea z ziołami ma właściwości regeneracyjne i odmładzające. A czy kto widział, żeby poznańska Lechia krzyczała o tym po kilka razy dziennie z telewizyjnego ekranu?
Drogie moje czytelniczki, czy macie – obok pudru, szminki, tuszu, kremów także lustro powiększające, w którym każdego dnia możecie dokładnie oglądać swoją twarz? Po to, by oglądać w nim „na bieżąco” swoje odbicie i pojawiające się ewentualne zagrożenia, bądź już zaistniałe
mankamenty.
Są takie defekty, które można zlikwidować samodzielnie (oczyszczenie skóry zdrowej, ale jakby „przywiędłej” o~ kurzu, powietrza zanieczyszczonego, od dymu papierosów), ale już na przykład likwidacja nadmiernego owłosienia twarzy – to zaczyna nękać panie szczególnie w okresie klimakterium – powinna być wykonana przez wykwalifikowaną kosmetyczkę.
Skóra kobiet mieszkających w dużych miastach jest przeważnie jakby szarawa. Czy można samej starać się – na razie bez fluidów – zmienić jej kolor? Można. Ale trzeba podjąć silne postanowienie i nie łamać go przez dłuższy czas. Trzeba mianowicie zacząć leczyć cerę przez … żołądek, fundując sobie każdego ranka, zaraz po wstaniu z łóżka, zamiast papierosa i czarnej kawy – dietę odświeżającą z różnych, surowych owoców. Owoce trzeba bezwzględnie jeść na czczo, gdyż tylko wtedy nie jest blokowane wchłanianie ich witamin.
Polecam także terapię warzywną – jedzenie surowych albo tylko lekko podgotowanych warzyw. One zmieniają w żołądku odczyn z kwaśnego na zasadowy, a to przecież jest ogromnie ważne dla utrzymania limfy w odpowiednim stanie.
Co to jest limfa, o której często mówią zarówno lekarze, jak i kosmetyczki? Limfa – inaczej chłonka – to płyn ustrojowy w układzie limfatycznym, płyn pośredniczący w wymianie składników między krwią i tkankami. Zastoje limfy w organizmie powodują brzydki szary kolor skóry, a nawet obrzmienie, także na twarzy. Kuracja owocowo-warzywna jest prosta, niezbyt kosztowna, a na dodatek przynosi rezultaty już po kilku dniach.
POROZMAWIAJMY O MASECZKACH
A teraz porozmawiajmy o maseczkach, które kobieta powinna stosować nie tylko od czasu do czasu, ale systematycznie. I to od najwcześniejszych lat.
Najpierw maseczka typu „pogotowie ratunkowe”. Mamy niespodziewane spotkanie albo ktoś podarował nam kilka godzin przed imprezą bilety na koncert, do teatru, do kina. Ratujmy się zwyczajnym, obiadowym ziemniakiem. Ugotujmy w mleku umyty uprzednio, nie obrany ziemniak, następnie rozetrzyjmy go dokładnie z kilkoma kroplami cytryny i odrobiną oliwy (jeśli skóra sucha). Ciepłą maseczkę z ziemniaka trzeba położyć na twarz. Po upływie 20 minut ziemniak zmywamy z twarzy, a skórę przecieramy tonikiem. Dopiero potem nakładamy krem nawilżający, a gdy się wchłonie do końca – można już robić makijaż.
Przestrzegam! Zbyt intensywne tuszowanie zmęczonej, niewyspanej, zanieczyszczonej twarzy grubą warstwą fluidu spowoduje efekt przeciwny temu, którego pragniemy. Twarz malowana bezwzględnie musi być ożywiona uprzednio maseczką albo odpoczynkiem. Malowanie
się w stanie zmęczenia sprawi, że makijaż fantastycznie … tylko doda lat.
„Maseczka” dla oczu? Tak wcale nie żartuję. Jeśli oko ma mieć ten błysk, o który nam chodzi, trzeba oprócz kompresów z ciepłego rumianku bądź herbaty (kompresy kładziemy na zamknięte powieki) od czasu do czasu – ale raczej częściej, niż rzadziej – robić kąpiele oczu. Jeśli nie ma w domu specjalnego naczynka do płukania oka, trzeba go zastąpić zwykłym kieliszkiem. Do kieliszka wlewa się kupioną w aptece trzy procentową wodę borową, kieliszek przystawia mocno do każdego oka kolei, a następnie szybko otwiera i zamyka powieki. Płyn musi opłukać całą gałkę oczną. Kąpiele oka nie tylko upiększają, ale także zapobiegają różnym infekcjom .
Błyskawiczna maseczka jajeczno-miodowa oraz owocowa odżywia
i upiększa twarz, Maseczkę owocowo-twarożkową przygotowujemy z czubatej łyżeczki twarożku homogenizowanego wymieszanego z małą ilością soku owocowego – jakiegokolwiek, ale musi być z owoców, a nie z butelki, z mrożonych truskawek, jeśli nie ma świeżych, z porzeczek, z jabłek itp. – i natychmiast kładziemy na umytą uprzednio twarz. Ta maseczka nie tylko zapobiega albo „wygładza” zmarszczki, ale także wspaniale nawilża skórę.
Maseczka z żółtka i miodu nadaje twarzy wygląd aksamitnej bluzeczki. Taką maseczkę wykonuje się błyskawicznie, a trzyma na twarzy 15 minut.
Maseczka na szyję jest taką samą koniecznością, jak maseczki na twarz. Szyja ma fatalną skłonność do starzenia się wcześniej niż inne części naszego ciała. Podobnie jak ręce – może dodawać albo ujmować kobiecie lat.
A więc dbajmy o szyję, nie pozwólmy jej się zestarzeć. Zabieg jest prosty: podgrzewamy niewielką ilość oliwy, a gdy już ciepła – płaskim pędzelkiem rozprowadzamy ją po skórze szyi. Potem szyję obwiązujemy kilkoma warstwami flaneli i przez pół godziny pozostawiamy ją – najlepiej leżąc płasko albo opierając kark na okrągłym wałku
Dobrze jest dwa razy w tygodniu stosować na szyję kompresy przemiennie z zimnej i bardzo ciepłej wody. Do wody ciepłej dobrze jest dodać zioła pojędrniające, np. rozmaryn albo szałwię, czy wręcz zrobić napar z tych ziół i z rondelka trzymanego na ogniu nalewać płyn maczając w nim, podobnie jak na okład zimny – duże kawałki gazy.
Miodowa maseczka oczyszczająca jest łatwa do zrobienia i skuteczna. Jedno żółtko, jedną łyżeczkę miodu i jedną łyżeczkę kupionej w aptece gliceryny ucieramy razem, a następnie nakładamy na twarz. Ale uwaga: nie jeden raz, a kilka razy dziennie – mniej więcej co trzy godziny.
Można to robić w wolnym dniu przy wykonywaniu innych prac. Z taką maseczką można bowiem chodzić. Jest tak samo skuteczna, jak głębokie oczyszczanie skóry w gabinecie kosmetycznym. Domowe czyszczenie jest znacznie tańsze.
Kto nie lubi swoich piegów może zrobić maseczkę z miodu, alkoholu, gliceryny i kwasku cytrynowego. Łyżkę miodu uciera się z łyżeczką gliceryny, łyżeczką spirytusu i odrobiną kwasku cytrynowego. Maź kładzie się na twarz. Po tej maseczce piegi bardzo bledną. Mogą ją także stosować panie, które z powodu wieku mają na twarzy przebarwienia skóry.
Maseczka na skórę oparzoną słońcem. Opalanie jest niezbyt bezpieczne (o tym będzie więcej w specjalnym rozdziale ), ale kto już postanowił się opalać, a nie przestrzegał reguł zdrowego rozsądku może także zrobić maseczkę nagietkową. Uwaga: maść na taką maseczkę rozsądnie byłoby przygotować wcześniej i mieć ją zawsze pod ręką.
50 g świeżych kwiatów nagietka plus trzy razy tyle nagietka suszonego z Herbapolu zalać 150 ml spirytusu i 5 ml dziesięcioprocentowego (kupionego w aptece) amoniaku. Mieszankę trzymać pod przykryciem dwanaście godzin, a następnie doskonale połączyć z 1000 g maści woskowej albo maści linomag. Maść musi być uprzednio dobrze rozgrzana na ogniu. Dobrze jest trzymać całość w garnuszku na ogniu przez dwie – trzy godziny. Maseczka z maści nagietkowej jest rewelacyjna. W ciągu kilku godzin usuwa czerwoność spowodowaną oparzeniem.
II maseczka z nagietka – nie tylko na oparzenia, także na odnowienie skóry. Trzy garście kwiatów nagietka wsypać do pół szklanki wrzącego oleju roślinnego, a następni~ dodać 30 g kupionej w aptece lanoliny albo pół tuby maści Dermosan. Można – a wtedy maseczka będzie super
luksusowa – dodać jeszcze jedno pudełko kremu Nivea. Wszystko razem wymieszać i przechowywać w słoiku. Smarować twarz co drugi dzień, zmywać ciepłą wodą, a potem nanosić na twarz bardzo delikatny krem nawilżający.
Maseczka drożdżowa odżywia i pojędrnia skórę. Warto także ją stosować na przemian z innymi. 3 dkg świeżych drożdży uciera się z kilkunastoma kroplami płynnego miodu (najlepszy akacjowy) i z dodatkiem oliwki, jeśli skóra jest bardzo sucha. Maseczkę nakłada się na twarz i szyję palcami, na leżąco. Po 15 minutach zmywa się ją letnią wodą i spłukuje zimną. Uwaga: z tą maseczką trzeba leżeć spokojnie, najlepiej nieruchomo, nie wolno rozmawiać, śmiać się ani ruszać szyją, bo maseczka popęka i nie będziemy z niej miały żadnej korzyści.
Wiele gotowych maseczek można kupić w sklepie. Ale te robione
mu mają ogromne zalety: są świeże oraz tańsze. Kobiety w wieku dojrzałym powinny częściej niż panie bardzo młode robić maseczki.
Maseczka z ogórka, od wieków znana, wybiela skórę (to teraz modne), nawilża ją, czyni delikatną. Ogórek kroi się na plastry i okłada nimi całą twarz. Po 15 minutach plastry zdejmuje się i nie myje twarzy. Można też przekroić ogórek na pół i umytą twarz nacierać środkową powierzchnią przeciętego ogórka albo jego skórką od strony wewnętrznej.
Maseczkę z pomidora wykonuje się tak samo. Po niej jednak trzeba zmyć twarz letnią wodą.
Maseczka z kwaszonej kapusty odżywia i odświeża skórę. Łatwa w użyciu. Po prostu bierzemy kapustę w dłonie i w całości okładamy nią twarz, a po 15 minutach myjemy twarz zimną wodą.
Maseczka z marchwi radykalnie zapobiega tworzeniu się zmarszczek. Spróbować trzeba koniecznie! Surową marchew kroi się na plasterki i okłada nimi twarz. Można też smarować całą twarz sokiem z marchwi. Po 15 minutach zmyć zimną wodą.
Maseczka z truskawek dobra jest o każdej porze roku. Jeśli nie ma już świeżych owoców, można ją robić z truskawek rozmrożonych. Owoce gniecie się widelcem i miazgą obkłada całą twarz. Taka maseczka cudownie odżywia skórę, odświeża, wygładza, odmładza po prostu. A zmywa się ją letnią wodą, ale najlepiej tamponem z waty zwilżonym ciepłym mlekiem.
Proszę zwracać uwagę nie tylko na rodzaj maseczki, ale także na sposób jej zmywania. To jest bardzo ważne!
Cera sucha wymaga większych starań pielęgnacyjnych i maseczki do takiej cery są inne.
Maseczkę miodową można ucierać z białkiem z jednego jaja i z trzema łyżkami mąki pszennej. Po 15 minutach zmyć gorącą wodą, a potem spłukać zimną.
Maseczka z żółtka musi mieć dodatek jednej łyżeczki oliwy i kilku kropli soku cytrynowego. Twarz smaruje się pędzelkiem płaskim. Maseczka musi być na twarzy 30 minut, zmywa się ją letnią, a potem zimną wodą.
Do cery suchej można stosować te same maseczki owocowe, które
poleca się do cery normalnej.
Tłusta cera wymaga nie tylko odżywczych, ale przede wszystkim maseczek ściągających. Jako odżywcze powinny być stosowane wszystkie maseczki z owoców i warzyw.
Maseczka z cytryny, jako ściągająca ma zastosowanie tylko do cery tłustej, bo ma działanie ściągające właśnie. Najlepiej dwa razy w tygodniu na czoło, policzki i brodę kładzie się plasterki pokrajanej cytryny. Na powieki – nie. Po 15 minutach trzeba zmyć twarz letnią wodą.
Maseczka z twarogu i całego jajka (składniki starannie utrzeć) musi leżeć na twarzy całą godzinę! Zmywa się ją ciepłą woda.
Maseczka ściągająca stosowana już była przez nasze praprababki. Jedno białko ubite na sztywną pianę łączy się z kilkoma kroplami cytryny i smaruje całą twarz – ale tylko na 10 minut. Zmywa się ciepłą wodą. Twarz po tej maseczce jest idealnie gładka i młoda. Maseczkę można
robić codziennie, ale na noc trzeba odżywiać twarz dobrym kremem nawilżającym.
Maseczka z... herbaty zmniejszy popękane naczynka na twarzy (które „zarobiłyśmy” pijąc bardzo mocną herbatę). Wystarczy okładać twarz gazą umoczoną w mocnej, chłodnej esencji. Twarz pani po pięćdziesiątce będzie wyglądać znacznie młodziej, jeśli przynajmniej raz w tygodniu
otrzyma tę maseczkę. Potem po zdjęciu gazy na wilgotną jeszcze skórę kładzie się warstwę dobrego kremu.
Tłusta twarz staje się mniej błyszcząca, jeśli po wieczornym myciu spłukiwać ją będziemy herbatą (nie esencją, tylko herbatą taką, jak do picia). Wspaniale utrzymuje twarz w młodości, (w każdym wieku!), lodowa kostka. Kostki lodowe robi się z esencji i zamraża, jak kostki do napojów. Wspaniale jest, bo i samopoczucie i cera ożywiają się, nacierać twarz kostkami. Oczywiście czystą i chociaż raz dziennie.
Maseczka z siemienia lnianego przywraca twarzy świeżość, a także usuwa zrogowaciały naskórek. Trzeba zemleć dwie płaskie łyżki ziaren siemienia i zalać wszystko połową szklanki wody, potem zagotować. Gdyby w czasie gotowania zaistniała taka potrzeba – dodać można
jeszcze trochę wody. Ciepłą papkę z siemienia nakłada się na twarz i na szyję, na to płatki ligniny, folię z wyciętymi otworami na nos i usta, wreszcie ręcznik frote. Po 30 minutach zmywać letnią wodą.
Maseczka owsiano-jabłkowa cerze tłustej i mieszanej nadaje cechy normalnej. Łyżkę płatków błyskawicznych miesza się z utartym jabłkiem i smaruje twarz. Można też szyję, jeśli tłusta. Po 15 minutach zmywa się letnią wodą.
Maseczka dla każdego rodzaju cery jest bardzo łatwa do wykonania: łyżkę twarożku trzeba połączyć z jabłkiem lub gruszką utartą na miazgę i dodać żółtko. Maseczki trzeba robić! Głównie wówczas, kiedy nie stosujemy większego makijażu. Maseczki nie tylko upiększają, ale przede wszystkim stanowią o zdrowiu naszej twarzy.
Kremy używane są właściwie przez wszystkie kobiety. Kremy, których jest w sklepach mnóstwo, wybieramy według potrzeb naszej skóry. Przestrzegam tylko przed nabywaniem kremów na bazarach, szczególnie u tak zwanych chodnikowych handlarzy. Często widzi się ładne słoiczki z różnojęzycznymi napisami sugerującymi, iż krem pochodzi z renomowanych wytwórni kosmetycznych w Europie. Tymczasem w tych słoiczkach, w pudełkach z podrobionymi etykietami są podrobione kremy o nieznanym bliżej składzie chemicznym. Nie kupować! Jeżeli już nie stać nas na droższy krem tłusty lub nawilżający, pozostańmy przy sakramentalnym, ale jakże doskonałym i od lat przez kobiety stosowanym kremie Nivea. Jest polski, ale wcale nie gorszy od zagranicznych.
Słów kilka kieruję teraz do dziewcząt. Nie naśladujcie swoich mam; nie używajcie ich kremów. Nie używajcie żadnych kremów, jeśli macie skórę z trądzikiem młodzieńczym. Taka skóra wymaga lekarstwa. Środki lecznicze może zapisać lekarz, można także poprosić o nie w aptekach.
Jest duży wybór naprawdę dobrych, skutecznych zmywaczy, sztyftów, żeli.
Dziewczęta, którym natura nie oszczędziła cery trądzikowej mogą robić makijaż, ale musi być to makijaż subtelny, delikatny, taki który podkreśli urodę, a nie nada wyzywającego wyglądu.
Nadmiar makijażu w każdym wieku postarza! Szybciej zresztą starzeją się twarze dziewcząt, które na co ,dzień „ładują” fluidy, szminki, róże i trzymają na twarzy przez kilka godzin. Takie dziewczyny dochodząc do trzydziestki mają już zniszczoną cerę. I co wtedy robią? Maskują
twarz coraz grubszymi podkładami, coraz silniejszymi preparatami maskującymi i upiększającymi. Daje to opłakany efekt.
Krem można zrobić w domu i wcale nie będzie gorszy od kupionego w sklepie. Będzie natomiast znacznie tańszy i na dłużej wystarczy. Oto przepis na krem, który można stosować na noc: do garnuszka wlewamy cztery łyżki mleka i dodajemy dwie łyżeczki płynnego (najlepiej akacjowego) miodu, lekko podgrzewamy, zdejmujemy z ognia, dodajemy dziesięć łyżek słodkiej śmietanki, jedno żółtko i kilka kropli jakiegokolwiek olejku zapachowego (takiego do ciasta). Teraz wszystko miksujemy albo mieszamy dokładnie przez kilka minut. Gotowy krem przekładamy do
zakręcanego słoiczka i wstawiamy do lodówki. Uwaga: krem domowy musi stać w lodówce, na dolnej półce. Słoiczek wyjmujemy tylko wtedy, kiedy będziemy używać kremu po wieczornej kąpieli.
SZYJA – NASZA METRYKA
Już na ten temat pisałam, wspominając o potrzebie zwrócenia uwagi na tę ważną – szczególnie dla kobiet – część ciała. Teraz nieco więcej o szyi, która może nas albo postarzać, albo odmładzać. Tak, odmładzać. Bo ładna szyja tuszuje upływające lata każdej kobiety.
O szyi trzeba sobie przypomnieć trochę wcześniej, nim stuknie nam trzydziestka. O szyi trzeba pamiętać przy każdej wieczornej wizycie w łazience. Umyta ciepłą wodą i dobrym mydłem szyja (lepiej jednak, gdy umyta płatkami owsianymi) powinna być nawilżona – tamponikiem z waty zwilżonym tonikiem bezalkoholowym. Tonik alkoholowy wysusza skórę. Na zakończenie trzeba wklepać tłusty krem. Rano obowiązkowo nanieść na skórę szyi krem nawilżający. Najlepsze są nawilżające, szybko wchłaniające się emulsje.
Szyję nieco starszą trzeba odżywiać kompresami z ciepłej oliwy. Oliwą nasącza się gazę złożoną w kilka warstw i tą gazą okłada się szyję. Bardzo dobrze jest dodać do oliwy witaminę A i E w kroplach.
Cierpliwości i czasu wymaga następny zabieg, ale jakże jest dla naszej szyi zbawienny. Spory płat waty należy mocno zwilżyć tonikiem bez alkoholu, płat położyć na szyję, szyję obandażować lekko i położyć się na pół godziny na tapczanie. Taki zabieg ujędrnia skórę, szyja jest
wspaniale gładka, a skóra napięta.
O pięknej szyi decyduje także sposób siedzenia, chodzenia, leżenia. Piękną i długo młodą szyję mają te kobiety, które chodzą z podniesioną głową, które siedząc nie pochylają się, które śpią na płaskim jaśku, albo na wałku, a nie na trzech, grubych poduszkach. Uwaga: szyi nie wolno wycierać, ale osuszać, a to oznacza, że należy delikatnie dotykać ją ręcznikiem. Mięśnie szyi są niezwykle delikatne.
Szyję trzeba gimnastykować za pomocą … całego ciała.
Ćwiczenie pierwsze (najważniejsze). Siadamy, podkurczone nogi przy kolanach obejmujemy rękoma, plecy w tym czasie idealnie wyprostowane. Odchylamy się do tyłu, wyprostowujemy ramiona i wykonujemy skłon głowy w tył i wyprost, w tył i wyprost (kilka razy). Trzeba pamiętać że podczas skłonów głowy szyja musi się wydłużać, jak u gęsi, a w tym samym czasie musimy się starać brodę przyciągać do szyi.
Ćwiczenie drugie. Leżymy na brzuchu, końce palców rąk splatamy z tyłu głowy, czoło opieramy o podłogę i wykonujemy skłon głowy w tył, a jednocześnie palcami staramy się nacisnąć głowę w dół.
Ćwiczenie trzecie. Klękamy, ręce oparte na podłodze. W tej pozycji wykonujemy krążenie głową w dół, w lewo i w prawo, potem w dół, w lewo, w tył, w prawo. I od początku. Kilka razy. Ruchy krążenia powinny być duże, tak jak tylko możliwe.
Marzenie o pięknych włosach jest udziałem każdego człowieka, a na pewno każdej kobiety. Tymczasem coraz więcej kobiet skarży się, że ich włosy są cienkie, rzadkie, łamliwe, że wypadają, że nic z nimi nie można zrobić.
Przyczyn złego stanu włosów jest kilka, a najważniejsze to: nieprawidłowe odżywianie, nieprawidłowa pielęgnacja i upiększanie, zanieczyszczone środowisko i zła woda, którą włosy myjemy, a także – stresy, które rujnują nerwy.
Włosy odzwierciedlają stan zdrowia i nastrojów człowieka. Ujawniają wiele tajemnic, które radziłybyśmy ukryć. Wytrawny obserwator może powiedzieć nie tylko o odżywianiu, ale także o radościach i udrękach osoby, której włosy ogląda. Już dawno udowodniono, że zmiana
sposobu odżywiania oraz usunięcie z życia człowieka trosk mogą rzadką fryzurę zamienić w gąszcz wspaniałych włosów.
Dlaczego Amerykanie – pytamy często – mają przeważnie wspaniałe włosy? W odpowiedzi nie będzie żadnej tajemnicy. Otóż na śniadanie jadają oni przede wszystkim płatki owsiane, jęczmienne, płatki z kukurydzy, chrupki razowy chleb, chlebki z prażonego ryżu, z pełnych ziaren
prażonej pszenicy. No i wszystko! Dieta bogata w pokarmy produkowane i przyrządzane na bazie zbóż wspaniale służy włosom.
Włosom potrzebne są witaminy oraz mikroelementy. I to witaminy nie fabrycznie produkowane, a naturalne. Te, które wymieniam: B3, B5, B6, A i E znajdują się: w płatkach kukurydzianych, w jajach, w wątrobie, w ryżu, w drożdżach, w mleczku pszczelim, w ziemniakach, w mleku, w mięsie wołowym, w kurczakach, we wszystkich nasionach zbóż, w kiełkach, w warzywach, w owocach, w grochu wreszcie. Mikroelementów dostarczamy naszym włosom jedząc kiełki, ryż, zielone jarzyny, ziemniaki, drożdże, nasiona zbóż,olej, mięso, ryby, cebulę.
Nieocenionym, a niedocenianym produktem, którego włosy potrzebują, są drożdże. Napój z drożdży należy pić co drugi dzień przez miesiąc, potem robić miesiąc przerwy i pić od nowa. Pić całe życie. 5 dkg drożdży zalewa się szklanką wrzącej wody lub mleka, miesza i czeka, aż napój ostygnie. Wtedy można dodać łyżeczkę miodu. Można i łyżeczkę cukru, ale nie jest to konieczne.
Kto pije drożdże z mlekiem ma wspaniałe włosy. Sprawdzone. Włosy trzeba masować, to polepsza cyrkulację krwi. Masaż wykonuje się delikatnie palcami, które kładziemy pod włosy. Nie wolno skóry drapać, tylko delikatnie uciskać przez mniej niż pół minuty. Zaczyna się od skóry
nad czołem, potem skronie, następnie miejsca za uszami i nad karkiem. Taki masaż powinno się robić kilkakrotnie w ciągu każdego dnia. Nie tylko powoduje lepszy porost i połysk włosów, ale także daje człowiekowi stan pełnego odprężenia.
Włosy muszą mieć luz i muszą oddychać. Zawsze, gdy tylko jest to możliwe, chodzimy z gołą głową. Kapelusze tylko na wielkim słońcu, a grube czapy tylko w czasie ciężkiej zimy. Absolutnie niedopuszczalne jest siedzenie w czapce, nawet przewiewnej, w biurze, w kawiarni, w czasie krótkiej wizyty u przyjaciółki itd.
Nie wolno przez dłuższy czas do mycia włosów używać tylko środków chemicznych. One bardzo niszczą włosy. Trzeba stosować szampony i odżywki produkowane na bazie ziół, miodu, żółtek jaj. Co pewien czas myć włosy tylko samymi żółtkami z dodatkiem kilku kropli soku z cytryny.
Mycie głowy to wbrew pozorom wcale nie łatwe zagadnienie. Pół wieku temu jeszcze twierdzono autorytatywnie, że częste mycie włosów jest dla nich szkodliwe, dziś mówimy, że jeśli istnieje taka potrzeba, włosy możemy myć codziennie. Tylko warunek: dobrym szamponem
najlepiej ziołowym i z dodatkiem dobrej odżywki położonej natychmiast po umyciu głowy.
Po umyciu należy bardzo dokładnie płukać włosy, najlepiej pod bieżącą wodą. A suszenie włosów powinno odbywać się w sposób samoistny: tylko ręcznikami (delikatnie dotykając, wygniatając) a potem w temperaturze pokojowej, w lecie – na powietrzu. Suszarki można używać tylko wyjątkowo.
Fryzury to sprawa absolutnie indywidualna dla każdego, a dla pań szczególności. Jednak drogie panie pozwólcie, podsunę wam pewną myśl: wybierajcie uczesania proste i łatwe, pieniądze przeznaczcie raczej na dobre strzyżenie niż na trwałą ondulację, która niszczy włosy i … postarza. Tylko włosy ułożone w prostą, naturalną fryzurę, włosy często strzyżone będą naprawdę bujne i połyskliwe. One po prostu będą żyły.
Wielu wybitnych zielarzy opracowało specjalne mieszanki ziołowe do pielęgnacji i zachowania do późnego wieku wspaniałych włosów.
Jan Biegański, nestor polskich zielarzy, proponował do mycia włosów nalewkę, która nie tylko czyni włosy pięknymi, ale także zapobiega ich wypadaniu: po 20 g korzenia łopianu i pokrzywy, 30 g ziela hyzopu, l0g główki chmielu, 40 g korzenia mydlika gotować w półtorej szklanki wody (po ugotowaniu będzie 1 szklanka odwaru), odwar odcedzić, a zioła powtórnie zalać 1 litrem wody, raz jeszcze zagotować. Potem odcedzić do miednicy i dolać tyle ciepłej wody, ile potrzeba do umycia włosów. Płynem powstałym w wyniku pierwszego odwaru – tą jedną szklanką – myć głowę wcierając mocno płyn w skórę. Po pięciu minutach masowania z odwarem spłukać głowę resztą odwaru z miednicy.
A oto następna kompozycja do mycia głowy – również p. Biegańskiego: trzy części korzenia łopianu, korzeń pokrzywy, jedna część ziela skrzypu polnego, pięć części korzenia mydlika. Przygotować odwar do mycia głowy, jak w poprzednim opisie.
Kto używa ziół do pielęgnacji urody zwraca na siebie powszechną uwagę: jest zadbany i zdrowy. Zioła używane do pielęgnacji włosów powodują, że ozdoba naszej głowy olśniewa, zdumiewa znajomych i nieznajomych. Piękne włosy są cenniejsze dla każdej kobiety niż biżuteria.
Liście pokrzywy, ugotowane do płukania włosów po myciu, powodują absolutną czystość skóry (nigdy na takiej głowie nie ma łupieżu) i wzmacniają cebulki. Pokrzywa jest bodźcem do powstawania nowych cebulek włosowych.
Liście szałwii działają tonizująco i wzmacniająco na włosy. Także lekko przyciemniają.
Liście i kwitnące wierzchołki rozmarynu działają tonizująco i lekko przyciemniają. Rozmaryn w ogóle uchodzi za najlepszy uniwersalny środek na piękny porost i połysk włosów oraz ich gęstość.
Liść pietruszki nadaje włosom połysk.
Liść nasturcji wpływa pobudzająco na porost włosów.
Młode pędy skrzypu ogólnie wzmacniają włosy.
Kwiat rumianku rozjaśnia włosy i zmiękcza je. Włosy po użyciu odwaru rumianku do płukania są cudownie jedwabiste.
Korzeń łopianu bardzo skutecznie zwalcza łupież.
Naszym włosom świetnie zrobi płukanie od czasu do czasu ziołowymi mieszankami, które można przyrządzić w domu.
Włosy jasne: cztery części kwiatu rumianku, cztery części kwiatu nagietka, trzy części cieniutko ściętej skórki pomarańczowej, dwie części kwiatu czarnego bzu.
Włosy ciemne: trzy części szałwii, trzy części liści oczaru wirginijskiego, trzy części liści rozmarynu, dwie części liści melisy.
Do włosów bardzo osłabionych: trzy części ziela tymianku, trzy części ziela pokrzywy, dwie części startego korzenia łopianu, dwie części liści nasturcji, jedna część bylicy drzewka bożego. Z tych ziół należy przygotowywać bardzo mocne napary lub odwary i dodawać je do płukania do ciepłej wody.
Na zakończenie uwaga bardzo ważna: nigdy nie tapirujmy włosów! I nie pozwólmy fryzjerowi na ich lakierowanie. Tapirowanie i lakierowanie jest nie tylko dla włosów bardzo szkodliwe, ale też dawno niemodne. Po prostu dziś już w złym guście.
I jeszcze jedno: o włosy trzeba dbać od dzieciństwa. Nawet wtedy, kiedy są bardzo zdrowe i bardzo gęste. „Ratowanie” różnymi sposobami włosów już zniszczonych, postrzępionych, z rozdwojonymi końcówkami – to proces długotrwały i wymagający niezwykłej cierpliwości.
Ale do ratowania włosów namawiam. Zaczynać należy zawsze od maksymalnego podcięcia. A potem niech rosną: bez trwałej, bez tapirów, bez lakierów i farb. Za to z ziołami stosowanymi bez przerwy.
Absolutnym hitem w światowej kosmetyce, powiem więcej – rewolucją w kosmetyce – są kremy, toniki, balsamy, szampony zawierające liposomy.
Co to takiego owe liposomy? To mikroskopijne kuleczki utworzone z tłuszczów. Krem z „kuleczkami” wspaniale przenika przez błony komórek skóry na twarzy i szyi. A przenikając wnosi do każdej komórki ( do każdej absolutnie nawet do tej która z biegiem lat starzeje się) odżywcze składniki, które powodują, że skóra pod działaniem liposomów staje się jędrna, świeża,, gładka.
Kremy z liposomami nie są droższe specjalnie od innych, wysokiej klasy, ale są rewelacyjne. Doskonały (polecam, sama używam)jest krem z liposomami produkowany w łódzkiej Pollenie Evie.
Francuzi – a tam kremy z liposomami są bardzo drogie -mówią, że kobieta powinna wyrzec się raczej nowego sweterka, pantofelków o najnowszej linii, smakołyków w kawiarni, a za te pieniądze kupić krem z liposomami, szampon, tonik, balsam. Warto inwestować bowiem w swoją skórę, w swoje włosy, warto dzięki liposomom nadawać sobie blasku. Niepowtarzalnego!
Liposomy odmładzają, przedłużają jasność, sprężystość naszej skóry, przyspieszają porost nowych, pięknych włosów. Liposomy są tym objawieniem, którego nie powinniśmy nie zauważać.
Uwielbiamy się opalać, możemy całymi dniami leżeć na gorącym piasku plaży, mamy nieustającą potrzebę obnaszania później swojej opalenizny.
Kochamy słońce. To dobrze. Słońce daje nam ciepło, polepsza samopoczucie. Właściwie nie przyjmujemy do wiadomości rad o konieczności ochrony naszego ciała przed promieniami słonecznymi.
Słońce ma niestety także swoją … ciemną stronę. A skóra, którą musimy pielęgnować przez cale życie, jako jedna z pierwszych w całym człowieku, ulega zniszczeniu. Jednym z najgroźniejszych jej wrogów jest słońce ... nadmiar słońca. Żaden z nowotworów nic rozprzestrzenia się tak gwałtownie, jak rak skóry. Znam człowieka, który przez dwanaście lat, każdego roku w czasie wakacji (kiedy słońce jest najmocniejsze) wypiekał swoje ciało na plażach nad Morzem Czarnym. W trzynastym roku także zamierzał wyjechać do Bułgarii, ale zaniepokoiła go czarna, zgrubiona plama na udzie. Dermatolog, do którego mój znajomy udał się z wizytą stwierdził, że czarna, paskudna plama to czerniak, jeden z najgroźniejszych nowotworów atakujących ludzki organizm. Szansę ma tylko ten człowiek, który wcześnie czerniaka odkryje, zoperuje i już do końca życia będzie się starał w pełnym słońcu lekko, przewiewnie, ale skutecznie „opakowywać” swoje ciało. Całe.
Starania lekarzy- w tym także moje ciągłe- to przysłowiowa walka z wiatrakami. Ludzie lubią się opalać. I już! To nic, że po letnich wakacjach, następują dłuższe okresy, w których skóra „gubiąca” opalenie eksponuje zwiotczenia i brzydką barwę. To nic, że porównani z rokiem 1930 częstotliwość zachorowań na raka skóry wzrosła – uwaga –aż o 900 procent… Ludzie lekceważą przestrogi, nawoływania, zakazy lekarzy. I robią swoje.
Aktywny czynnik światła słonecznego – ten, który powoduje raka skóry, to promieniowanie ultrafioletowe, czyli promienie wysoko energetyczne. Opalenizna to nic innego, jak obrona skóry przed natarciem promieni ultrafioletowych.
Wołanie o umiar ludzi zdających sobie sprawę ze skutków opalania dzisiaj, kiedy zagrożone jest całe środowisko człowieka, a najlepiej o unikanie wielogodzinnego przebywania na słońcu – to wołanie na puszczy. Najwięcej jest takich osób, które o zagrożeniach wynikających z długiego przebywania na słońcu, zwyczajnie nie chcą słyszeć.
Tymczasem kobiety trzydziestoletnie, które od młodości bardzo intensywnie wystawiały swoje ciało na słońce, mają ogromny procent pewności, iż w wieku sześćdziesięciu lat zachorują na raka. Bo każde wystawianie się na słońce – a jest to powszechna opinia dermatologów – prowadzi do kumulacji – w zasadzie nieodwracalnej – procesów, które mogą w końcu doprowadzić do raka.
Stopniowe niszczenie skóry przez nadmiar promieni słonecznych można porównać do napełniania butelki: opalenizna z ostatnich wakacji jest dodawana do tej z całego życia. A butelka, jak wiadomo, ma określoną pojemność i może albo więcej „napełniacza” nie przyjąć, albo po
prostu pęknie. Tym przykładem doktor Henry Wiley z Uniwersytetu Południowej Florydy stara się przekonać o bezdyskusyjnej szkodliwości opalania. ,
Skóra wraz z upływem lat wiotczeje, marszczy się, staje się sucha. Cały ten proces przebiega samoistnie, jeszcze bez naszego na to wpływu. Skóra znacznie szybciej starzeje się u osób, które opalały się bez umiaru. Wielu nie chce wierzyć w tę niepodważalną prawdę, że skóra kobie która ciągle wystawiała się na słońce, już w wieku trzydziestu pięciu jest tak stara, jak skóra kobiety siedemdziesięciopięcioletniej, która słońca unikała.
Nie doceniamy także skutków działania promieni słonecznych w dni lekko pochmurne. Chmury mogą przepuszczać nawet 80 procent ultrafioletu, który pada na ziemię przy absolutnie czystym niebie. Woda chroni nasze ciało przed ultrafioletem dopiero na dużych głębokościach.
Nie sugerujmy się więc, że w czasie kąpieli w morzu jesteśmy zabezpieczeni przed szkodliwością działania ultrafioletu.
Jak ochraniać się przed słońcem?
Nosić kapelusze, przewiewne chusteczki, lekką odzież osłaniającą także całe ręce i nogi. A jeżeli już koniecznie chcemy pobyć troszkę na słońcu i to nie pod parasolem, a w bezpośrednim polu działania promieni – osłońmy naszą skórę kremem – właśnie osłaniającym, a nie przyspieszającym opalanie. I niech to nie odbywa się codziennie, a tylko czasem. Ochrona przed słońcem powinna stać się dla nas sprawą tak samo powszednią, jak na przykład codzienne mycie zębów.
Pamiętajmy, że słońce lubi atakować oczy. Wieloletnie działanie ultrafioletu (czytaj: wieloletnie, bezmyślne wylegiwanie się na słońcu w czasie lata) wymieniane jest coraz częściej, jako jedna z przyczyn zaćmy oka w wieku późniejszym.
Trzeba w czasie silnych, słonecznych „operacji” nosić okulary blokujące promieniowanie ultrafioletowe.
Moje rady na lato: kochajmy słońce, ale ochraniajmy skórę i oczy. W czasie wakacyjnych pobytów za miastem przebywajmy w pełnym słońcu przez piętnaście do dwudziestu minut, ale tylko przez trzy dni. Potem trzeba zrobić co najmniej trzydniową przerwę w opalaniu. Ta przerwa umożliwi regenerację komórek. A więc zakłócony system immunologiczny zacznie znów funkcjonować prawidłowo.
W czasie lata, w pełnym słońcu, na ulicach, którymi codziennie chodzimy, można dostrzec różnice w wyglądzie znanych nam osób. Po prostu: w słońcu bardziej widoczne stają się defekty skóry i włosów. Zatem nie o opalaniu wraz z nadchodzącym latem myślmy intensywnie, ale o tym, żeby oczyścić skórę twarzy, częściej myć włosy i nakładać na nie po myciu emulsje lub balsamy odżywiające.
Jak skutecznie oczyścić twarz? Najlepiej byłoby u kosmetyczki, ale nie zawsze na to nas stać. Więc weźmy się do dzieła same. Najpierw jest to przykazanie podstawowe – trzeba bardzo starannie umyć twarz wodą i delikatnym (dziecinnym na przykład) mydłem. Następnie przygotować napar z ziół i wody. Garść suszonego rumianku, garść szałwii i garść skrzypu trzeba zalać wodą i zagotować. Następnie – nie cedząc ziół – wlać je do miednicy z gorącą wodą, nachylić się nad parującą miednicą z głową przykrytą ręcznikiem (żeby para nie uciekała na boki) i wytrzymać piętnaście- dwadzieścia minut. „Parówka” rozpulchni skórę i pozwoli nam palcami owiniętymi czystą gazą usunąć (poprzez naciskanie) ewentualne, szpecące zaskórniaki zwane też wągrami. Po tym zabiegu trzeba twarz odkazić albo trzyprocentową wodą utlenioną, albo tonikiem z alkoholem. Następnie zrobić maseczkę – najlepsza z kurzego białka. Można też kupić gotową maseczkę o podobnych właściwościach. Najlepiej poszukać takiej maseczki w sklepie Herbapolu, bo tam sprzedają preparaty ziołowe, a więc naturalne.
Twarz w czasie lata trzeba pielęgnować systematycznie. Polecam co najmniej dwa razy w tygodniu maseczkę z drożdży, z białka, z całego jaja, z siemienia lnianego.
Kobiety o cerze suchej muszą o twarz dbać szczególnie, bo i słońce, i suche powietrze mogą poczynić duże spustoszenia. Co radzę? Otóż, przede wszystkim, rezygnację z wody i mydła do mycia twarzy. Najlepiej używać do mycia mleczek albo śmietanek kosmetycznych. Także toników bezalkoholowych. Bezwzględnie unikać słońca, chodzić w kapeluszu. A maseczki też muszą być specjalne, inne niż dla pań z cerą tłustą i normalną. Polecam maseczki z twarożku utartego z owocarni, z rozgotowanego kartofla z mlekiem i miodem, z żółtek z dodatkiem kupionej
w aptece witaminy A +E, albo samej E w kroplach. Bardzo dobrze robią suchej cerze maseczki z dyni, którą po ugotowaniu należy zmiksować na papkę i dodać troszeczkę mleka w proszku.
Zapalisz? Takie pytanie rzuca się najczęściej pod adresem osób, które nie wyjmują (bo nie mają, bo nie palą) własnych papierosów. Jak odpowiadać? Zwyczajnie: .Dziękuję, nie palę”. I nie ulegać namowom .
Naszemu codziennemu, zestresowanemu życiu towarzyszy coraz częściej palenie papierosów, picie alkoholu, nierzadko też stosowanie dużej ilości środków uspokajających bądź pobudzających, środków zagłuszających stres.
Szkodliwość palenia papierosów wydaje się jasna, powszechna i oczywista. Kobietom palącym chciałabym przypomnieć podstawowe wiadomości dotyczące nikotyny właśnie. Także zdrowia i urody kobiety palącej pomijając już to, że paląc papierosy od samego rana, dostarczamy organizmowi środki trujące, to jeszcze na dodatek brzydko, „nikotynowo” („jak staremu chłopu” – mawiają na wsi) pachnie nam z ust. Paląc różne środki trujące: nikotynę, tlenek węgla i całą masę różnych substancji, które wchłaniają sit; przez płuca wprost do krwi i potem krążąc z nią dostają się do mózgu, Wszystko to razem powoduje niedotlenienie, skurcz naczyń krwionośnych, zmniejszenie możliwości skupienia uwagi, bóle głowy, czasem silne zawroty, złe samopoczucie ogólne.
I to właśnie nikotyna, a nic przepracowanie – jak usiłujemy sobie wmówić – jest przyczyną naszego złego, coraz gorszego samopoczucia fizycznego i psychicznego. Psychicznego w ogromnym stopniu. Papierosy dla kobiety to sto procent pewności przedwczesnego starzenia się,
choroby krążenia, wrzodów żołądka, nieżytów. Palenie szkodzi nie tylko zdrowiu, ale i urodzie. Palaczki mają „papierową” skórę (żółtą), żółte zęby z nalotami, przyżółcone palce rąk, zniszczone nikotyną, zbrązowiałe usta.
W Polsce kobiety pale} od lat szkolnych niemal. A tymczasem na całym świecie zapanowała moda na niepalenie. Także w gronie mężczyzn. Tak lubimy naśladować wielki świat. Więc może …
Napijesz się czegoś? .. to kolejne z rzędu towarzyskich pytań. Wiele osób uważa, że bez alkoholu nie uda sit( żadne spotkanie: ani intymne, ani też większa „impreza”. Alkohol podawany jest na stół, jak chleb, przynoszony w podarunku. I pity często bez umiaru.
Nie chcę zagłębiać się w problemy alkoholizmu i jego szkodliwości dla ludzkiego zdrowia, dla miłości, przyjaźni, dla rodziny. Powiem natomiast o ryzyku i szkodliwości popijania drinków nie tylko przy rodzinnym stole, ale także w samotności. Popijając przy rodzinnej kolacji – na przykład – w towarzystwie dzieci uświadamiamy im mimo woli, że „lekki koktajl nikomu jeszcze nic zaszkodził”. Dzieci, jeśli tylko nadarzy się okazja, także zaczną próbować, a takie „próby” na dłuższą metę mogel okazać się nieodwracalnym nieszczęściem.
Niebezpieczne jest popijanie w samotności. Ot na noc, na przykład, żeby się lepiej spało. Człowiek bardzo dziś zmęczony, skołowany często najróżniejszymi kłopotami, chce się poratować, właśnie przed snem, kieliszeczkiem. I tak kieliszek niespodziewanie, podstępnie wkracza w nasze życie, a z przyzwyczajenia staje się nałogiem. I zaczyna niszczyć nasze życie.
Dla kobiet każdy kieliszek może być podstępnym ina dodatek coraz szybszym krokiem zbliżającym do alkoholizmu – choroby potwornej i właściwie nieuleczalnej. Alkoholiczka już do końca swojego życia pozostanie alkoholiczką, nawet wówczas, kiedy poddała się leczeniu, kiedy
uczęszcza do klubu AA. Ciągle pozostającą pod groźbą „powrotu”, jest niespokojna, agresywna, czujna czujnością stresującą. I jeżeli zdarzy się, że jeden jedyny raz sięgnie po kieliszek myśląc, że następnego nie będzie – to bardzo się myli. A potem – jeśli silnej woli wystarczy – wszystko trzeba zaczynać od początku …
Kobieta pijąca alkohol wygląda tragicznie, odrażająco. Kobieta alkoholiczka ma nieświeżą skórę, obrzmiałą twarz, trzęsące się ręce, zniekształconą sylwetkę.
Przypominam: alkohol w prostej linii prowadzi do nałogu, a więc do ciężkiej choroby. Alkohol jest nie tylko trucizną, jest przede wszystkim nieszczęściem, bo skraca ludzkie życie.
Moja mama opowiada czasem o różnych osobach, które znała w przeszłości i które zapamiętała na zawsze. Jedną z takich osób jest pani Danusia, w latach sześćdziesiątych modelka łódzkiej „Telimeny”. Pani Danusia była piękna, jeszcze piękniejsza, niż w ogóle modelce być wypada. Pani Danusia miała zawsze jasną, pogodną twarz, wspaniałe rozświetlone oczy. Tysiące ludzi oklaskiwało ją na wybiegu, kiedy prezentowała odzież „Telimeny”, liczni mężczyźni pisali do niej listy pełne uwielbienia. Pewnego razu moja mama spotkała panią Danusię na Piotrkowskiej w towarzystwie dwuletniego chłopczyka. „Jaki ładny synek” – wykrzyknęła w szczerym, serdecznym uniesieniu. Na to pani Danusia: „Ależ to mój wnuk, proszę pani”. Bo tak właśnie było! Czterdziestoletnia wówczas pani Danusia – matka dorosłego już syna – była babcią. I nikt, absolutnie nikt spoza rodziny i bliskich znajomych z tego faktu nie zdawał sobie sprawy.
Gdzie leżała tajemnica urody i młodości czterdziestoletniej kobiety wyglądającej na lat maksimum dwadzieścia pięć? Tą tajemnicą był … sen.
– „Dużo śpię – mówiła otwarcie piękna modelka – nie mam zwyczaju „zarywać” nocy”. Sen to dla kobiety jeden z najbardziej skutecznych kosmetyków zachowujących młodość i urodę.
Sen w naszym życiu. Jakże mało przykładamy do niego wagi, jak lekceważymy sobie spanie w godzinach najlepiej do snu przystosowanych oszukujemy siebie mówiąc: „Dziś sobie trochę pozwolę, pooglądam telewizję, a w sobotę odeśpię”. Nieprawda. Deficytu snu nie można „odespać”, nadgonić, podobnie, jak nie można wyspać się na zapas.
Sen to zdrowie, sen to gwarancja urody, sen to dłuższe życie. Różni ludzie różnie zasypiają i różna ilość snu potrzebna im jest dla pełnej regeneracji sił, nerwów, chęci do życia w ogóle.
Po wielu długich badaniach – w różnych miejscach kuli ziemskiej i przy udziale osób w różnym wieku – autorytatywnie stwierdzono, że człowiekowi, aby mógł żyć normalnie, pracować, a także cieszyć się kochać, tworzyć, potrzeba ośmiu- dziewięciu godzin snu na dobę. Stwierdzono
jednocześnie, że najcenniejszy dla człowieka jest ten sen, który odbywa przed nastaniem północy.
Nie będę się zagłębiać w rozważania o fazach snu, o jego fizjologii. To w zasadzie mało jest nam przydatne do zasypiania, do starań o dobry sen w ogóle. Ale przypomnę tylko, co człowiek wiedzieć powinien o przygotowaniach do nocnego odpoczynku i co w zdrowym śnie może mu pomóc.
Pokój, w którym stoi nasze łóżko bezwzględnie przed nocą musi być przewietrzony, a jeśli to możliwe (ze względu na porę roku, na temperaturę w pokoju itp.) okno należy zostawić otwarte lub uchylone na całą noc. Dobrze jest przed snem poczytać jakąś dobrą lekką książkę, babski
ciekawy tygodnik. Dobrze jest przed udaniem się do łóżka wypić szklankę gorącego mleka, .które działa jak najwspanialszy środek nasenno- uspokajający.
Łóżko, w którym śpimy musi być wygodne: odpowiedniej długości i szerokości, nie powinno mieć zagłębień w środku, ani rozsuwających się materaców. Człowiek w ciągu nocy wykonuje – nie zdając sobie z tego sprawy – mnóstwo ruchów. Tym więcej, im bardziej niespokojny
był dzień, im więcej było drażliwych sytuacji i przeżyć. Najlepiej spać pod lekką kołdrą albo pod wełnianym kocem, bo temperatura pod przykryciem nie może być wyższa niż 30 stopni Celsjusza. Przy wyższej temperaturze człowiek męczy się w czasie snu, jest niespokojny, a po przebudzeniu odczuwa zmęczenie.
Zwróćmy baczną uwagę na swoją poduszkę. Absolutnie niedozwolone jest sypianie na poduszkach starych, z pierzem zbitym w kulki większe i mniejsze. W ogóle najlepiej, najzdrowiej – a dla kobiet najprzezorniej (nie marszczy się szyja, nie robi podbródek) spać na okrągłym wałku; można taki wałek kupić w sklepie, można zrobić w domu z upranego pierza (jeśli rozpruliśmy w tym celu starą poduszkę).
Powleczenie pościeli bezwzględnie musi być z bawełny. Także z bawełny albo z jedwabiu – nocny strój. Nylonowe, nie przepuszczające powietrza koszule są bardzo niezdrowe.
Są różne „szkoły” na temat zasypiania z głową w tę, czy inną stronę. To trzeba sprawdzić indywidualnie. Są osoby świetnie odpoczywające w czasie snu z głową zwróconą w stronę północy, a inne zdrowy sen mogą mieć tylko z głową ułożoną ku wschodowi.
Czy to prawda, że spanie na plecach jest najzdrowsze? Powiem inaczej: prawdą jest, że człowiek leżąc na wznak, z rękoma ułożonymi równolegle do reszty ciała, z nogami wyprostowanymi, z maksymalnie wyluzowanymi mięśniami, odpoczywa najlepiej. Ale … Ale spanie na plecach przeważnie powoduje chrapanie, a chrapanie dla reszty domowników jest katastrofą. A więc na lewym boku, czy na prawym? Trzeba to indywidualnie wypróbować. Wiadomo jednak, że na prawym boku, niejako instynktownie, kładą się i zasypiają ludzie cierpiący na wątrobę, na lewym boku leżą osoby z kłopotami trawiennymi oraz ciężko pracujący. Nie zaleca się spania na lewym boku ludziom cierpiącym na dolegliwości serca. Ci, którzy sypiają na brzuchu mają zazwyczaj bardzo dobry proces przemiany materii.
Są ludzie „sowy” zasypiający najchętniej dopiero około północy i ludzie „skowronki” wcześnie kładący się spać i wcześnie wstający. Ludzie- skowronki właśnie od wczesnego ranka cieszą się najlepszym humorem, mają od rana chęć do pracy. Są też typy pośrednie zwane
południowcami. Wstają około ósmej rano, najbardziej sprawne są około drugiej po południu, a między dziesiątą a jedenastą wieczór padają ze zmęczenia.
Uważa się powszechnie, iż prawdziwymi szczęśliwcami są ludzie skowronki: bo nie tylko higienicznie żyją, ale także snem o prawidłowej godzinie zaczętym gwarantują sobie pełny, komfortowy wypoczynek. zdrowie. A zdrowie – to życie. Długie życie.
Wszyscy wiemy o tym doskonale, że im człowiek starszy tym więcej ma kłopotów ze snem, czy wręcz z zasypianiem. Obliczono, że blisko czterdzieści pięć procent ludzi ma kłopoty z zasypianiem. Zdecydowana większość biega do lekarzy po recepty na pigułki. Pigułki chemiczne
przyspieszają zaśnięcie, ale blokują przeżywanie marzeń sennych. Tymczasem
marzenia senne to naturalny samo regulator psychiki człowieka.
Środki chemiczne – o czym wszyscy wiedzą – nawet te. tak zwane nieszkodliwe dla zdrowia, po pewnym czasie przestają działać. I co wtedy zrobić?
O zdrowy pełny sen trzeba zadbać wcześniej, niż po kilkudziesięciu latach życia dopiero. Ważne więc jest, aby starać się chodzić spać o tych samych mniej więcej godzinach, aby nie „zarywać” nocy z powodu filmu w telewizorze, na przykład, albo brudnych filiżanek, które równie dobrze można pozmywać rano, a w najgorszym wypadku po południu, razem z naczyniami obiadowymi. Trzeba nauczyć się, wyrobić sobie nawyk sypiania dla zdrowia, dla długiego życia. Trzeba więc kłaść się spać nie dlatego tylko, że już człowiek dosłownie „leci z nóg”, ale dlatego,
że sen decyduje o naszym zdrowiu i urodzie.
Nie wolno jeść kolacji tuż przed pójściem do łóżka, nie wolno też kłaść się spać, kiedy człowiek głodny. Spożywanie ostatniego posiłku na trzy-cztery godziny przed udaniem się na spoczynek jest także nawykiem, który można sobie narzucić. Z rozsądku.
A teraz nieco więcej o przyczynach zaburzeń snu, o kłopotach z bezsennością. Stwierdzono, że bezsenność częściej trapi kobiety niż mężczyzn. Może dlatego, że kobiety bardziej są podatne na lęk, że częściej martwią się o sprawy domowe, rodzinne, że kłopoczą się o swoich
najbliższych – głównie dzieci?
Powodem bezsenności u mężczyzn mogą być jakieś stany chorobowe albo właściwa czasom, w jakich żyjemy, ciągła pogoń za pieniądzem, strach o utratę pracy.
Bezsenność wynika często także z innych powodów. Na przykład z zachwiania równowagi pomiędzy zawartością sodu i potasu w komórkach mózgowych. Jaka na to rada? Najprostsza: jeść kolację bez soli. Najczęściej pomaga.
Przyczyną bezsenności może być też brak w organizmie człowieka magnezu. Nieodżałowanej pamięci profesor Aleksandrowicz z Krakowa zajmował się tym zagadnieniem przez wiele lat. I uzyskał potwierdzenie wcześniej już znanej tezy, że dostateczna ilość magnezu
w organizmie człowieka działa profilaktycznie przy miażdżycy tętnic, nadciśnieniu, bólach mięśni i arytmii, działa profilaktycznie w zaburzeniach snu właśnie. Magnez pomaga zwalczać stres i jego skutki, a to także – jak sami najlepiej wiemy – bywa przyczyną i to poważną bezsenności.
Nie wolno spać mniej niż sześć godzin. Wspaniale jest przesypiać się – choćby przez kilkanaście minut – w ciągu dnia. Są ludzie, którzy preferują metodę tak zwanego krótkiego snu. Ja w taki sen nie wierzę. Nawet wówczas, gdybym miała przygotować się do „krótkiego snu”
w czasie jakiegoś, specjalnego treningu.
Cierpią na bezsenność ludzie pracy twórczej, nie mogą zasypiać ludzie skołowani kłopotami albo nie dostosowani do życia. Powodem bezsenności może być poczucie ponoszonych w życiu klęsk. Powodem bezsenności są z całą pewnością stargane nerwy. Także kawa wypijana
w nadmiernych ilościach, mocna herbata, którą wypija się późnym wieczorem, może być powodem bezsenności bądź trudności w zasypianiu.
Jedni, aby zasnąć liczą barany, inni modlą się, jeszcze inni tak zamartwiają się, iż bezsenność będzie w następnym dniu powodem ich niższej sprawności, że wpadają w depresję. Nie wiem czy bezsenność wywołuje depresję, czy raczej jest odwrotnie. Mogę powiedzieć: jeśli
zdarza się, że kłopoty nie pozwalają mi zasnąć, chowam głębiej pod poduszkę mój notes z zapisem spraw pilnych do załatwienia, mocno zaciskam powieki i – podobnie, jak główna bohaterka słynnej powieści „Przeminęło z wiatrem” – postanawiam: Jutro o tym pomyślę!
ZEGAR BIOLOGICZNY, CZYLI GODZINY
DOBRE I ZŁE
Jestem pod wrażeniem przeczytanych ostatnio fragmentów książki J.M. Waterhousa „Twój zegar biologiczny”. Okazuje się, że człowiek – choć w większym stopniu niż rośliny i zwierzęta uniezależnił się od środowiska naturalnego i żyje w cyklu 24-godzinnej doby słonecznej, to jednak musi nauczyć się – jeśli chce żyć mądrze i długo – nakręcać swój własny, biologiczny zegar.
Rytm bicia serca, ciśnienie krwi, przemiana materii i różne inne czynności naszego organizmu uzależnione są od 24-godzinnego cyklu, którego przypływy i odpływy zbiegają się z wysokością temperatury ciała. U przeważającej większości ludzi temperatura podnosi się regularnie
w ciągu dnia, aż do południa, potem opada, a swój najniższy poziom trzeciej w nocy.
Nasza witalność dostosowana jest dokładnie do tego rytmu.
Energia wzrasta nam wraz ze wzrostem temperatury i zmniejsza się równolegle z jej spadkiem. Dlatego u schyłku dnia odczuwamy zmęczenie i łatwiej ulegamy negatywnym emocjom. Powinniśmy to wiedzieć dokładnie, by nie mieć bezsensownych pretensji ani do siebie, ani do ludzi, wśród których akurat przebywamy. Przejściowa zniżka formy jest spowodowana spadkiem sił witalnych. Po prostu.
Od zmian temperatury naszego ciała zależne są nasze odruchy – na przykład szybkość, z jaką reagujemy na bodźce. A więc w tych godzinach, w których temperatura jest wyższa i my także działamy szybciej, lepiej, mądrzej.
Biologiczny rytm człowieka wyznaczony jest fazami witalności i relaksu. Także w okresie snu przechodzimy przez fazy relaksu objawiające się głębokim uśpieniem, bez marzeń. Marzenia senne występują w regularnych odstępach rozdzielonych okresami całkowitego relaksu obejmującego każdorazowo około półtorej godziny.
Nasz zegar biologiczny nakazuje nam (kto nie umie, niech się tego nauczy) przygotowywanie się do nocnego spoczynku około dziesiątej wieczór. Dlaczego? Ponieważ między szóstą a ósmą rano jesteśmy pod wpływem impulsu, który popycha nas do rozpoczęcia dnia, a równocześnie pomaga nam walczyć z niechęcią wstania z łóżka i robienia czegokolwiek.
Jeśli ustawimy nasz zegar biologiczny prawidłowo, zaczniemy zasypiać najpóźniej o jedenastej wieczorem, to wtedy mniej więcej od ósmej rano do pierwszej będziemy w formie najwyższej aktywności. Umożliwi to pracę na najwyższych obrotach, bez zmęczenia.
Od wpół do trzeciej do wpół do szóstej wzrasta (po dwóch godzinach pewnego opadu sił) nasza żywotność, ale spada aktywność mózgu. Nauczmy się kontrolować swoje gesty, słowa, wszelkie reakcje o tej porze dnia.
Około wpół do ósmej w dalszym ciągu spada odporność fizyczna i aktywność umysłowa.
Nigdy nie planujmy na godziny wieczorne wykonywania trudnych prac, szczególnie umysłowych. Owszem, możemy nauczyć się czegoś albo przygotować do druku artykuł, pracę naukową, referat, ale jeśli zabierzemy się do tej pracy po siódmej wieczorem, to będzie nam szło jak z kamienia.
Niektóre osoby z konieczności wykonują pracę zawodową w nocy. Działanie zegara biologicznego ulega wtedy ustawicznym zakłóceniom, a zmęczenie w większej mierze wynika ze zmiany rytmu biologicznego zegara niż z braku snu.
Nawet wówczas, kiedy pracę nocną wykonuje się co drugi dzień, taka sytuacja trwa przez wiele lat, organizm człowieka nie przystosuje się całkowicie do zmiany naturalnego biologicznego rytmu.
Czy można idealnie ustawić swój biologiczny zegar?
Nie mam żadnych złudzeń: to jest prawie niemożliwe.
Spróbujmy zbliżyć się do normalności. Nauczmy się, przy odrobinie dobrej woli i trochę większym samozaparciu, umiejętnie rozkładać swoje prace zawodowe i domowe oraz czas odpoczynku, dostosowując je do zasobów energii, jakimi dysponujemy. Nie starajmy się na siłę wykonywać pracy umysłowej po południu, a wieczór przeznaczmy na odpoczynek.
Kiedy wracamy z pracy zmęczeni i w nie najlepszym nastroju, kiedy wyraźnie odczuwamy spadek sił, to znaczy, że źle nakręciliśmy zegar biologiczny, albo w ogóle zapomnieliśmy o jego istnieniu.
Jeśli człowiek żyje w zgodzie ze swoim rytmem biologicznym – żyje łatwiej i dłużej.
Kto ciągle powtarza, że nic nie pamięta, że musi wracać w określone miejsce, żeby sobie przypomnieć? – Ludzie starsi alba młodsi wiekiem, ale nie przykładający nigdy zbyt dużej wagi 00 gimnastyki pamięci.
Z tą gimnastyką, jest jak ze wszystkim innym w życiu: jeśli zacznie się wcześnie – nie będzie się miało później różnych kłopotów, potocznie, ale niekoniecznie prawidłowo zwanych – sklerozą.
Po co gimnastykować pamięć? Czy tylko po to, żeby nie dręczyły nas luki w pamięci?
Także po to. Ale przede wszystkim dlatego, że pamięć gimnastykowana nigdy się nie zestarzeje!
Kiedyś uważano, że pamięć to magiczny, nadprzyrodzony dar. Dziś ze pamięć należy do najciekawszych obszarów badań medycznych. Jedno pewne już jest ponad wszelką wątpliwość. Pamięć można ćwiczyć.
Są różne sposoby. Zacznijmy od trudniejszych, których zresztą próbował już Tomasz z Akwinu:
– łączmy każde słowo, które chcemy zapamiętać z jakimś obrazem albo symbolem,
– porządkujmy wspomnienia w pewien logiczny szereg,
– interesujmy się szczególnie tym, co naprawdę chcemy zapamiętać,
– często powracajmy do ważnych wspomnień. I nie tylko do tych, które dotyczą naszego, osobistego życia.
Musimy nieustannie ćwiczyć swoją pamięć, albowiem na starość zapominamy to samo, co zapominaliśmy w młodości. Już wielu naukowców stwierdziło, że jeśli w mózgu nie doszło do zmian patologicznych, to co najmniej do siedemdziesiątego roku życia nie pojawiają się w ogóle
żadne problemy z pamięcią, a wiele osób i później pamięta więcej niż można by się tego spodziewać. Z biegiem lat u ludzi, którzy od młodości w różny sposób starali się ćwiczyć swoją pamięć, wcale nie zmniejsza się kapitał praktycznych wiadomości nabytych w ciągu całego życia.
Opanowanie metod ćwiczenia pamięci ma taki sam sens, jak. .. zawiązywanie supełka na chusteczce do nosa. Trzeba tylko przyswoić sobie odpowiednią taktykę, która będzie odpowiadała cechom naszej osobowości, a następnie stosować ją bez przerwy, konsekwentnie.
Kilka wskazówek wstępnych: pamiętajmy, aby po każdym zmęczeniu umysłowym odpocząć. Trzeba się nauczyć sztuki optymistycznego patrzenia na siebie, na świat i na ludzi. Nie robić wokół siebie bałaganu, zamiłowanie do porządku trzeba sobie nakazać. Nie uciekać od ludzi,
nie milczeć, włączać się do rozmowy nawet wówczas, gdy wydaje nam się, że inni od nas są mądrzejsi, bardziej oczytani. Dużo czytać. Wierzyć ludziom, nie szukać u wszystkich i wszędzie znamion kłamstwa i złej wiary. Nie spieszyć się samemu i nie pozwolić, aby inni nas popędzali.
Słuchać muzyki, tańczyć, polubić gry sportowe.
A teraz uwaga. Aby móc dobrze zapamiętać fakty, zdarzenia, osoby, trzeba najpierw nauczyć się je spostrzegać.
Wycięłam sobie kiedyś z kolorowego pisma (żałuję, że nie znam autora tekstu) zestaw ćwiczeń na gimnastykę pamięci.
Pierwsze ćwiczenie to ćwiczenie wzroku. Po 10 razy patrzeć na lewo, potem na prawo – po kilka sekund, patrzeć tak samo w dal i z bliska, z odległości pół metra, patrzeć do góry, na prawo, w dół i na lewo. Potem powtórzyć ćwiczenie w kierunku odwrotnym, szybko, łagodnie mrugać powiekami (50 razy), zamknąć oczy, zacisnąć mocno powieki, otworzyć oczy, wykonywać trzy razy w każdą stronę koliste ruchy gałki ocznej. razem Niech ktoś napisze dla nas niewyraźnie jakąś literę. Patrzmy na nią uważnie i starajmy się ją rozpoznać. Jeżeli już nam się to uda, wyobraźmy ją sobie na ścianie odległej o około 5 metrów, znów przyjrzyjmy się „literze narysowanej, a potem’ wyobraźmy ją sobie w odległości około pół metra. Następnie oprzyjmy łokcie na stole i na trzy minuty rękami zasłońmy oczy. Rozluźnijmy się i myślmy o czymś bardzo przyjemnym.
Drugie ćwiczenie ma na celu naukę spostrzegania, a nie tylko patrzenia: patrzymy na ścianę albo na kawałek jakiegokolwiek muru i staramy się zapamiętać wszystkie detale – kolor, wypukłości, przybrudzenia, napisy itd. Po trzech minutach przyglądania się przechodzimy do innego miejsca i tam również staramy się zapamiętać jak najwięcej detali. Wracając do pierwszego
miejsca spostrzegamy szczegóły, których przy pierwszej obserwacji nie zauważyliśmy. To samo w drugim miejscu. Po dziesięciu podejściach liczba szczegółów na obydwu ścianach podwoi się. Oznacza to, że już zaczęliśmy lepiej obserwować.
Trzecie ćwiczenie. Rozbudzanie zmysłu dotyku. Końcem języka, końcami palców, czołem starajmy się rozpoznawać przedmioty w miejscu, do którego zostaliśmy przyprowadzeni z zawiązanymi oczyma.
Czwarte ćwiczenie. Zapamiętywanie figur geometrycznych. Ktoś przez dziesięć sekund pokazuje nam różne figury geometryczne na rysunkach. Po dziesięciu sekundach my sami musimy te figury natychmiast narysować na czystym kartonie. Oczywiście z pamięci.
Piąte ćwiczenie. Zapamiętywanie rysów twarzy. Kobietom przedstawia się zdjęcia pięciu mężczyzn (mężczyznom zdjęcia pięciu kobiet). Każde zdjęcie opisane jest imieniem i nazwiskiem. Należy przeczytać imiona i nazwiska, a następnie na podstawie rysów twarzy odgadnąć nazwiska co najmniej trzech osób. W następnej kolejności, na sygnał nazwiska, trzeba z pamięci opisać rysy twarzy osoby z fotografii. Wskazane jest powtarzanie tego ćwiczenia w odstępach jednego lub dwu
tygodni.
Szóste ćwiczenie. Zapamiętywanie nazwisk. Otrzymujemy nowe nazwiska. Należy, najlepiej na głos, każde z nich powtarzać po kilka razy. Po pewnym czasie – odtworzyć z pamięci.
Siódme ćwiczenie. Zapamiętywanie dźwięków. To ćwiczenie można nać na ulicy, w lesie albo na koncercie. Po powrocie do domu zmusić się o odtworzenia w pamięci kolejno każdego dźwięku.
Ósme ćwiczenie polega na zapamiętywaniu cyfr. Napisać dwadzieścia różnych cyfr w rzędzie, a potem w słupku. Najpierw zwrócić uwagę na liczby zakończone zerem, następnie na liczby złożone z tych samych cyfr, np. 66, a dopiero potem przejść do liczb, które coś oznaczają,
z czymś się nam kojarzą. Kiedy całkowicie zapamiętaliśmy liczby, kartę chowamy, a w następnym dniu o tej samej porze staramy się liczby odtworzyć z pamięci,
Dziewiąte ćwiczenie to zapamiętywanie przedmiotów: kładziemy na stole dwadzieścia przedmiotów przyniesionych nam przez inną osobę, każdy wskazujemy i nazywamy. Patrzymy na nie przez 4 minuty i odchodzimy. Po powrocie, w ciągu 10 minut należy napisać, jakie przedmioty
leżały na stole.
To ćwiczenie można stosować jak najczęściej. Bardzo dobrze ćwiczy pamięć.
Kiedy uchylasz usta pokazujesz zęby. Jakie one są? Zadbane, czyste, czy może? … Zęby mamy po to, aby chwytały, rozdrabniały i miażdżyły pokarm. Jeśli rodzice dbali o nasze zęby mleczne, to stałe są także znacznie mocniejsze ..
Korona zęba jest bardzo twarda i ma zabarwienie mlecznobiałe. Zabarwienie oraz twardość zawdzięcza warstwie okrywającej ją substancji zwanej szkliwem. Jeżeli nie dbamy o zęby, bądź źle czy mało systematycznie je myjemy, szkliwo ulega uszkodzeniu i komora zęba zaczyna psuć się. Małe nie leczone ubytki przeradzają się w duże dziury. Jeśli ciągle ociągamy się z pójściem do dentysty, ząb boli, aż wreszcie tracimy go zupełnie.
Aby móc z czystym sumieniem uśmiechać się serdecznie i bez wstydu pokazywać swoje zęby, trzeba pamiętać o higienie jamy ustnej. Jest tyle najróżniejszych, doskonałych past: tanich stosunkowo, krajowych i bardzo drogich (ale naprawdę dobrych) zagranicznych. Są w ogromnym
wyborze szczotki do zębów, nici do czyszczenia w szparach, do których nie dociera włosie szczoteczki i najróżniejsze płyny odkażające.
Jeżeli ktoś „zapomina” oczyścić dokładnie zęby przez trzy kolejne dni, to miękkie złogi na powierzchni zębów zamieniają się w kamień nazębny, którego nie można już usunąć przez samo, choćby najdokładniejsze, szczotkowanie i pastowanie. Gwałtowne pocieranie szczoteczką spowoduje zapalenie miękkiej, delikatnej tkanki dziąsła.
Proces zapalny pogłębiany będzie potem dodatkowo przez bakterie, które łatwiej i szybciej mnożą się w dziąsłach okaleczonych. Pojawienie się kamienia nazębnego to sygnał, że trzeba natychmiast pójść do dentysty. Większość osób lekceważy zanieczyszczenie zębów kamieniem.
Tymczasem bywa, że złogi kamienia umieszczają się poddziąsłowo i stają się niebezpieczne. Ogromny procent osób po trzydziestce cierpi na choroby przyzębia, zaliczane do grupy chorób społecznych. Przebieg choroby przyzębia bywa łagodny, ale zdarza się też, że prowadzi do powstawania ostrych stanów zapalnych z ropnym wysiękiem i znacznym rozchwianiem zębów. W mniej zaawansowanym stadium choroby, brzegi dziąseł są zaczerwienione, a przy dotyku szczoteczki – krwawią. Większość pacjentów obawiając się krwawienia rezygnuje z bardziej intensywnego czyszczenia zębów i powstaje błędne koło: na zębach za lekko, a więc źle czyszczonych – pozostawiona płytka bakteryjna pogłębia proces zapalny.
Pacjenci z chorobami przyzębia należą do osób bardzo niecierpliwych. Przeważnie domagają się od lekarza … antybiotyków albo innych, bardzo radykalnych środków. Bywa, że na własną rękę zaczynają poszukiwać w aptekach preparatów zagranicznych i stosują je, wierząc w ich
skuteczność. Tymczasem większość leków zdobytych na własną rękę działa jedynie objawowo, nie usuwając wcale głównej przyczyny choroby. Tylko lekarz stomatolog wie, jak leczyć chorobę przyzębia, a pacjent musi być mu bezwzględnie posłuszny i przestrzegać wskazówki dotyczące
higieny jamy ustnej. Leczenie chirurgiczne tej przykrej choroby jest możliwe, ale tylko wtedy, kiedy pacjent uprzednio zastosował się do poleceń stomatologa i przestrzegał kategorycznych reguł higienicznych. W pewnym wieku, nawet wówczas, kiedy pacjent dbał o swoje zęby, pojawiają się kłopoty prowadzące do utraty najpierw trzonowych, a potem coraz bliższych „frontu” zębów. Każdy, komu naprawdę zależy nie o na zdrowiu (ułamany ząb jest często źródłem infekcji), ale także na estetyce swojego wyglądu, powinien jak najszybciej uzupełnić brak wstawką lub protezą. Oczywiście nawet najdoskonalsza proteza nie zastąpi własnych zębów, ale z całą pewnością umożliwi normalne jedzenie oraz pozbawi kompleksów.
I jeszcze jedna sprawa. Młodzi ludzie często nie mogą zdecydować się na korektę swojego wadliwego uzębienia spowodowanego na przykład zaniedbaniem leczenia dziecka u ortodonty. Jest to nierozsądne. Technika protetyczna, która dziś stała się już prawdziwą –sztuką, może zdziałać prawdziwe cuda i upiększyć nas, dodając przy okazji pewności siebie.
NIE BÓJMY SIĘ OPERACJI PLASTYCZNEJ
Mijają lata i każda kobieta dochodzi do okresu stopniowego wygasania rozrodczych i hormonalnych funkcji jajników. Zaczyna się okres przekwitania. Ale jeszcze w okresie czynnego działania jajników na twarzy kobiety zaczęły pojawiać się zmarszczki, także fałdy – szczególnie w okolicy nosa, w pobliżu ust. Jest to zjawisko naturalne i w pewnej mierze związane nie tylko z przekwitaniem, ale także z mimiką. Około pięćdziesiątego roku życia zaczynają opadać dolne części policzków i twarz przybiera zarysy prostokątne. W następnej kolejności wiotczeje podbródek, a potem także piersi. Z biegiem czasu pojawiają się kłopoty z włosami – szczególnie wtedy, kiedy panie we wcześniejszych latach o swoje włosy nie dbały.
Co robić, a czego nie robić, aby nas czas nie pokonał?
Ładniej, młodziej, atrakcyjniej będzie wyglądała kobieta w pewnym wieku, która o higienę swego ciała, zębów i włosów dbała szczególnie już po ukończeniu trzydziestego roku życia. Młodą twarz będzie miała pani, która przestrzegała umiaru stosując od najmłodszych lat makijaż i stosowała się do pewnych reguł przy robieniu demakijażu. Ale uroda to nie tylko twarz – to wygląd całej postaci kobiety. A więc figura. Kto zapomniał o umiarze w jedzeniu ma figurę otłuszczoną, a więc brzydką. Czas najwyższy pomyśleć o odchudzeniu pod opieką lekarza.
Pewnych zmian w urodzie kobiety w pewnym wieku nie da się wprowadzić ani dobrymi chęciami, ani nawet systematycznymi, kosmetycznymi zabiegami. Najczęściej potrzebny jest specjalista chirurgii kosmetycznej.
Czy korekta chirurgiczna to coś nadzwyczajnego?
Ależ skąd. Szczerze zachęcam panie do oddania się w ręce specjalistów, których dziś nie trzeba, jak jeszcze przed laty, poszukiwać za pomocą protegujących przyjaciółek. Zachęcam do operacji plastycznej, która w istotny sposób może poprawić elementy szpecące twarz, do zabiegu powiększenia zwężonych z wiekiem ust. Można z powodzeniem zoperować sobie pomarszczoną twarz, zwisający albo za tłusty podbródek, usunąć opadające, dolne kąty policzków, „podciągnąć” pomarszczone czoło.
Pierwszą operację plastyczną przeprowadzono już w starożytnych Indiach. Było to … trzy tysiące lat temu. A więc chirurgia plastyczna, to nie jest wytwór ostatnich kilkudziesięciu lat. Moda na chirurgię plastyczną datuje się od roku 1964, kiedy to po raz pierwszy powiększono silikonem biust amerykańskiej panience zawodowo trudniącej się striptizem.
Chirurgia plastyczna zajmuje się leczeniem zniekształceń i odtwarzaniem brakujących struktur anatomicznych. Taką mniej więcej definicję można znaleźć w encyklopedii.
Ludziom o miłym wyglądzie łatwiej jest żyć w społeczeństwie. Kobiecie w pewnym wieku chirurgia plastyczna może nie tylko dodać pewności siebie, ale także przywrócić wiarę w życie, które jeszcze wcale się nie kończy, które właśnie zaczęło się przedłużać. Po prostu: zabieg w gabinecie chirurgii plastycznej zlikwidował to, co zrobiła już sama natura (której, jak wiadomo, oszukać się nie da) i przywrócił kobiecie młodszy wygląd.
W gabinecie chirurgii plastycznej „twarz bez wieku” można zrobić sobie w ciągu … trzech godzin, a pokazać się ludziom w miejscu pracy, w teatrze – po upływie zaledwie dwóch tygodni. Po operacji twarz pozostaje młodsza przez mniej więcej osiem lat ..•Potem, naturalnie, zabieg można powtórzyć.
Wiele kobiet cierpi z powodu szpecącego, wystającego brzucha. „Winowajcą” jest nadmierny apetyt, ale nie tylko. Także ciąże sprawiają, że mięśnie brzucha, rozciągnięte przez dziewięć miesięcy, po porodzie są już znacznie słabsze. Nadmiar skóry na brzuchu, tłuszcz na udach i pośladkach można dziś zlikwidować błyskawicznie za pomocą liposukcji. Operację w gabinecie chirurgii plastycznej wykonuje się w uśpieniu, odsysanie” tłuszczu odbywa się za pomocą specjalnych rurek o bardzo dużym otworze. Chirurg wykonuje tylko jedno, małe cięcie. Cięcia do
odsysania tłuszczu z ud i z pośladków też są maleńkie i po zagojeniu zupełnie ich nie widać. Przy dużym nagromadzeniu tłuszczu na brzuchu, po zabiegu odsysania trzeba jeszcze zrobić zabieg wycięcia nadmiaru skóry. Po tym zabiegu nosi się praktyczne i zupełnie nie krępujące ruchów elastyczne opatrunki podobne do elastycznego pasa do podwiązek. Ten opatrunek zapobiega ponownemu pofałdowaniu się skóry.
Na liście członków zwyczajnych Polskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej jest dziś blisko sto nazwisk lekarzy, mających za sobą stosowne staże i egzaminy, dużej klasy specjalistów chirurgii plastycznej. Warto oddać się w ręce wybitnych specjalistów nie
ryzykując ani swoim zdrowiem, ani urodą.
Kobietom w każdym wieku polecam zrobienie sobie ładnych, pełnych ust. A to za sprawą kolagenu (białko ze skóry wołu), który zostaje wstrzyknięty wraz ze środkiem znieczulającym w zagłębienia skóry. Przypominam, że usta kobiet po czterdziestce samoistnie stają się „cieńsze” i warto je powiększyć.
Zrób coś z sobą, nie pozwól, aby mówili, że skończyłaś dawno pięćdziesiąt lat i na dodatek wyraźnie to widać.
Kobieta pięćdziesięcioletnia powinna wyglądać tak, żeby .mężczyźni mieli ochotę ciągle ją adorować. Powinna mieć swój styl i być pewna siebie.
Powinna jednak zrezygnować z krzyczącego makijażu, z farbowania włosów na kolor młodej wiewiórki, z noszenia kolczyków do pasa i grubych łańcuchów na szyi, z bransolet, które – gdy porusza rękami – zagłuszają całą orkiestrę. Czas też pożegnać się z agresywnymi zapachami
perfum i dezodorantów, a zastąpić je delikatnymi, subtelnymi.
Kobieta pięćdziesięcioletnia musi być modna, ale z pewnym dystansem do mini i sweterków o dwa numery za małych. Nie ma potrzeby gonienia mody z zadyszką, ale też trzeba bezwzględnie odważnie rywalizować z dorosłymi córkami.
Nie opalać się, bo to niezdrowo, a na dodatek rysy twarzy stają się w opaleniźnie twarde, zmarszczki zaś w dwójnasób widoczne.
Jeśli lubisz kostiumy – unikaj tych „od pary”. Postarzają. Najlepiej łączyć żakiety ze spódnicami od drugiego kostiumu. Naturalnie zachowując harmonię kolorów i stylu. Znakomicie wygląda się w marynarkach jednolitego koloru ze spódnicami w kratę.
Jeśli kapelusz to w dobrym gatunku, z dużym rondem. W małych piotrusiach ładnie wyglądają tylko nastolatki.
Śmiech jest metodą na stres. Ale nie tylko. Uśmiechamy się w różnych okolicznościach, w różnych przypadkach, bo tego wymaga sytuacja. Często uśmiechamy się uśmiechem wyuczonym,uśmiechem zapożyczonym z telewizyjnego filmu, sztucznie przylepionym do ust. Nie o to chodzi. Ktoś powiedział, że żeby być zdrowym i sprawnym psychicznie
– trzeba się śmiać. Czasem przymuszać się nawet do śmiechu. Wynajdować sytuacje, które potrafią nas rozśmieszyć, do rozpuku, do łez, do utraty tchu. Każda chwila, której towarzyszy śmiech, to pogłębienie naszego oddechu, to lepsze dotlenienie, to relaks mięśniowy, a przede wszystkim relaks psychiczny- ponieważ w czasie śmiechu, gdy tyle w nas poczucia radości, wydziela się w organizmie zwiększona ilość adrenaliny, podnosi się ciśnienie krwi, krew szybciej krąży, przyspiesza się oddychanie i po prostu czujemy się zadowoleni, zrelaksowani, jakby młodsi. Śmiech powinien być bardzo ważnym elementem naszego życia, życia, w którym musimy być sympatyczni dla innych, akceptować otoczenie nie zawsze najsympatyczniejsze, starać się o to, aby być akceptowanym w każdym środowisku, „rozładować się” ze stresów pogodnym samopoczuciem. Tolerancją, wyrozumiałością i rozsądkiem, który powinien towarzyszyć nam w każdej sytuacji i górować nad emocjami.
Logiczne myślenie, dobre samopoczucie, uśmiech – powinny towarzyszyć nam na co dzień. Bo w ten sposób o wiele łatwiej jest żyć nam samym i nam wśród innych.
Bywają ludzie zadowoleni, pogodni, uśmiechnięci, nawet jeżeli nie mają do tego specjalnych powodów. Nie mówię oczywiście o wesołkowatości, ale o tym pogodnym usposobieniu, o wyrabianiu sobie siły – która pozwoli cieszyć się tym, że żyjemy, cieszyć się otoczeniem i pragnąć, by otoczenie miało powody cieszyć się nami.
Czasem słyszy się, jak ludzie mówią, że jedna osoba jest stara- właściwie od urodzenia, a inna jest młoda nawet na starość. Coś w tym jest. Bo nie tylko wygląd, nie tylko uroda, nie sposób bycia, ale własny sposób na życie wypracowany model kontaktów z ludźmi, swoje miejsce w rodzinie, wśród znajomych, w pracy, w społeczeństwie pozwalają nam często zachować młodość psychiczną aż do późnych lat.
I właśnie to chodzi, żeby kobiety, które mają tyle problemów i w rodzinie, tyle obowiązków i tak wiele kłopotów starały się wyrobić ten model życia w miarę wcześnie, by pozwolił im zachować dobrą kondycję, młodość i urodę na długie lata. Obecnie na świecie bardzo modne jest powiedzenie: Kobieta bez wieku, kobieta bez metryki. We Francji, na przykład, ogromnym nietaktem jest pytanie: „Ile pani ma lat?”. Myślę, że w każdej sytuacji powinno się odpowiadać: „Mam tyle lat na ile wyglądam, na ile świadczy o mnie moje zachowanie i moje samopoczucie”. Warto walczyć o to, żeby się nie starzeć fizycznie, psychicznie, żeby umieć pokonać czas, jego zgubną, niszczącą rolę.
ŻEBY NIE ISTNIEĆ TYLKO, NIE TKWIĆ W ŻYCIU, LECZ PO PROSTU ŻYĆ,
Ładowanie...