Rozmowa z Beatą Będzińską, lekarką, właścicielką znanego w całym kraju ośrodka leczenia otyłości, bohaterką wielu skandali medialnych.
Kiedyś o pani życiu i działalności zawodowej niemal codziennie informowały media. Prześcigały się w sensacyjnych doniesieniach. Ostatnio jest cisza. Co się stało?
– Miałam różnego rodzaju kłopoty. Wycofałam się z wielu środowisk, w których działałam. Zaniedbałam media i reklamę. Odmawiałam wielu spotkań.
Pani życie przypomina amerykański melodramat. Jak w filmie przeplatają się w nim sukcesy i upadki Przed kilku laty głośno było o pani ślubie z młodszym o 29 lat mężczyzną, a następnie o rozwodzie i wzajemnych oskarżeniach.
– Byliśmy razem 5 lat – od 1996 roku do 2001. Później, znów przez 5 lat, żyliśmy pomiędzy sądem a prokuraturą. Teraz wszystko jest już załatwione. W tym roku wzięliśmy rozwód bez o winie. Kosztowało mnie to mnóstwo zdrowia i pieniędzy.
Pani mąż domagał się dużych pieniędzy po rozwodzie. Chciał też stałej pensji w wysokości 2 tys. zł.
– Ta sprawa upadła. Jednak, gdy się ode mnie wyprowadzał, dostał sporą kwotę. Kupił sobie m.in. mieszkanie na chronionym osiedlu i samochód. Sądzę, że jeszcze sporo mu zostało.
Jak się poznaliście?
– Przez mojego znajomego z dawnych lat. Miał kłopoty ze zdrowiem, był na rencie, a ja wtedy szukałam kierowcy. Zaproponowałam mu pracę. Później się pobraliśmy. Przez pierwsze lata było spokojnie i bezpiecznie, choć momentami trochę nudno.
Kiedy małżeństwo zaczęło się rozpadać?
– W 2001roku okazało się, że A on chce odejść. J Dowiedziałam się tego od… jego mamy, która także pracowała w mojej firmie. Ona chciała, abym połowę swojego majątku oddała mężowi. Nie zgodziłam się i wtedy oni powiadomili urząd skarbowy o rzekomych nieprawidłowościach w firmie. Nasłali na mnie kontrole.
Pojawiła się też sprawa kamer, które były ponoć zainstalowane w gabinetach.
– Wiedziałam o monitorowaniu rejestracji i poczekalni. Natomiast o tym, że przez jakiś czas była też kamera w gabinecie, nie miałam pojęcia Pojawiła się tam po remoncie, który nadzorował mój mąż. Na szczęście wszystko zostało wyjaśnione w sądzie i przy okazji różnych kontroli.
Czy po nieudanym małżeństwie obawia się pani kolejnych związków?
– Przyglądam się mężczyznom bardzo dokładnie i już im nie wierzę.
Czy mimo to jest w pani życiu ktoś kolejny?
– I tak, i nie. Ja nigdy nie by-łam sama, choć bywało, że ten ktoś nie stał blisko mnie.
Mówi się, że była pani zamężna dwukrotnie lub trzykrotnie. Skąd te wątpliwości?
– Ta liczba nie ma większego znaczenia. Mnie na dobrą sprawę nie były potrzebne małżeństwa, bo mam potrzebę akcentowania własnego ja i wolności
Najmniej wiadomo o pani pierwszym małżeństwie, które zakończyło się rozwodem w 1970 roku.
– Nie chciałabym poruszać tego tematu. To trwało krótko i nie było istotne. Warto natomiast wspomnieć o kolejnym, z którego w 1973 roku przyszedł na świat mój syn Waldemar. Ono zakończyło się rozwodem w 1979 roku.
Czy w którymś z tych związków przeżyła pani wielką miłość?
– Jedyną wielką miłość, zupełnie jak ze starej romantycznej powieści lub filmu, przeżyłam w 1995 roku. Ten czas wspominam jak chodzenie z głową w chmurach. Można powiedzieć, że ta miłość przyszła w tańcu, bo spotkaliśmy się na charytatywnym balu maskowym, który prowadziłam. Byłam przebrana za fordanserkę, a on był przedstawicielem mediów na tej imprezie. Można powiedzieć, że przetańczyłam z moim partnerem cały rok.
Jak to się skończyło ?
– Rozstaliśmy się. Uznałam, że albo będziemy razem i uregulujemy swoje życie rodzinne, albo nie będziemy wcale. Przeliczyłam się… On prosił o zwłokę, ale ja byłam nieustępliwa. Mimo iż rozstanie nastąpiło z mojej inicjatywy, byłam później załamana.
Jaki jest pani typ mężczyzny?
– Opiekuńczy, ciepły, spokojny, partnerski, wyrozumiały…
Jest pani wymagająca?
– Przede wszystkim wymagam od siebie. Muszę być słowna, punktualna, obowiązkowa. To ważne wżyciu osobistym i w pracy.
W 1981 roku założyła pani pierwszą w Polsce klinikę zajmującą się walką z otyłością.
– Tak. We wrześniu będziemy obchodzić 25-lecie mojego ośrodka leczenia otyłości. Mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy pacjentów, którzy w sumie zrzucili ponad 600 ton.
Wiedzę na temat leczenia otyłości, czyli bariatrii, zdobywała pani za granicą?
– Tak, bo u nas nikt się tym problemem w latach 70. nie zajmował. Dlatego kształciłam się na własną rękę. Najdłużej byłam w Jugosławii, gdzie miałam znajomych. Uczyłam się także we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych.
Jaki jest pani sposób na Sukces?
– Ciężka praca i wytrwałość. Ja od życia nie oczekiwałam niczego za darmo. Zdarzało się, że pracowałam nawet po 16 godzin na dobę.
Podobno miała pani wiele operacji plastycznych.
– Tylko korektę nosa, bo uznałam, że jest za długi, i brody.
Jaka była najdziwniejsza plotka, którą usłyszała pani na swój temat?
– że mam perukę. Nieźle się z tego uśmiałam. Zawsze podobały mi się u siebie dwie rzeczy – włosy i imię
ROZMAWIAŁ
PIOTR POLOWY
FOT. Z ARCHIWUM BEATY BĘDZIŃSKIEJ
Ładowanie...